Alternatywne historie Polski. Z Habsburgami na tronie Rzeczpospolita byłaby bezpieczna
Jakie byłoby nasze państwo bez rozbicia dzielnicowego i sprowadzenia Krzyżaków? Czy koronacja Ziemowita IV zamiast Władysława Jagiełły okazałaby się zbawienna w skutkach dla Polski? Dlaczego Konstytucja 3 maja zamiast ocalić, zgubiła nasz kraj? Fragment książki „Zwrotnice dziejów. Alternatywne historie Polski”, wywiadu-rzeki Wojciecha Harpuli z prof. Andrzejem Chwalbą, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Pan powiedział, że „opcja habsburska” mogła być zbawienna dla Polski. Zaintrygowało mnie to.
Przedstawiciele austriackiej dynastii mieli cztery podejścia do tronu polskiego: trzy elekcje oraz zakończone umową układy Zygmunta III Wazy z Ernestem. Każde z nich mogło skończyć się sukcesem. Pamiętajmy, że cesarz Maksymilian II i arcyksiążę Maksymilian III zostali obwołani królami. Grę o tron przegrywali o włos, zamiast Habsburgów koronowani zostali wtedy Stefan Batory i Zygmunt Waza. Mogło być inaczej. Dzieje I Rzeczpospolitej w dużym stopniu decydowały się podczas burzliwych elekcji. Państwo polsko-litewskie było potężne - poza Rosją i Turcją największe w Europie - ale jego ustrój był ewenementem w skali kontynentu. W żadnym z wielkich państw europejskich szlachta nie odgrywała tak dużej roli, a monarchowie nie mieli tak ograniczonych kompetencji. Od tego, w jakim kierunku potoczy się ewolucja ustrojowa i polityczna kraju w efekcie pierwszych wolnych elekcji, zależały jego późniejsze losy. Osoba monarchy, który mimo skrępowania władzy królewskiej przez sejm mógł mocno oddziaływać na procesy polityczne i społeczne, grała niezwykle ważną rolę.
Podsumujmy zatem. Walezy uciekł do Francji. Batory sprawdził się lepiej. Natomiast Zygmunt III Waza najpierw chciał ewakuować się do Szwecji, a potem tak nieudolnie próbował wzmocnić pozycję monarchy, że musiał mierzyć się z buntem szlachty. Po rokoszu Zebrzydowskiego z 1606 roku poważnych reform już nie próbował. Rozjątrzył za to prawosławie i Kozaków, wplątał kraj w wojnę ze Szwecją, pozwolił wyrosnąć fortunom magnackim i doprowadził do degradacji politycznej szlachty. Habsburgowie rządziliby lepiej?
Prawdopodobnie sprawniej, mieli w tym stulecia praktyki. Ale co ważniejsze: pod ich rządami Rzeczpospolita stałaby się ważnym elementem całego bloku państw habsburskich. Przedstawiciele tej dynastii panowali wówczas w Hiszpanii i Niderlandach, w swoich niemieckich krajach dziedzicznych, północnych Włoszech, Czechach i części Węgier. Byli cesarzami w Rzeszy Niemieckiej. Gdyby któryś z kandydatów habsburskich został królem Rzeczpospolitej, powstałaby trzecia, obok hiszpańskiej i austriackiej, linia habsburska: polsko-litewska. To oznaczałoby, że Habsburgowie stają się panami Europy. Tworzy się kontrolowane przez jedną dynastię europejskie imperium, którego Stary Kontynent nie znał od czasów Karola Wielkiego. Habsburgowie krok po kroku umacnialiby w nim władzę, prawdopodobnie zdobyliby także dominującą pozycję w Rzeszy Niemieckiej. Nikt w Europie nie byłby w stanie zagrozić połączonej potędze Hiszpanii, części Włoch, Niemiec, Polski, Litwy, Czech i Węgier. Rzeczpospolita jako ważny element tej „Habsburskiej Unii Europejskiej” byłaby bezpieczna - nie zagroziłaby jej ani Szwecja, ani Rosja, ani Turcja. Rozbiory byłyby wykluczone. Pierwszym poważniejszym wyzwaniem, z którym musiałby zmierzyć się ten ponadnarodowy organizm, byłaby dopiero Francja Napoleona Bonapartego. Nie jestem pewny, czy siły Francji i geniusz „małego kaprala” wystarczyłyby, by pokonać blok państw habsburskich. Sądzę, że rozpadłby się on dopiero w XIX lub XX wieku, gdy nacjonalizm obudziłby narody.
