Miały gotować żołnierzom armii USA i zarabiać krocie w dolarach. - Obiecywali nam złote góry, a zwolnili jednym SMS-em- skarżą się zatrudnione przez brytyjską firmę IDS pracownice kuchni żagańskiej jednostki.
To miała być praca marzeń. Nie wyglądała na ciężką, nigdzie indziej nie dostałybyśmy takich pieniędzy - podkreśla Aurelia Grześkowiak z Żagania. - Do naszych zadań należało podgrzanie gotowych pakietów z jedzeniem, podanie ich amerykańskim żołnierzom i posprzątanie stołówki. Świetnie dogadywałyśmy się z amerykańskimi kucharzami, byłyśmy zadowolone, atmosfera pracy była bardzo dobra. Pod koniec lutego niespodziewanie SMS-em dostałyśmy wypowiedzenia. Wielu z nas nie wypłacili wszystkich pieniędzy i mamy wątpliwości, czy odprowadzili za to składki do ZUS. Sprawdzamy po kilka razy dziennie i nic. Choć firma zapewnia, że składki opłaciła.
Gdy w styczniu do Żagania przyjechali żołnierze amerykańskiej armii, firma IDS, z siedzibą w Wielkiej Brytanii, ogłaszała się we wszystkich lokalnych mediach z naborem pracowników do kuchni. Na spotkaniach organizacyjnych kuszono ludzi zarobkami od 2,5 tys. zł dla niewykwalifikowanej pomocy kuchennej do 5 tys. zł dla doświadczonego kucharza. Wiadomości szybko rozniosły się po okolicy. Biuro, zorganizowane początkowo w jednym z żagańskich hoteli, już od końca grudnia, od rana do wieczora, oblegane było przez chętnych do pracy. Umowy podpisywano z każdym, kto się zgłosił.
Po interwencji dziennikarzy „Gazety Lubuskiej” kilku zwolnionym pracownicom na konta w ZUS wpłynęły zaległe składki.
Kilkudziesięciostronicowy dokument w języku polskim i angielskim nieco dziwił, ale ludzie pozostający bez pracy podpisywali go bez dokładnego czytania. Zwłaszcza że każdemu mówiono, że w każdej chwili może się wycofać.
Kruczki wyszły dopiero w praniu. Kobiety, bo głównie je werbowano do pracy, miały pracować w systemie zmianowym od godziny 3 rano do 20 z godzinną przerwą lub od godz. 15 jednego dnia do 6 następnego. W praktyce też było inaczej. - Ja pracowałam np. tylko trzy dni. Miałyśmy czekać na SMS, kiedy mamy przyjść do pracy - wylicza Mirosława Flaga. - Nie rozliczyli się z nami tak jak obiecywali, PUP rozkłada ręce, a w ZUS-ie dowiadujemy się, że nie mamy odprowadzanych składek, choć panie z biura w Żaganiu twierdzą, że wszystko jest zgodnie z prawem.
- Gdyby dali nam to, co obiecali, nie byłoby źle - dodaje Adrianna Prusinowska. - Bo można było naprawdę nieźle zarobić.
Te, które pracowały kilkanaście dni, mogą się uważać za szczęściary. Potwierdza to Joanna Mazur, która za przepracowane w styczniu 5 dni dostała 1 tys. zł wypłaty, a za 8 dni pracy w lutym 1,4 tys. zł. - Nie dali nam nawet szansy dłużej popracować, jednym SMS-em rozesłali wypowiedzenia. A teraz boimy się, że to, co zarobiliśmy, będziemy musieli przelać sami sobie na składki do ZUS. Ja akurat nie miałam pracy, byłam w podbramkowej sytuacji, ale wiem, że wiele osób zrezygnowało z innych posad.
- Pracowałyśmy po kilkanaście godzin, obiecywano nam nadgodziny, premie za pracę w nocy, niedzielę i święta, a przy rozliczeniu wszystkie godziny wrzucono do jednego worka - mówi Urszula Rydelska.
Adrian Vasile, menedżer firmy w Polsce, zapewniał, że IDS opłaciła składki i podatki w Urzędzie Skarbowym oraz w ZUS-ie za wszystkich pracowników. Tymczasem paniom, które sprawdzały swoje konta w ZUS-ie, powiedziano, że to one figurują jako płatnicy składek. Dowodem tego są też potwierdzenia przelewów z banku, których co niektóre zażądały z biura rachunkowego.
Agata Muchowska, rzeczniczka ZUS w Zielonej Górze, przyznaje, że w przypadku umów o pracę płatnikiem składek jest zawsze pracodawca i to jego ZUS prędzej czy później będzie ścigał za ich niezapłacenie. Jednak jeśli przy zgłoszonych przez IDS w Zakładzie pracownikach widnieje zapis, że przejmują obowiązki pracodawcy, to jest to zwykły kontrakt, a nie umowa o pracę i wszystko wskazuje na to, że sami będą musieli uregulować składki.
O sprawie pisaliśmy we wtorkowym wydaniu „GL”. Po naszej publikacji pracownice zatrudnione przez IDS spotkały się z prawnikami Państwowej Inspekcji Pracy, które dopiero po zobaczeniu zapisów umowy mogły ocenić rodzaj umowy.
- Jest to rzeczywiście brytyjska umowa, podlegająca jurysdykcji sądów brytyjskich- tłumaczy Barbara Babicz, z PIP w Zielonej Górze. - PIP może nadzorować jedynie przestrzeganie przepisów polskiego prawa pracy. Sytuacja dojrzała jednak do wystąpienia z wnioskiem do Głównego Inspektoratu Pracy o rozważenie kroków w ramach instytucji łącznikowej.
PIP uważa, że sporne kwestie może rozstrzygnąć jedynie sąd. Po naszej publikacji niektórym pracownikom wpłynęły na konta składki ZUS. Firma znów proponuje pracę od kwietnia.
Pracowników w skwierzyńskiej jednostce zatrudnia ta sama firma IDS. Tu jednak żołnierze są na miejscu, a wkrótce ma być ich jeszcze więcej. Zatrudnione osoby wciąż pracują i chwalą sobie warunki. - System 12-godzinny przeplatany dniami wolnymi nam odpowiada. Płacone mamy zawsze na czas i bez żadnych problemów. Atmosfera w pracy jest bardzo przyjazna - mówi jedna z pracownic kuchni.
- W Żaganiu były najprawdopodobniej siły rotacyjne, które porozjeżdżały się po Europie - komentował naszą publikację jeden z oficerów 45. Wojskowego Odziału Gospodarczego w Wędrzynie. - Przed przyjazdem Amerykanów nasza jednostka poszerzyła zatrudnienie w kuchni, lecz my szukaliśmy wykwalifikowanych kucharzy, którzy mieli do czynienia z żywieniem zbiorowym. U nas żołnierze USA jedzą normalne posiłki, mamy nawet drób dla muzułmanów, którzy nie jedzą wieprzowiny. Raz w tygodniu mają dzień amerykański - wtedy podajemy im np. hamburgery. Ze współpracy zadowolone są i panie w kuchni, i strona amerykańska.