Alimenciarze zaleją więzienia
Przepisy mają być bezlitosne dla dłużników uchylających się od płacenia alimentów na dzieci. Parlament kończy prace nad zaostrzeniem przepisów. Więzieniom grozi zalew alimenciarzy.
Za niepłacenie alimentów kary mają być nieuniknione. Tak chce rząd Prawa i Sprawiedliwości, i przedstawił projekt zmian w kodeksie karnym. W ubiegłym tygodniu Sejm niemal jednogłośnie uchwalił odpowiednie zmiany w prawie. Jutro projektem zajmie się Senat.
Obóz rządzący spieszy się, by zmiany weszły w życie jak najszybciej. Problem wymaga pilnej interwencji, bo zaległości alimentacyjne narastają w zatrważającym tempie. Dane z 2015 roku wskazywały, że łączna suma zaległości alimentacyjnych w skali kraju to, bagatela, ponad 5 mld złotych. Tyle że już w połowie 2016 roku suma ta... podwoiła się! Łączna suma zaległości alimentacyjnych - grubo ponad 10 mld zł - jest równa połowie całorocznego budżetu programu „Rodzina 500 plus” - najdroższego programu socjalnego w historii III RP. Mniej więcej co dziesiąta złotówka z tej sumy to zaległości Pomorzan.
Alimenty to nie jest sprawa samych ojców. Ani samych matek. To sprawa rodziców, dziadków, sąsiadów, przyjaciół, kolegów z pracy, szefów, nowych partnerów życiowych… Nas wszystkich!
- grzmi rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar.
To jedna strona problemu - druga wygląda równie poważnie. Polskim więzieniom, już i tak ciasnym, grozi bowiem bezprecedensowa fala nowych osadzonych. Na liście dłużników alimentacyjnych figuruje bowiem 300 tys. osób. Tymczasem miejsc w polskich zakładach karnych jest... 80 tys. Według ostatnich wyliczeń Służby Więziennej, 90 proc. jest już zajętych. Jeśli prokuratury zaczną częściej kierować akty oskarżenia do sądów, to polskiemu więziennictwu grozi zapaść. Jak rząd zamierza poradzić sobie z tym wyzwaniem?
Z kodeksu karnego zniknąć ma niejasne kryterium „uciążliwego uchylania się” od płacenia alimentów jako warunek konieczny do ukarania dłużnika. Zamiast tego pojawić ma się nowy wyznacznik - rok więzienia grozić będzie już za trzykrotne niewypłacenie alimentów. Ściganie dłużników alimentacyjnych ma być też prostsze, bo prawni opiekunowie dzieci nie będą musieli udowadniać, że uchylanie się przez eks-małżonka od nałożonego obowiązku alimentacyjnego rujnuje im życie. Zaproponowane przez rząd PiS zmiany Sejm zaakceptował niemal jednogłośnie.
Rząd nie kryje, że uproszczenie przepisów ma jeden podstawowy cel - sprawić, by kara była nieuchronna. Ta nieuchronność ma być bodźcem do uregulowania swoich zobowiązań. Ale ma też drugą stronę. Liczba dłużników alimentacyjnych już dawno przekroczyła 300 tys. osób, z czego 23 tys. to sami mieszkańcy Pomorza. Tymczasem wolnych miejsc w więzieniach jest... ledwie kilka tysięcy. I to w skali kraju! Teoretycznie sąd orzekając o winie będzie mógł wybrać, czy ukarać więzieniem, grzywną, czy ograniczeniem wolności - stosownie do wagi przestępstwa. Tyle że, kiedy przejrzymy statystyki dotyczące zaległości alimentacyjnych zobaczymy, że znaczna część dłużników nie płaci swoich zobowiązań od lat. Przeciętny dłużnik alimentacyjny zalega z płatnościami na kwotę 33 tys. zł.
Ale ma też drugą stronę. Liczba dłużników alimentacyjnych już dawno przekroczyła 300 tys. osób, z czego 23 tys. to sami mieszkańcy Pomorza. Tymczasem wolnych miejsc w więzieniach jest... ledwie kilka tysięcy. I to w skali kraju!
Dr Paweł Moczydłowski, socjolog, kryminolog, b. szef Służby Więziennej, nie ma wątpliwości, że rząd musi zapewnić możliwości alternatywnego (dla osadzenia w zakładzie karnym) sposobu odbywania kary: - Dobrym pomysłem jest wykorzystanie dozoru elektronicznego jako formy zwiększenia nacisku na alimenciarzy, bez wyrywania ich z własnych środowisk. Dozór umożliwi im utrzymanie pracy, a przez to regulowanie zobowiązań alimentacyjnych. Poza tym jest znacznie tańszy, niż osadzenie w zakładzie karnym, dzięki czemu nie powoduje przerzucenia kosztów kary na podatników.
