Andrzej Buncol: Miałem całą plejadę idoli
Miałem całą plejadę idoli: Deynę, Gadochę, Tomaszewskiego, Latę, Szarmacha. W sumie trudno zliczyć - mówi Andrzej Buncol, były reprezentant Polski, trener Bayeru Leverkusen rocznika 2004, uczestniczącego w krośnieńskim turnieju Profbud Cup.
Profbud Cup rozgrywany w Krośnie był wartościowym dla pana drużyny turniejem. Mogliście sprawdzić tutaj swoją rzeczywistą formę?
W stu procentach, bo grały drużyny na europejskim poziomie, a sama organizacja również spełniała wymogi europejskich standardów. Tylko pogratulować i podziękować za zaproszenie. Jedynym spostrzeżeniem, jakie skierowałbym do przygotowujących turniej w przyszłości, to prośba o większe bramki. Te były chyba trochę za małe, ponieważ za dużo meczów kończyło się bezbramkowym wynikiem. Dla juniorów korzystniejszy jest remis 3:3 niż 0:0. Ale to uwaga techniczna, ogólne wrażenia po turnieju jak najlepsze.
Profbud Cup organizowała prywatna Akademia Piłkarska Beniaminek Krosno. W Niemczech młodzież skupia się głównie w szkółkach piłkarskich, czy raczej przy konkretnych klubach?
W niemieckim systemie szkolenia młodzieży prywatnych akademii piłkarskich funkcjonuje niewiele. Adepci futbolu przychodzą do klubów i tam rozpoczynają naukę gry w piłkę. Ale to nie znaczy, że wszędzie musi być tak samo. Najważniejsze, żeby młodzież garnęła się do piłki, rozwijała swoje talenty i umiejętności. Obojętnie gdzie, w klubach, czy prywatnych szkółkach. Najważniejsze, żeby robiła postępy. Jeśli w Polsce czyni to skuteczniej w szkółkach, to niech tak będzie.
Szkolenie młodzieży w Bayerze Leverkusen jest skuteczne?
Jesteśmy w trójce, no może piątce najlepszych ekip młodzieżowych Bundesligi i fakt ten chyba nieźle o nas świadczy. Przy takiej konkurencji jaka jest w Niemczech, to naprawdę dobry wynik.
Trenuje pan wyłącznie rocznik 2004, czy też inne grupy?
Przez ostatnie 7 lat szkoliłem zespół U-17 Bayeru. Niedawno przyszedł nowy szef i wprowadził zmiany. Ja otrzymałem 13-latków.
Praca z tak młodymi zawodnikami, to satysfakcja dla trenera?
Dla mnie olbrzymia. To praca u podstaw, co wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Znane jest powiedzenie, że „czym skorupka za młodu nasiąknie…”. W piłce to hasło sprawdza się, jak nigdzie indziej. Co młodemu zawodnikowi się wpoi, stosuje to w mniejszym lub większym wymiarze podczas całej kariery.
Ilu trenerów w Bayerze Leverkusen pracuje z młodzieżą?
Około 20. Wszyscy na kontraktach, wszyscy się angażują na maksa.
A pan w jakich latach zaczynał piłkarską karierę?
W 70-tych, w wieku kilkunastu lat w Piaście Gliwice. Czasy trochę inne, ale też potrafiliśmy nauczyć się gry w piłkę.
Mieliście reprezentacyjnych idoli, podobnie jak dzisiejsi początkujący piłkarze. Sukcesy reprezentacji pozytywnie wpływają na zainteresowanie młodzieży piłką nożną?
Oj, w jak największym stopniu. Wiadomo, że każdy zawodnik, niezależnie od wieku, marzy o grze w kadrze. Jej sukcesy napędzają futbolową koniunkturę.
Jakich konkretnie idoli pan akurat miał?
Cała plejadę: Deynę, Gadochę, Tomaszewskiego, Latę, Szarmacha. W sumie trudno zliczyć.
Z Latą i Tomaszewskim grał pan później w reprezentacji.
I to było przeżycie. Patrzysz na kogoś jak w obrazek, ktoś inspiruje cię do treningów, a tu nagle jesteś z nim w jednej drużynie. Tego nie da się opisać.
W dodatku osiągnął pan z nimi życiowy sukces.
Z Jankiem Tomaszewskim zagrałem w meczu eliminacyjnym MŚ Espania 82 przeciwko NRD, w którym zdobyłem zwycięską bramkę na 1:0. Z Grześkiem Lato natomiast rozegrałem cały, jakże udany mundial w Hiszpanii.
Medal w Hiszpanii, to najważniejsze wydarzenia w pańskiej karierze?
Oczywiście. Jechałem tam jako młody, 23-letni piłkarz. Dojście do półfinału było nieprawdopodobnym osiągnięciem.
Po kolejnych mistrzostwach świata, jakie pan zaliczył, czyli w Meksyku w 1986 roku kariera potoczyła się równie udanie?
Takie miałem akurat szczęście. Wyjechałem do Niemiec i grając w Bayerze Leverkusen sięgnąłem z tym klubem po Puchar UEFA w 1988 roku.
No i po zakończeniu kariery zawodniczej pozostał pan przy piłce.
Jakoś tak los mi sprzyjał. Poświęciłem się trenerce, w Bayerze widzieli mnie jako wychowawcę młodzieży, a ja sam jestem szczęśliwy, że całe życie mogłem poświęcić piłce, przekazać swoje doświadczenia początkującym piłkarzom.
W Polsce reprezentował pan barwy Piasta Gliwice, Ruchu Chorzów i Legii Warszawa. Który z tych klubów jest panu najbliższy?
Zdecydowanie Piast. Tam się wychowałem, a wiem pan jak to jest. Im człowiek starszy, tym częściej wraca wspomnieniami do lat najmłodszych. A poza tym Piastowi najwięcej zawdzięczam. Tam mnie wyszkolono na tyle dobrze, że mogłem wyruszyć do bardziej znamienitych klubów, dostać powołanie do reprezentacji Polski, a potem wyjechać do Niemiec. Gdzie do dzisiaj chcą korzystać z mojej piłkarskiej wiedzy.