Amber Gold. Bliski finał najgłośniejszej afery ostatnich lat
Sprawa Amber Gold przez te wszystkie lata nie schodziła z pierwszych stron gazet. Marcin P. został oskarżony o 4 przestępstwa, a jego żona Katarzyna P. o 10. W trakcie przewodu sądowego odbyło się ponad 180 rozpraw, podczas których przesłuchano około 730 świadków i 10 biegłych. Właśnie trwa odczytywanie wyroku
Marcin P. i jego żona Katarzyna mieli, zdaniem śledczych, oszukać tysiące osób. Nie przyznają się do winy, ale sąd podzielił opinię oskarżających ich prokuratorów.
Marcin P. i jego żona Katarzyna P. są winni zarzutów - oszustwa, wprowadzenia klientów w błąd, a także prowadzenia działalności parabankowej bez zezwolenia. Po trzech latach, Sąd Okręgowy w Gdańsku wydał wyrok w jednej z najgłośniejszych spraw ostatnich lat - jego odczytywanie może potrwać nawet trzy miesiące.
Oskarżonych na sali rozpraw nie było. Przed sądem stawiło się za to dwoje prokuratorów, przedstawiciel Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) jako oskarżyciel posiłkowy oraz mec. Anna Żurawska, obrońca Katarzyny P.
- Nie przewidywałem, że oskarżony może nie być zainteresowany podjęciem przez sąd rozstrzygnięcia. Jakby nie patrzeć, w bardzo głośnym procesie, którego wynik śledzi praktycznie każdy polski obywatel z punktu widzenia wydźwięku, jaki ten proces za sobą niesie. Jest to dla mnie zaskoczenie - skomentował prokurator Janicki.
Prokurator, rzeczywiście, mógł być zaskoczony - sprawa Amber Gold przez te wszystkie lata nie schodziła z pierwszych stron gazet. Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a jego żona Katarzyna P. o dziesięć. W trakcie przewodu sądowego odbyło się ponad 180 rozpraw, podczas których przesłuchano około 730 świadków i 10 biegłych. Część przesłuchań odbyła się za granicą, m.in. w USA, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii. Prowadziły je polskie ambasady lub konsulaty.
W drugiej połowie kwietnia bieżącego roku przed sądem rozpoczęły się mowy kończące proces. Jako pierwsi głos zabrali prokuratorzy - wnieśli o kary 25 lat więzienia dla każdego z oskarżonych.
- Wydaje się, że kara wnioskowana przez prokuraturę jest surowa, wysoka i dolegliwa. Rzeczywiście tak jest. Ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności sprawy, sumę wyłudzonych pieniędzy i liczbę pokrzywdzonych i oszukanych osób, jedynie taka kara jest w stanie spełnić swoją rolę w zakresie indywidualnego oddziaływania, jak i zakresie prewencji, a także zadośćuczyni społecznemu poczuciu sprawiedliwości - mówiła prokurator Izabela Janeczek. I tłumaczyła, że oto „dwoje całkiem zwyczajnych ludzi, wymyślając, na szczęście, niedoskonały i przeciętnie skomplikowany plan oszustwa, spowodowało nieprzeciętne wręcz skutki w postaci szkody majątkowej, która jest jedną z największych w polskich procesach karnych, a z pewnością taką, która dotknęła największą liczbę pokrzywdzonych”. Działanie oskarżonych, zdaniem pani prokurator, cechowało „wyrachowanie i bezwzględność”. Poszkodowani przez Marcina i Katarzynę P. stracili „renty, emerytury, oszczędności, a często także dorobek całego życia”.
23 kwietnia stanowisko kończące postępowanie wygłosił obrońca Marcina P. - Michał Komorowski.
- Czego mój klient może oczekiwać od tego procesu, skoro już 26 listopada 2012 r. usłyszał od składu sędziowskiego, że jego wyjaśnienia uważane są za niewiarygodne (...) Czego może oczekiwać oskarżony, kiedy 29 marca słyszy, że przygotowany jest już projekt wyroku skazującego wobec niego? I dlatego moja sytuacja jako obrońcy ma charakter szczególny, bo oskarżony wie, w jakiej sytuacji się znajduje i spodziewa się, jaki finał tego procesu go spotka - oświadczył adwokat. Przekonywał, że prokuratura nie wykazała wszystkich przesłanek, które są konieczne, aby udowodnić popełnienie przez Marcina P. przestępstwa oszustwa. - Marcin P. stanął pod zarzutem tego, że wprowadzając w błąd kilkanaście tysięcy osób, doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Żaden z pokrzywdzonych nie miał kontaktu z oskarżonym - to wprowadzenie w błąd nie miało więc charakteru bezpośredniego - ocenił Komorowski. Było też o „nagonce w mediach”, która nie stawiała jego klienta w dobrym świetle.
Mniej więcej w tym samym czasie - 15 maja zakończyło się posiedzenie sejmowej komisji śledczej, która miała wyjaśnić kulisy afery Amber Gold. Jej szefowa, Małgorzata Wassermann, zaprezentowała projekt raportu końcowego z prac.
- Dla mnie po trzech latach prac komisji nie ma żadnych wątpliwości, że Marcin P. był tzw. słupem - powiedziała. Kto miałby stać za Marcinem P.? Na razie nie wiadomo.
Chociaż Sylwester Latkowski, publicysta, były szef tygodnika „Wprost”, wymienia takie osoby.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień