Amant, który zagubił się w swoich uczuciach
Wychowywał się bez ojca, co bez wątpienia zaważyło na jego życiu. I choć od małego musiał być odpowiedzialny, to nie został lekarzem.
Jest jednym z najpopularniejszych aktorów serialowych. Właściwie zagrał we wszystkich, które mają wysoką oglądalność. „M jak miłość”, „Na dobre i na złe”, „Barwy szczęścia” - można by wymieniać bez końca. Prawdopodobnie decyduje o tym jego image wrażliwego przystojniaka. Kobiety za nim szaleją, i to zarówno te, które znają go w realnym życiu, jak i te, które oglądają go tylko na małym ekranie. Nie narzeka więc na brak pracy.
- Zawsze miałem to szczęście, że trafiałem na fajne ekipy i utalentowanych partnerów. Nawet jeśli kogoś nie znałem, to tak się działo, że szybko mogłem go polubić. To prawdziwe szczęście. Lubię grać w serialach, chociaż jest to zupełnie inna praca niż w teatrze. Aktor powinien mieć szeroki wachlarz umiejętności, a wszędzie czegoś się uczy i jego aktorstwo staje się bardziej uniwersalne. Ważne, żeby się nie ograniczać tylko do teatru czy do filmu. Trzeba działać na różnych polach, żeby się rozwijać - deklaruje.
W młodości był wyjątkowo nieśmiały. Zapewne dlatego, że wychowywała go tylko mama. Ojciec opuścił rodzinę zostawiając żonę i dwóch synów. Wyjechał do pracy najpierw do Niemiec, a potem do Australii. Pewnego dnia do rodziny Grabowskich przyszedł list z drugiej półkuli, w którym ojciec postawił sprawę jasno: „Nie wracam”. Od tamtej porty Piotrek czuł w sercu nie dającą się niczym zapełnić pustkę. Kiedy wracał do domu i otwierał drzwi - zawsze przypominał sobie, że w mieszkaniu nie ma ojca. Kontakt z nim ograniczał się jedynie do świątecznych kartek.
- Ojciec miał pięknego wartburga. Zimą pojechaliśmy tym wartburgiem wszyscy na wycieczkę. Ojciec przyczepił do samochodu sanki i ciągnął mnie i Pawła przez las. Szybka to była jazda, parę razy się wywaliliśmy, ale śnieg był bardzo duży i nic się nikomu nie stało - opowiada aktor o najpiękniejszym wspomnieniu z dzieciństwa w „Świecie Kobiety”.
Chociaż brak ojca starał się wnukom wynagrodzić dziadek Piotrka, często goszcząc ich u siebie, tak naprawdę ciężar wychowania synów spadł na matkę. Była mądra i wrażliwa, nauczyła chłopców odpowiedzialności i samodzielności. Ponieważ świetnie gotowała, zawsze zabierała małego Piotrka ze sobą do kuchni. Mówiła: - Nie wiadomo, na jaką kobietę trafisz, musisz być samodzielny. A nawet jeśli ona będzie umiała gotować, to musisz jej pomagać.
Dzięki temu aktor sam potrafi zrobić dzisiaj wszystko w kuchni. - Miałem 17 lat, gdy mama wyjechała na kilka miesięcy do pracy do Kanady. To były niełatwe lata 80., było jej ciężko utrzymać nas z jednej urzędniczej pensji. Zostałem z młodszym o 5 lat bratem i nagle musiałem stać się głową rodziny. Oczywiście na obiady chodziliśmy do babci, ale z całą resztą musieliśmy radzić sobie sami. Robiłem zakupy, śniadania, kolacje, pilnowałem, żeby Paweł nie spóźnił się do szkoły. To była moja pierwsza ważna lekcja odpowiedzialności - wspomina w „Świecie Kobiet”.
Jako nastolatek nabrał pewności siebie - być może dlatego, że został punkiem. Chodził na koncerty Kultu, nagrywał je i słuchał potem w domu. Próbował nawet grać na gitarze - ale ostatecznie zaniechał zabawy w muzykowanie. Bo zdecydowanie wolał czytać. Dzięki temu dobrze się uczył.
Nic więc dziwnego, że mama i dziadkowie myśleli, że pójdzie na medycynę i zostanie lekarzem. Zapisała się nawet na kursy przygotowawcze do egzaminów, ale kiedy przyszło do zajęć w prosektorium - zrezygnował. I zaczął myśleć o wyborze innej przyszłości.
- Już w drugiej klasie razem z kolegami i koleżankami z klasy postanowiliśmy założyć kabaret. Wspólnie pisaliśmy scenariusze, a ja się w tym odnalazłem. Po raz pierwszy miałem też do czynienia z widownią. Zawsze byłem człowiekiem introwertycznym, obserwowałem bardziej niż uczestniczyłem i stałem trochę z boku. Gdy wyszedłem po raz pierwszy na scenę, poczułem się na niej bardzo dobrze - byłem wolny i swobodny. Dało mi to do myślenia, bo chciałem wykonywać zawód, który będzie dla mnie drogą rozwoju. Taki właśnie był początek otwierania się na ludzi, co trwa do dziś - mówi.