Czy nie przemawia przez pana krakowski sentyment do cesarza Franciszka Józefa, czasów Austro-Węgier i autonomii galicyjskiej?
Rzeczywiście, w Krakowie do dzisiaj dobrze się wspomina panowanie Habsburgów w Galicji, w niejednym domu szanuje się pamiątki związane z panowaniem Franciszka Józefa. Osobiście jestem pozbawiony sentymentu do tego rodu. Trudno historykowi zapomnieć, że Habsburgowie byli zaborcami, a do lat sześćdziesiątych XIX wieku traktowali Galicję jak kraj kolonialny. Wracając do tematu: jeżeli szukamy w polskiej historii momentów, które mogłyby zmienić jej bieg, to takim z pewnością byłoby zwycięstwo podczas którejś z pierwszych wolnych elekcji przedstawiciela Habsburgów.
Ale czy zmieniłoby to polską historię na lepsze? Patrząc na dzieje Węgrów i Czechów, można mieć wątpliwości. Węgrzy stali się współgospodarzami habsburskiego państwa dopiero w 1867 roku. Natomiast Czechy zupełnie straciły znaczenie polityczne, zostały przymusowo zrekatolizowane, elity wybito. Polska szlachta nie chciała Habsburga, bo wiedziała, jak ta dynastia poczyna sobie na Węgrzech i w Czechach.
Powoli, panie redaktorze. Habsburgowie potrafili być elastyczni. Rządzili w krajach zróżnicowanych pod każdym względem: etnicznym, politycznym, gospodarczym, wyznaniowym. W każdym pozyskiwali sojuszników, budowali stronnictwa. W Rzeczpospolitej oparliby się na arystokracji, ale nie odrzucaliby współdziałania ze szlachtą. Ich głównym zadaniem byłoby umocnienie swojej pozycji w kraju, zapewnienie ciągłości rządów w ramach dynastycznej linii Habsburgów polsko-litewskich.
Jeżeli w 1576 roku na tronie zamiast Batorego zasiadłby cesarz Maksymilian II, to rządy Habsburgów w Rzeczpospolitej nie zdążyłyby się utrwalić. Cesarz zmarł kilka miesięcy później.
Więc podczas kolejnej elekcji szlachta miałaby więcej powodów, by głosować za synami cesarza- byłaby już oswojona z Habsburgiem na Wawelu. Akurat cesarz pozostawiłby po sobie dobre wspomnienie, na Węgrzech i w Czechach rządził łagodnie, szanował przywileje stanowe, był obojętny wyznaniowo. A Ernest, Maksymilian III lub Maciej - bo nie możemy być pewni, który z nich zostałby wybrany podczas kolejnej elekcji - zapewne miałby dzieci i utrwaliłby dynastię. Nie możemy wykluczyć, że wcześniej czy później linia austriacka i polsko-litewska połączyłyby się. Władzę nad Rzeczpospolitą przejąłby cesarz.
Wrócę do poprzedniego pytania. Gdy Czechy w 1618 roku próbowały zrzucić habsburskie panowanie, zostały utopione we krwi. Po przegranej bitwie pod Białą Górą w 1620 roku posypały się wyroki śmierci, skonfiskowane majątki protestantów rozdano przedstawicielom rodów katolickich z Austrii, Hiszpanii i Włoch, a Czechy stały się dziedziczną posiadłością Habsburgów.
Czechy powstały przeciwko Habsburgom, bo cesarz Maciej nie szanował wolności religijnych, a jego następca Ferdynand II to wręcz katolicki fanatyk. Jednak w Czechach protestantyzm był zupełnie czymś innym niż w Rzeczpospolitej, stanowił wyznanie narodowe, niezwykle silnie zakorzenione we wszystkich warstwach społecznych. Konflikt Czechów z Habsburgami miał podłoże religijne i polityczne, zapoczątkował wojnę trzydziestoletnią, czyli ogólnoeuropejskie starcie katolików z protestantami. Nie sądzę, by w Rzeczpospolitej Habsburgowie rozpoczęli wojnę z innowiercami. Czekaliby, aż szlachecki kalwinizm sam wyschnie, jak faktycznie się stało. Ich postępowanie w tej sprawie nie różniłoby się zbyt od polityki wyznaniowej Zygmunta III Wazy, który sprzyjał kontrreformacji. Z pewnością w Rzeczpospolitej nie doszłoby do wydarzeń przypominających powstanie Czechów. Ważna byłaby też skala państwa - pamiętajmy, że Królestwo Czeskie było znacznie mniejsze. Proszę też zwrócić uwagę, że Habsburgowie zaczęli ograniczać prawa poszczególnych stanów i sejmu czeskiego szybciej niż na Węgrzech, bowiem w tym drugim kraju głównym celem Habsburgów okazało się pokonanie Turcji. Owszem, będą chcieli zapewnić sobie na Węgrzech dziedziczność tronu i osiągną to w 1687 roku, ale Madziarowie cały czas mieli sejm i przywileje stanowe, a kalwiniści węgierscy nawet w dobie kontrreformacji mogli wykonywać praktyki religijne. Owszem, szlachta węgierska kierowała wobec Habsburgów rozmaite pretensje, wzniecała powstania.
