Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. 22 lutego 1947 r. Amnestia w oczach emigracji. Już nazajutrz po ogłoszeniu „aktu łaski”, 23 lutego, w londyńskim tygodniku „Wiadomości” ukazuje się artykuł Zygmunta Nowakowskiego „Metamorfozy”.
Na pytanie „Skąd wzięto tak wielu i tak sprawnych komparsów” w montowaniu komunizmu - Nowakowski odpowie: „Niech nas to zaboli do żywego, ale musimy stwierdzić, że z Polski”. Umacnianie władzy sowieckiej idzie krok za krokiem. Sfałszowane wybory do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1947 stanowią, po referendum, kolejny krok w zbrodniczym procederze. Kolejna amnestia dla więźniów politycznych i żołnierzy to zwieńczenie tej fazy.
Zapomnieliśmy, co w polszczyźnie znaczyło słowo „kompars”... To „aktor towarzyszący, dający odzywki na kwestie głównego komika”. Autor „Metamorfoz” lubił posługiwać się w publicystyce sceniczną nomenklaturą. Naturalnie, tekst napisał wcześniej - nie jest to bezpośrednia reakcja. Na tę przyjdzie czas niebawem. Teraz oceni wyraziście: „Niemcy okazali się głupcami, gdyż celem ich było zadać śmierć tylko ciału. Rosjanie poszli znacznie dalej. Ich celem zasadniczym jest śmierć duszy polskiej”. Bada „machinę, która przerabia duszę polską na duszę moskiewską”, śledzi „przebieg procesu sowietyzacji”.
„Moskiewski” i „sowiecki” to dla niego terminy równoznaczne i wymienne. W rzeczy samej - da „raczej chłodną ocenę metamorfoz”, jakie nastąpiły w kraju. Widzi nadchodzący totalitaryzm, uważa, iż jest rzeczą oczywistą, „że akcja regime’u przybierze na sile, że obejmie wszystkie, absolutnie wszystkie dziedziny życia, kładąc nacisk główny na życie duchowe narodu”. Artykuł wywoła echo u Józefa Mackiewicza - „Nie Rosja, ale Sowiety”, kiedy po raz pierwszy rozwinie jedną ze swych głównych tez.
„Niemcy przeistaczają nas w bohaterów, bolszewicy w - gnój”. Dlaczego tak się dzieje? Mackiewicz zauważa: „Słusznie się dziwi p. Nowakowski, bo on nie był pod okupacją sowiecką”. Tekst stanowi rozwinięcie głównego toku rozumowania autora „Metamorfoz”, który podsumowuje: „[…] sukcesy Teheranu i Jałty, o ile zostaną utrwalone na czas dłuższy, wyrażą się może silniej w dziedzinie moralnej”. To nie tylko rozczarowanie, ale diagnoza krajowej rzeczywistości i dnia jutrzejszego.
Kolejny głos sprowokowany zostanie bezpośrednio i bez wątpienia sejmową uchwałą. W liście do redaktora „Wiadomości” Mieczysława Grydzewskiego 18 marca Nowakowski donosi: „W »Dzienniku Polskim«, wychodzącym w Krakowie (17.II) jest duży artykuł wstępny z ofertą, jak najbardziej, amnestii…”. Czytamy m.in.: „Ustawa o amnestii […] otwiera wielkie możliwości dla tych spośród »emigrantów«, dla których powrót do Ojczyny połączony był z obawą przed karą za działalność na emigracji. Obawą słuszną. […] Użyjmy tu tylko jednego przykładu - Zygmunt Nowakowski. […] Dla takich Nowakowskich jest właśnie amnestia”.
Reaguje niemal od razu: „Oto poczta przyniosła mi na czczo wiadomość, że wracam do Kraju, że czekam tylko na amnestię”. W lżejszej formie kontynuuje odpowiedź na zaczepkę „komparsa” - pismaka komunistycznej gadzinówki z rodzinnego miasta: „Zmartwiła mnie ta nowina. Będąc niezdolnym do żadnej pracy, powlokłem się na miasto, w dzielnicę najbiedniejszą, gdzie kieliszek podwójny kosztuje zaledwie 2s. 8d., [2 szylingi, 8 pensów – P.Ch.] gdzie można kupić pomarańcze second-hand i najtańsze książki. […] Ale wiadomość o mym powrocie jest wyssana z palca. Nie z serdecznego”.
„Karczemny, niecny, plugawy”
Jednakże to w artykule „Amnestia - słowo nikczemne”, na pierwszej kolumnie „Wiadomości” z 20 kwietnia, Nowakowski odpowie na dokument z perspektywy emigracji, nie kraju. Na „kompromis powrotu” może według niego godzić się człowiek „bez zobowiązań w skali, przerastającej interesy indywidualne”.
Tylko pośrednio nawiąże do osobistej napaści: „[…] jeśli ktoś znaczniejszy decyduje się przyjąć policzek »amnestii«, automatycznie znajdzie się w gronie […] wybranych. Przecie już mu proponują pewne dobre interesy, np. natury wydawniczej. Przecie ogłoszenie w prasie o jego rzekomym powrocie ozdobione jest haczykiem w postaci gwarancji, że powróci do praw własności, nawet nieruchomej. Ach jakże nikczemne i karczemne, jak niecne i plugawe jest to słowo »amnestia«!”.