Kiedy ogłosił w domu, że chce zdawać do szkoły aktorskiej, wszyscy byli zdziwieni. Mama nie sprzeciwiała się, ale nie wierzyła, że się dostanie. Najbardziej protestowała babcia.
- A cóż to za zawód dla mężczyzny? - mówiła.
Być może dlatego to poczucie zażenowania, że jest aktorem, zostało Piotrowi... do dziś. - Nie jest to dla mnie powód do dumy. Bo cóż ja takiego robię? Żongluję przed kamerą lub na scenie swoimi emocjami - śmieje się.
Świeżo upieczony maturzysta postanowił wybrać się na studia na drugi kraniec Polski. Mieszkał w Szczecinie, a dostał się do szkoły aktorskiej w Krakowie.
- Myślałem, że to fajne miejsce do studiowania - przyznał potem. I był to dobry wybór, bo zauważono go już w czasie nauki, dzięki czemu od razu po zrobieniu dyplomu trafił do dwóch najbardziej prestiżowych teatrów pod Wawelem - Starego i Słowackiego.
W tym drugim Piotr poznał koleżankę po fachu. Niebawem stanął z Martą na ślubnym kobiercu. Owocem ich związku jest dwójka dzieci. Ich narodziny okazały się dla młodego aktora ważną w życiu cezurą .
- Myślę, że gdybym nie miał dzieci, byłbym nieszczęśliwy. Przyjście na świat dziecka dla mnie było takim przełomowym momentem. Bo wtedy okazuje się, że temu małemu człowiekowi jesteś w stanie bardzo dużo poświęcić, dla niego rezygnujesz z egoizmu. To jest największa odpowiedzialność i miłość do końca życia - tłumaczy w „Świecie Kobiet”.
Aby zapewnić rodzinie dostatek, Piotr zdecydował się szukać pracy w Warszawie. I rzeczywiście, udało się. Znalazł nie tylko kolejne angaże w stołecznych teatrach, ale także w telewizji.
Nic dziwnego, że przystojny aktor z czasem poczuł się w Warszawie jak ryba w wodzie. Żona nie była jednak zachwycona tym, że jej mąż coraz rzadziej bywa w domu.
W 2007 roku Piotr poznał na planie „Tajemnicy twierdzy szyfrów” młodą i piękną Annę Dereszowską. I niemal od razu wybuchł między nimi romans. Początkowo oboje ukrywali ten związek przed swoimi partnerami. W końcu wszystko postawili na jedną kartę.
Piotr oznajmił żonie, że odchodzi i przeprowadził się do Warszawy. Anna rozstała się z dotychczasowym narzeczonym i przeprowadziła się do nowego wybranka.
Kiedy media dowiedziały się o wszystkim, zaczęła się nagonka na parę.
- Byliśmy oboje świadomi, co ta decyzja pociągnie za sobą. Ale podjęliśmy ją. I myślę, że bardzo świadomie. Czasami jest mi ciężko, bo tylko co jakiś czas mogę się widywać z moimi dziećmi - Olą i Maciusiem. Ale spotykamy się najczęściej, jak się da. Był taki moment, kiedy zacząłem się bać, bo wydawało mi się, że więź między nami się zerwała. Ale teraz wszystko idzie ku dobremu. Jesteśmy cały czas ze sobą blisko. To jest dla mnie niezwykle ważne -wyjaśniał aktor w „Gali”.
Nowy związek przypieczętowały narodziny córki Piotra i Anny - Lenki.
Para nie posiadała się ze szczęścia i wszystko wskazywało, że kiedy medialna burza ucichnie, będzie mogła się cieszyć w pełni swoją radością.
Tak się jednak nie stało. Dosyć szybko na związku Piotra i Anny zaczęły pojawiać się coraz wyraźniejsze rysy. I w końcu każde z nich poszło w swoją stronę.
- Czasem miłość gaśnie nawet wtedy, gdy o nią dbasz. Potrafimy ustawić swoje życie zawodowe, przewidzieć, zaplanować. Skupiamy się na karierze, obowiązkach, zaspokajaniu swoich potrzeb, natomiast zapominamy o potrzebach i oczekiwaniach partnera - tłumaczył Piotr w „Tinie”.
Jedni twierdzą, że zawinił pracoholizm Dereszowskiej, inni, że Grabowski był zazdrosny o jej sukcesy.
Ona znalazła pocieszenie w ramionach fotografa Daniela Duniaka, a on podobno próbował wrócić do żony. Ta jednak, jak donoszą kolorowe pisma, nie chciała o tym słyszeć.
Autor: Paweł Gzyl