Z więzienia wyjdzie najwcześniej za cztery lata. A oszukanym kobietom musi zwrócić 904 674 zł.
– Z taką sprawą w mojej praktyce adwokackiej mam do czynienia po raz pierwszy. Nie sądzę, by takie sprawy były na terenie Gorzowa i okolic – mówił nam wczoraj w sądzie Jacek Sobusiak. Był obrońcą z urzędu w sprawie 40-letniego Marka Ł., który rozkochał w sobie i oszukał sześć kobiet na prawie milion złotych! Gdy 40-latek został zatrzymany we wrześniu ubiegłego roku, od razu został nazwany gorzowskim „Tulipanem”. Skąd ten przydomek? Nawiązuje do słynnego Jerzego Kalibabki, który sporo ponad 30 lat temu uwiódł, a następnie oszukał tysiące kobiet. W 1987 roku powstał o nim serial – „Tulipan”.
Jego gorzowski odpowiednik – mecenas Sobusiak zwraca jednak uwagę, że skala jest nieporównywalna – swoje „wybranki” poznawał przez internet. Umieszczał w nim rzekomo swoje, ale w rzeczywistości kradzione zdjęcia. Kobiety myślały, że mają do czynienia z amantem, z którym można spędzić życie. Tymczasem Markowi Ł., który na bożyszcze pań nie wygląda, chodziło o wyłudzenie pieniędzy. On sam ma rodzinę. Gdy policjanci wprowadzali go na salę rozpraw, stojąca na korytarzu córka podbiegła, by dać mu całusa.
Żeby wyciągnąć od kobiet pieniądze, mężczyzna był cierpliwy. Znajomości, które nigdy nie zakończyły się spotkaniem w rzeczywistości, potrafił utrzymywać przez długie miesiące. Wszystko po to, by wzbudzić w paniach zaufanie.
Mechanizm działania „Tulipana” był bardzo prosty. Zawsze wybierał łatwe cele. Jedną z oszukanych była rozwódka z dwojgiem dzieci. 40-latek przekonywał ją, jak bardzo ceni sobie wartości rodzinne. Niestety, kobieta dała się zwieść. Podobnie jak pięć innych. Żeby dać pieniądze gorzowianinowi, panie potrafiły sprzedać samochód, a nawet mieszkanie!
– Marek Ł. grał na uczuciach. Były różne okoliczności, w jakich wyłudzał pieniądze, na przykład twierdził, że dzwoni ze szpitala, bo ma połamaną nogę. Tak kierował rozmowami, aby uzyskać zwykłe ludzkie uczucia, zwykłą litość – zdradzał wczoraj dziennikarzom Sebastian Kaszewski, pełnomocnik oszukanych kobiet.
Proces Marka Ł. był tajny. Media mogły wejść do sali rozpraw tylko na kilka minut, gdy sędzia Maciej Szulc odczytywał wyrok. Jego wysokość to efekt porozumienia między prokuratorem, pokrzywdzonymi i oskarżonym. Zdaniem Kaszewskiego kara wydaje się sprawiedliwa i odpowiednio surowa.
Marek Ł. za oszukanie kobiet, a także za to, że w 2004 roku wyszedł z zakładu karnego na przepustkę i postanowił nie wrócić do więzienia, został skazany na pięć lat odsiadki. O możliwość skorzystania z warunkowego przedterminowego zwolnienia będzie mógł ubiegać się nie wcześniej, jak po czterech latach. To nie wszystko. Gorzowianin będzie musiał też oddać oszukanym kobietom ich pieniądze. Iwonie – 35 tys. zł, Aleksandrze – 32 tys. zł, Anecie – 15 tys. zł, Monice – niecałe 618 tys. zł, Małgorzacie – 125,5 tys. zł i Agnieszce – ponad 79 tys. zł. Dokładnie 904 674 zł. Do tego musi zapłacić koszty wynajęcia pełnomocnika przez jedną z pokrzywdzonych.
Dodajmy, że obowiązek zapłaty to nie jest tylko zapis na papierze.
– Obowiązek nie będzie dotyczył tylko czasu odbywania kary, ale również, gdy oskarżony wyjdzie z więzienia – podkreśla mecenas Sobusiak.
Wyrok nie jest prawomocny. Ponieważ jednak Marek Ł. dobrowolnie poddał się karze, nie należy spodziewać się apelacji.
– Jak by pan ocenił postawę kobiet? – pytali wczoraj obrońcę dziennikarze.
– Pozostawię to bez komentarza. Można mieć wątpliwości, czy granice między oszustwem a naiwnością zostały utrzymane. Ta sprawa to nauczka dla nas wszystkich, którzy powinniśmy być ostrożniejsi w momencie, kiedy wydajemy swoje pieniądze – odpowiedział mecenas Sobusiak.