Miesięczne utrzymanie więźnia generuje koszty na poziomie przekraczającym 3 tys. złotych. Dozór elektroniczny jest dziesięciokrotnie tańszy. Dr Moczydłowski podkreśla, że bez upowszechnienia tego środka reforma PiS zakończy się dramatycznie. Tymczasem dotąd nie był on w zasadzie stosowany wobec alimenciarzy.
Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia, że to właśnie dozór elektroniczny ma być podstawową formą odbywania kary za długi alimentacyjne. Odbywanie kary w systemie dozoru elektronicznego pozwoli kontrolować, czy osoba skazana chodzi do pracy, co umożliwi egzekucję komorniczą zaległych alimentów.
Gwarantuje też, że ci, którzy z tego tytułu trafiają jednak do więzienia, mają pierwszeństwo w ubieganiu się o pracę. Tyle że praca w warunkach zakładu karnego to wciąż przywilej nielicznych. Obecnie, i to pomimo gwarancji, jedynie co trzeci alimenciarz może odpracować swoje długi za kratkami.
Niemniej problem niepłaconych alimentów wymaga pilnej interwencji. Zaległości alimentacyjne narastają w zatrważającym tempie. Rzecznik praw obywatelskich wspólnie z rzecznikiem praw dziecka powołali przed rokiem specjalny zespół ekspercki do zbadania rzeczywistej skali problemu. Z opublikowanego niedawno raportu wynika, że w całej Polsce alimentów nie otrzymuje już 1 mln dzieci. - To niemal co dziesiąte dziecko i młoda osoba do 25. roku życia. W grupie do 18 lat pokrzywdzonych jest jeszcze więcej, bo 14 proc. - alarmują eksperci.
Jak dodaje dr Paula Pustułka, socjolog z Uniwersytetu SWPS, wytłumaczeń tego zjawiska pojawia się wiele, niemniej sprowadzają się one generalnie do dwóch obszarów:
- Po pierwsze, mamy do czynienia z niewydolnością samego systemu. Mówiąc wprost, istnieje zbyt dużo ścieżek, które ułatwiają niepłacenie alimentów. A skoro egzekucja płatności jest postrzegana jako zazwyczaj niewykonalna i nieskuteczna, to pojawia się pokusa, by nie wywiązywać się z obowiązku - tłumaczy dr Pustułka. - Druga część tego problemu to powszechne przekonanie Polaków, że alimenty stanowią część „rozliczenia” między rodzicami. To, że w tytule wskazuje się, że alimenty płacone są na dzieci, nie przekłada się na świadomość społeczną - zauważa dr Pustułka. - Dla wielu alimenty to jest coś, co jedna strona nieudanego związku musi płacić drugiej. Rodzaj „haraczu” za krzywdy wyrządzone w związku dwojga dorosłych.
Eksperci alarmują, że w temacie alimentów sytuacja dzieci dramatycznie często schodzi na daleki plan. Wstrząsające wnioski płyną z badań postaw społecznych przeprowadzonych na zlecenie Krajowego Rejestru Długów BIG. Okazuje się, że 28 proc. badanych nie miałoby skrupułów, przepisując majątek na rodzinę tylko po to, by uciec przed wierzycielem - w tym przypadku własnym dzieckiem. Z kolei 37 proc. okazuje wyrozumiałość dla podjęcia pracy na czarno, by uniknąć ściągania długów z pensji.
Ta swoista wyrozumiałość społeczna dla dłużników alimentacyjnych znajduje swoje odzwierciedlenie w skuteczności postępowań egzekucyjnych. Ledwie co piąte kończy się sukcesem (przy przeciętnej skuteczności komorników na poziomie 30 proc.).
- Żenująca niska skuteczność egzekucji alimentów bierze swoje źródło w słabości instrumentów dochodzenia roszczeń alimentacyjnych - podkreśla dr Pustułka. - To, że my będziemy karać, czy choćby grozić surową karą więzienia alimenciarzom, nie pobudzi ich chęci łożenia na dzieci. Potrzeba bardziej kreatywnych mechanizmów, jak chociażby stosowane w niektórych państwach zabieranie prawa jazdy. To jedno z rozwiązań, które sprawdza się w praktyce.
Potrzeba bardziej kreatywnych mechanizmów, jak chociażby stosowane w niektórych państwach zabieranie prawa jazdy. To jedno z rozwiązań, które sprawdza się w praktyce
Ale eksperci zgodni są też co do jeszcze jednego - największe nawet eskalowanie kar nie przyniesie efektu, jeśli nie zmienią się postawy wobec zjawiska niepłacenia alimentów.
- Alimenty to nie jest sprawa samych ojców. Ani samych matek. To sprawa rodziców, dziadków, sąsiadów, przyjaciół, kolegów z pracy, szefów, nowych partnerów życiowych… Nas wszystkich! - grzmi rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar.
Innymi słowy należy zerwać ze społecznym przyzwoleniem na to zjawisko. Rzecznik praw obywatelskich przypomina, że niepłacenie alimentów to forma przemocy ekonomicznej, która dotyka najsłabszych członków naszej społeczności - dzieci.