U nas mogło być podobnie.
Tak, ale Habsburgowie nie okupowaliby Rzeczpospolitej, tylko byliby wybranymi przez szlachtę królami Polski i wielkimi książętami litewskimi. Rządziliby tak, jak pozwalałyby im stosunki polityczne, stopniowo poszerzając zakres swej władzy i wprowadzając rozwiązania wzmacniające państwa.
Władcy scentralizowanej monarchii byliby w stanie rządzić w Rzeczpospolitej skrępowani wolą sejmu? Przecież szlachta podniosła bunt przeciwko Zygmuntowi III Wazie na samą wzmiankę o reformach wzmacniających władzę centralną.
Oczywiście, że mogłoby w Rzeczpospolitej dojść do buntu szlachty przeciwko absolutystycznym dążeniom Habsburgów. Powiem wprost: być może tylko by na to czekali.
Tak?
Jeżeli szlachta podniosłaby bunt przeciwko królowi, na pewno nie zakończyłby się on tak, jak rokosz Zebrzydowskiego, czyli zachowaniem politycznego status quo, sparaliżowaniem dążeń reformatorskich. Habsburgowie ten bunt by spacyfikowali i wykorzystali do wzmocnienia swojej władzy. Rokoszanie nie uzyskaliby łaski królewskiej. Wszystkie bunty antyhabsburskie w Czechach i na Węgrzech zostały stłumione. Nie ma powodu myśleć, że inaczej byłoby w Polsce.
Więc jednak szlachta słusznie obawiała się Habsburgów.
Szlachta wpatrzona w swoje wolności i przywileje rzeczywiście obawiała się ich utraty. Ale Habsburgowie byli zbyt zręczni i doświadczeni, by doprowadzić do „zderzenia czołowego”. Przede wszystkim i w pierwszej kolejności zapewniliby sobie faktyczną dziedziczność tronu w ramach dynastii, co ułatwiłoby im prowadzenie polityki w dłuższej perspektywie czasowej. Instytucji republikańskich w Polsce by nie likwidowali, ale zapewne stopniowo ograniczaliby ich kompetencje. Pozostałaby forma, ale zmianie uległaby treść. Przecież nie chcieliby doprowadzić do paraliżu władzy centralnej, jaki zapanował w naszym kraju w drugiej połowie XVII wieku i później. Zapewniliby Rzeczpospolitej sprawną administrację, pełniejszy skarb, liczniejszą stałą armię; wszystko, czego potrzebuje kraj, by dobrze funkcjonować. Rzeczpospolita w pewnym momencie stała się bezsilna i zniknęła z mapy Europy. Gdyby rządzili Habsburgowie, to można przypuszczać, że Polska i Litwa zostałyby wyposażone w instrumenty niezbędne do sprawnego działania państwa. Scentralizowane monarchie absolutne to wynalazek dopiero XVIII wieku. Sądzę, że do tego czasu rządy habsburskie w Polsce byłyby na tyle ugruntowane, że nad Wisłą, Niemnem i Dźwiną możliwe byłoby wprowadzenie rozwiązań w tym duchu. I to być może bez dużego oporu szlachty, która widziałaby korzyści wynikające z pełnienia ważnej roli w „Habsburskiej Unii Europejskiej”.
Gdybyśmy oddali władzę Habsburgom, przed Rzeczpospolitą otworzyłyby się nowe możliwości. I nikt by nam nie zagroził.
Jakie?
Przede wszystkim bezpieczeństwo zewnętrzne. W ówczesnej Europie nie byłoby państwa, które mogłoby zagrozić połączonym siłom państw habsburskich. Dla szlachty ważne byłoby też otwarcie perspektyw na kariery dworskie, na sprawowanie licznych urzędów, które musiałyby powstać. Z pewnością korzyści odniosłyby także miasta, dzięki otwa0rciu nowych rynków.
