Andrzej Duda w wywiadzie dla "Polski Times": Ważne byśmy się liczyli na arenie międzynarodowej
Zawsze powtarzam, że nie planuję swojej przyszłości po zakończeniu kadencji, bo uważam, że determinowałoby to moje działanie jako prezydenta. A to byłoby kompletnie nieodpowiedzialne – mówi prezydent Andrzej Duda. Opowiada też o swych bliskich relacjach z Wołodymyrem Zełenskim, spotkaniu ze Zbigniewem Ziobro i o pieniądzach z Funduszu Odbudowy, nominacji Adama Glapińskiego na drugą kadencję prezesa NBP, a także o ustawie o szkolnictwie ministra Czarnka.
Kilka dni temu skończył Pan 50 lat. Jak się Pan z tym czuje jako polityk?
Tak, jak czuje się człowiek, który skończył 50 lat, jest zdrowy, silny i wierzy w to, że z pomocą Opatrzności da radę poprowadzić polskie sprawy dalej, mimo trudnych czasów. Pięćdziesiąt lat dodaje powagi w świecie polityki. Bilans życia na pewno jest pozytywny, łącznie z wielkim wyzwaniem, jakim jest pełnienie urzędu prezydenta Rzeczpospolitej. To coś czego, szczerze mówiąc, się nie spodziewałem, kiedy byłem radnym w Krakowie, posłem, ministrem w Kancelarii Prezydenta, czy kiedy w ogóle stawiałem moje pierwsze kroki w polityce jako wiceminister sprawiedliwości. Nie pomyślałbym, że przyjdzie dzień, kiedy będę dźwigał na swoich barkach odpowiedzialność za sprawy państwowe na najwyższym poziomie. To z jednej strony wielka życiowa przygoda, a z drugiej – wielki obowiązek, a z nim duży stres. Ale jest też satysfakcja, kiedy udaje się popchnąć do przodu sprawy, które wydawały się nie do załatwienia, a okazały się możliwe. Tak było na przykład ze staraniem o prawdziwą obecność sił Sojuszu Północnoatlantyckiego w Polsce.
Gdy w lipcu 2015 roku, jeszcze jako prezydent elekt, rozmawiałem o tym z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem, był zdziwiony, że przedstawiciele Polski wcześniej nie tłumaczyli, jakie to dla nas ważne.
Dziś ta obecność jest gwarancją naszego bezpieczeństwa. To coś, co się udało zdobyć w 2016 roku, po pierwszym roku mojej prezydentury, kiedy zatwierdził to szczyt NATO w Warszawie.
W kontekście wojny na Ukrainie - w Polsce jesteśmy bezpieczni, czy też zagrożenie ze strony Rosji cały czas istnieje?
Potencjalne zagrożenie oczywiście cały czas istnieje, tylko proszę zwrócić uwagę, że w Polsce obecnych jest ponad 10 tysięcy żołnierzy największej armii świata. Armii najpotężniejszej, najlepiej i najnowocześniej wyposażonej. Żołnierze mają doświadczenie wcześniejszych wojen; mamy też amerykańską infrastrukturę, ciężkie uzbrojenie, obronę przeciwrakietową, dzięki której część Polski jest już dzisiaj chroniona amerykańskim systemem Patriot.
Prezydent Joe Biden powiedział nie tak dawno w Warszawie, w czasie swojego wystąpienia na Zamku Królewskim, że mamy absolutną gwarancję Artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Jeżeli byłby jakikolwiek napad na państwo NATO, w tym Polskę, to odpowiedź sojuszu będzie natychmiastowa i zdecydowana. Prawdopodobieństwo, że ktokolwiek, w tym Rosja, odważy się zaatakować państwo NATO narażając się na konflikt z Sojuszem Północnoatlantyckim, narażając się na starcie z armią amerykańską, a w naszym przypadku także i z naszą armią, która będzie broniła Polski, jest bardzo niewielkie.
Polska mocno wspiera Ukrainę. Prezydent Zełenski nazywa Pana swoim przyjacielem. Jakie były kulisy Pana zaangażowania w pomoc Ukrainie?
To musiało się skończyć konfliktem, bo nikt po nic nie robi takiej koncentracji wojsk, jak to czyniła Rosja. Mieliśmy też oczywiście tajne informacje, że należy się tego ataku spodziewać. W Kijowie byłem kilkanaście godzin przed atakiem; a Ukrainę opuściliśmy dosłownie na kilka godzin przed nim. Wołodymyr Zełenski na pożegnanie mówił mi, że jest pewien, że Ukraina zostanie zaatakowana w ciągu kilku czy kilkunastu najbliższych godzin. To było dla mnie bardzo wzruszające spotkanie i wzruszający moment. Usłyszałem: „Rosjanie myślą, że my nie będziemy walczyć, ale się mylą. Mamy doświadczonych żołnierzy, którzy walczyli już przez 8 lat, są obyci w walce. To jest zupełnie inna Ukraina i zupełnie inna armia ukraińska niż ta w 2014 roku”. Na koniec Zełenski powiedział: „Andrzej, być może widzimy się ostatni raz”.
Wołodymyr mówi, że jestem jego przyjacielem, ale ja też uważam go za swojego przyjaciela. Łączy nas silna relacja, która przez tę wojnę zbudowana została na wyjątkowo twardym gruncie. Znaliśmy się, kolegowaliśmy się jako prezydenci, dużo rozmawialiśmy i bardzo dobrze się ze sobą czuliśmy. Zełenski przyjmował nas w Kijowie i w Odessie. Miałem wtedy wrażenie, że jesteśmy w stanie przynajmniej rozpocząć załatwianie owych trudnych spraw między naszymi narodami, które wymagały załatwienia…
… i rozwiązania historycznych zaszłości?