Formułuje uwagi o związanej z podróżą „trywializacji pojęcia Polski”: „[…] nawet słońce polskie, nawet spotkanie bliskich czy najbliższych, nawet radość powrotu, jeszcze ani trochę nie jest Polską. Przeciwnie, te pozory, czasem radosne, oddalają Polskę prawdziwą, tłumią jej głos ogromny. Kruszą one jedynie słowo i pojęcie na litery, na jakieś nieistotne części składowe. Pomniejszają treść i zakres”. Ale i woła o „program maksymalny” emigracji, aby „nie wyrażał się w postaci ultrabiernej i statycznej. Powinien on posiadać energię, dynamikę, napięcie, powinien być organem walki”.
Trudno po przeczytaniu tego tekstu patrzeć już tak samo na wyjazdy do PRL Słonimskiego, Pruszyńskiego, czy Tuwima…
Krakus z wilniukiem
Do gazety - redagowanejw tym samym „Pałacu Prasy” co przedwojenny „Ilustrowany Kuryer Codzienny” - nie ma szczęścia. Dwa lata później, w kolejnym personalnym ataku pt. „»Chcę zarabiać, nie pracować«. Z. Nowakowski o emigracji i »emigrantach«” zawierającym „złośliwe i pełne insynuacji streszczenie” artykułu „Sprawy wewnętrzne” dodano do jego rzekomego - jak wyjaśniał - tekstu „53 wiersze, których nigdy w życiu nie napisałem”. Fałsz ten powielało i „Życie Warszawy”.
Istnienie wolnej prasy w „wolnym świecie” pozwalało na reakcję nie tylko wobec wydarzeń w kraju, jak „amnestia”, czy zakłamania komunistycznych mediów. Toczyła się na wychodźstwie dyskusja w której wspominani autorzy nie raz skrzyżowali szpady. Po zamieszczeniu w 1949 r. przez Nowakowskiego „Hobby p. Studnickiego” - wybornej, lecz złośliwej polemiki z poglądami filogermańskimi bohatera - Mackiewicz zwierzy się Grydzewskiemu: „Byłem i jestem artykułem tym do głębi oburzony” i odpowie ważnym tekstem „O von Mansteinie i odwadze cywilnej”.
Krakus prowokował: „Muszą istnieć granice indywidualności, jeśli tą indywidualnością nie jest np. Napoleon” i zahaczał dalej Władysława Studnickiego: „Obywatela danego państwa, członka danego narodu, musi obowiązywać minimum solidarności z ciałem, do którego należy. Indywidualność nie jest jednoznaczna z niepoczytalnością”. W innym głosie w dyskusji wokół opcji proniemieckiej w 1939 r. dowodzi: „Tragizm sytuacji polegał na tym, że nie było wyboru. Gdyby ktoś w kwietniu 1939 roku rzucił hasło ugody z Niemcami, rozszarpano by go”.
Pen i sten
Rok później, inny tekst Nowakowskiego pt. „Sapere Auso”, który zawiera - znów według słów Józefa Mackiewicza skierowanych do „Grydza” - „zarówno słuszne, jak niesłuszne argumenty przeciwko udziałowi Polaków w walce z bolszewikami na Korei”, zainspiruje „ptasznika z Wilna” do napisania kardynalnego listu „Nasze 11 lat »walki« z bolszewikami”. Dyskusja dotyczy udziału Polaków w wojnie w kontekście odmówienia służby w US Army przez powołanego tam dawnego akowca, a późniejszego emigracyjnego historyka - Tadeusza Wyrwę.
Eks-partyzant nie tchórzył, lecz domagał się, podobnie jak gen. Anders, przywrócenia legalnego uznania rządowi polskiemu w Londynie. Redaktor „Wiadomości” wtórował: „Zygmunt Nowakowski wołał swego czasu o drugie »nie«: pierwsze powiedziane Niemcom, drugie powinno być powiedziane Rosji. Miejmy odwagę wołania o trzecie »nie«, o przeciwstawienie się udziałowi choćby jednego żołnierza polskiego w wojnie, która nie będzie się toczyła o wyzwolenie Polski”.
Wreszcie - na miarę symbolu zasłuży felieton Nowakowskiego pt. „Trefne czy koszerne?”, wydrukowany w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” 20 grudnia 1956 roku. Czy to prefiguracja głośnego Mackiewiczowskiego manifestu „Droga pani…”? W pierwszym przypadku okazję do sformułowania antykomunistycznego kanonu dał kwestionariusz Instytutu Badań Literackich PAN „do prac redakcyjnych nad V Tomem Bibliografii Literatury Polskiej”, w drugim - ankieta do wykorzystania w tomach „Słownika współczesnych pisarzy polskich”. Józef Mackiewicz opublikował w 1967 r. traktat, a później całą książkę wraz z Barbarą Toporską podpiszą tym tytułem. Nowakowskiemu wystarczy zdanie: „Nie wypełnię kwestionariusza, bo bym się strefił”.
W wyniku amnestii z lutego 1947 r. zza krat wyjdzie 23 tys. więźniów politycznych, a działalność konspiracyjną ujawni 53 tys. osób. Ilu emigrantów - nie wiemy. Niektórzy z tych, co zostali na obczyźnie - walkę piórem kontynuują do końca. Podobnie, jak karabinem - niezłomni „leśni” w ojczystych ostępach.