Habsburg na polskim tronie na pewno wplątałby Rzeczpospolitą w wojny z Turcją.
Ale czy to źle?
Szlachta nie chciała wojny z Turcją.
Ale wojny i tak wybuchły: najpierw w 1620 roku, a następnie w 1672 roku. Jan Sobieski spędził na walkach z Tatarami i Turkami prawie pół życia. Szlachta rzeczywiście nie paliła się do wojny z Turcją, ale stosunki Rzeczpospolitej z Portą i tak były napięte. Mieliśmy sprzeczne interesy na terenie Mołdawii i Wołoszczyzny, Tatarzy pustoszyli Ukrainę, a Kozacy regularnie łupili tureckie porty. Atak na Chanat Krymski i zaangażowanie Kozaków w wojnę na południowym wschodzie były w interesie Rzeczpospolitej - taki ruch w 1646 roku planował król Władysław IV. Plan króla, do którego przekonał część senatu, zakładał pokonanie - przy współudziale Moskwy - Ordy Krymskiej oraz oparcie granic Rzeczpospolitej o północne wybrzeża Morza Czarnego. To była jedna z najbardziej śmiałych polskich koncepcji militarnych w XVII wieku. Jeżeli udałoby się ją zrealizować, rozwiązany zostałby problem uciążliwych ataków tatarskich, a ukraińskie ziemie Korony zyskałyby impuls do rozwoju. Atak na Tatarów, którzy byli lennikami Osmanów, oznaczał wojnę z Turcją - z czym liczył się król, ale czego nie chciał sejm. Te plany nie doszły do skutku przede wszystkim w wyniku śmierci Koniecpolskiego w 1646 roku i króla Władysława IV dwa lata później. Skoro jednak istniały, to należy wziąć pod uwagę, że rządzący Rzeczpospolitą Habsburgowie wytyczyliby ten kierunek ekspansji wcześniej i uzyskali akceptację znacznej części szlachty. I, co niezwykle ważne, ekspansja w kierunku południowo-wschodnim pomogłaby rozładować problem kozacki.
Chce pan powiedzieć, że gdyby Polską rządzili Habsburgowie, nie byłoby buntów Kozaków, wyniszczającego powstania Chmielnickiego i kilkunastoletniej przegranej wojny z Rosją?
Można spodziewać się, że to kluczowe dla przyszłości Rzeczpospolitej zagadnienie zostałoby rozwiązane inaczej.
Czyli w ogóle zostałoby rozwiązane. Rzeczpospolita sobie z nim nie poradziła.
Właśnie. Wybuch powstania Chmielnickiego w 1648 roku to decydujący moment w dziejach Rzeczpospolitej oraz Ukrainy. W naszej historii to wydarzenie co najmniej tak istotne, jak unia polsko-litewska w Krewie z roku 1385. Wojna domowa z Kozakami, którzy zajęli wtedy około 40 proc. terytorium państwa, doprowadziła do eskalacji konfliktów na wszystkich możliwych frontach. Ujawniła słabość potężnego z pozoru państwa. Dała pretekst do ataku Rosji oraz zachęciła Szwecję, a później Turcję, by ruszyły na Rzeczpospolitą. Pasmo wojen rozpoczętych w 1648 roku zakończyło się dopiero po zawarciu pokoju w Karłowicach z Turcją w roku 1699. Do tego czasu Rzeczpospolita niemal cały czas musiała walczyć z którymś z tych trzech państw. Z tych zmagań wyszła już jako zupełnie inne państwo: bez połowy Ukrainy oraz wschodnich ziem Litwy ze Smoleńskiem. Zbierająca „ziemie ruskie” Moskwa zdobyła Kijów, wygrała walkę o prymat na wschodzie Europy. W dodatku, w Rzeczpospolitej utrwaliły się w tym czasie patologie ustrojowe, polityczne i społeczne, praktycznie uniemożliwiające wykonywanie przez państwo swoich funkcji. Jej kręgosłup został przetrącony w II połowie XVII wieku. Czasy saskie to już tylko trwanie bezsilnego, coraz bardziej zależnego od Rosji państwa. Próba wyrwania się z tej niemocy, zwieńczona Konstytucją 3 maja, zakończyła się tragedią rozbiorów.
Kluczem do uniknięcia tego scenariusza było rozwiązanie sprawy kozackiej?
Nie sposób odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Wiemy, że powstanie Chmielnickiego uruchamia ciąg zdarzeń, które w bardzo decydujący sposób zaciążyły na historii państwa polsko-litewskiego.