Amerykanie w obronie Rzeczpospolitej [rozmowa]
Rozmowa z gen. dyw. w stanie spoczynku Leonem Komornickim, byłym zastępcą szefa Sztabu Generalnego, doradcą BCC.
Wysłanie do Polski amerykańskiej brygady pancernej wpłynie na wzrost naszego bezpieczeństwa?
Jeśli się u nas znajdzie, to z punktu widzenia politycznego będzie miała istotne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski i regionu. Przypominam, że my sami powinniśmy zadbać o niezbędne bezpieczeństwo państwa flankowego NATO. Należy robić wszystko, żeby nasze siły zbrojne były zdolne do przeciwstawienia się potencjalnym zagrożeniom. Z tym mamy wyjątkowo dużo do zrobienia. Opisałem to szczegółowo w ubiegłorocznym raporcie „Stan siły obronnej państwa”. Z przykrością twierdzę, że z obowiązku zagwarantowania bezpieczeństwa i realizacji konstytucyjnych zadań sił zbrojnych zrobiono niewiele. Dlatego pojawienie się amerykańskiej brygady będzie elementem wzmacniającym, ale sama siła obronna naszego państwa jest dziś niesatysfakcjonująca, wręcz niegodna państwa tej wielkości należącego do NATO.
Bo wydajemy za mało na wojsko czy nie ma polityków, którzy potrafią o tym decydować?
Kierowano się niewłaściwą oceną sytuacji bezpieczeństwa w Europie. Uważano, że Rosja przystąpiła do rozmów pokojowych i nie zagrozi nam przez sto lat. Wydarzenia na Ukrainie i modernizacja rosyjskich sił zbrojnych świadczą o tym, że Rosja nie zrezygnowała z imperialnych zamiarów i nigdy nie miała ochoty z nich rezygnować. Tam w ciągu ostatnich 20 lat uporządkowali szyki po rozpadzie Związku Radzieckiego. Zagrożenia nigdy nie zmalały i nie ustaną przy takiej ideologii potencjału armii rosyjskiej. Nie mamy wyboru - musimy zbudować taką siłę obronną państwa, którego siły zbrojne będą zdolne do przeciwstawienia się potencjalnej agresji. Przez lata koncentrowano się na misjach - irackiej i afgańskiej nie tylko pod kątem uzbrojenia i wyposażenia polskich żołnierzy, ale także szkolenia. Zaniedbano rozwój myśli wojskowej, sztuki operacyjnej przygotowującej sztaby i wojska do obrony Rzeczpospolitej.
W „Polsce” twierdzi Pan, iż „efektywność czołgu w obronie wynosi zero”. To po co u nas amerykańskie czołgi?
Z punktu widzenia militarnego nie wzmocnią naszej siły obronnej, ale z politycznego - jak najbardziej. Obecność jednostek Stanów Zjednoczonych pokazuje, że stroną w potencjalnym konflikcie są Amerykanie. To może mieć charakter odstraszający. Zamiast czołgu - lepiej dać żołnierzowi przenośny pocisk przeciwpancerny typu Spike, to tańsze i skuteczniejsze rozwiązanie. Czołgi są do działań uderzeniowych. Nasza 11 lubuska dywizja pancerna ma wykonać swoje uderzenie za Wisłą. Jeśli utracilibyśmy stolicę i rubież na Wiśle, to byłoby po wojnie. To już byłaby utrata suwerenności. Tylko ta dywizja miałaby do pokonania kilkaset kilometrów! A z Białorusi do Warszawy jest 140 kilometrów. Ile po drodze jest rzek? Bardzo dużo! A czy infrastruktura drogowo-mostowa i kolejowa jest przygotowana do przegrupowania nawet w czasie pokoju tych czołgów? Jeśli mosty zostałyby zniszczone, to ile pontonowych należałoby postawić? Jak je osłaniać? Mamy pułki przeciwlotnicze? Nie mamy! Ta dywizja nigdy nie dojdzie do Wisły. Od Przemyśla do Suwałk, na strategicznym odcinku 850 km mamy jedną brygadę zmechanizowaną w Wesołej.
Czym skutecznie mamy przeciwstawić się ewentualnej agresji?
Obecny rząd forsuje koncepcję obrony terytorialnej. Kiedy byłem zastępcą szefa Sztabu Generalnego, też o to zabiegałem. Stworzyliśmy na wschodzie kraju trzy brygady OT w Zamościu, Białymstoku i Mińsku Mazowieckim. Dziś ich nie ma. Dlaczego zostały rozwiązane? Bo ta koncepcja była wyśmiewana i upokarzana.