Tak jest. Bardzo liczyłem wtedy na jego wsparcie. Nigdy nie przypuszczałem, w tamtym momencie, kiedy widzieliśmy się w Odessie, że może dojść do tak spektakularnego ataku Rosji na Ukrainę. W taki sposób nasza znajomość się scementowała, tuż przed atakiem i potem, kiedy faktycznie dzwoniłem do niego codziennie. Autentycznie bałem się, że już go nie usłyszę.
Po Odessie było jeszcze spotkanie w Wiśle, w styczniu tego roku. Jak zmieniły się relacje z Zełenskim po tym styczniowym spotkaniu?
Spotkanie w Wiśle było nieformalne. Widząc, że Wołodymyr jest otwarty, że chce budować polsko-ukraińskie stosunki, że mu na tym zależy, pomyślałem, że chcę go do Wisły zaprosić, że potrzebna jest taka rozmowa dwóch mężczyzn. Spędziliśmy razem popołudnie i wieczór, dyskutując o problemach; wówczas ten pomruk wojny słychać już było bardzo wyraźnie. Ale jeszcze wtedy rozmawialiśmy w poczuciu nadziei, że do tej wojny nie dojdzie. Choć Wołodymyr mówił mi, że Ukraina jest do wojny przygotowana, że będą się bronić za wszelką cenę, że Rosja, jeśli ich zaatakuje, przekona się, co to znaczy waleczność Ukraińców. I to się potwierdziło.
„Mam nadzieję, że pomiędzy Ukrainą a Polską nie będzie granicy – powiedział Pan podczas przemówienia z okazji Narodowego Święta Konstytucji 3 Maja.
To były słowa Wołodymira Zełeńskiego: „Nie ma dzisiaj granicy pomiędzy Polską a Ukrainą”. Oczywiście można to potraktować jako przenośnię, ale my de facto otwarliśmy granice. Przyjmowaliśmy 200 tysięcy ludzi dziennie, a teoretycznie nasze możliwości wynosiły do 100 tysięcy. Na początku był problem, ale udało się go błyskawicznie rozwiązać, właśnie dzięki mojej dobrej relacji z Wołodymyrem. W pierwszych godzinach, w pierwszych dniach po rosyjskiej napaści, ludzie uciekali, a na granicy zrobiła się ogromna kolejka. Okazało się, że odprawa po stronie ukraińskiej trwa długie godziny. Straż graniczna, ukraińscy celnicy realizowali normalną, drobiazgową kontrolę. Zadzwoniłem do prezydenta Zełenskiego. Powiedziałem: „Wołodymyr, rozumiem, że nie wypuszczacie mężczyzn, dlatego kontrole są drobiazgowe. Ale umówmy się, że puścicie kobiety i dzieci, a ich kontrolą my się zajmiemy”. I tak się stało. Granica ruszyła, kolejka zaczęła się zmniejszać. To było działanie natychmiastowe, wystarczył jeden telefon. Na tym polega ten wielki dar osobistej znajomości, która na przestrzeni ostatnich miesięcy rozwiązywała wiele trudnych problemów. Nie o wszystkich mogę mówić.
Jak Pan przyjął wiadomość, że Szwecja i Finlandia złożyły wnioski o przystąpienie do NATO?
Pomyślałem, że to są właśnie skutki wojny, które osiągną prezydent Putin; ma, czego chciał. Oto do NATO przystępują dwa wielkie, silne, bogate państwa, które mają wojenne doświadczenie, dzielnych żołnierzy i które umiały już kiedyś odeprzeć Rosjan. Granica NATO z Rosją wydłuża się o ponad 900 kilometrów. To z całą pewnością nie jest sukces Władimira Putina. Ale to też oznacza, że obawa o potencjalną rosyjską agresję jest realna. Szwedzi wielokrotnie odpędzali na przestrzeni ostatnich lat rosyjskie samoloty, ścigali i wypędzali rosyjskie łodzie podwodne ze swoich wód terytorialnych. Oni wiedzą, że to nie są żarty; przeżyli budowę gazociągu Nord Stream I i II, widzieli rosyjską aktywność.
Myślę, że społeczeństwo, widząc, co dzieje się na Ukrainie, doszło do wniosku, że potencjalna rosyjska agresja to nie zabawa, to nie są żarty. Stąd ta decyzja, której jeszcze dwa lata temu nikt się nie spodziewał, nawet nie przypuszczał, że mogłaby ona zapaść.
Z którym z polityków europejskich nawiązał Pan tak bliskie relacje, jak z prezydentem Zełenskim? I czy jest polityk, który w ostatnim czasie bardzo Pana rozczarował?
Nie chcę oceniać sojuszników i kolegów, bo każdy działa w takich warunkach, jakie ma. Bardzo dobrze pracuje mi się ostatnio, co widać, z prezydentami państw bałtyckich, z którymi spotykałem się wielokrotnie, z którymi wspólnie byliśmy w Kijowie. Oni doskonale rozumieją sytuację i wiedzą, jakie jest tu zagrożenie; nie wahają się przed żadnym działaniem. Wszyscy pojechaliśmy do Kijowa, żeby wesprzeć Wołodymyra Zełenskiego, żeby pokazać, że jesteśmy razem w naszej części Europy. Mam też bardzo dobre relacje z władzami Słowacji, z panią prezydent Zuzanną Czaputovą, z prezydentem Czech Milošem Zemanem. Mam dobre relacje z panem Jánosem Áderem; kilka dni temu przekazał prezydenturę pani Katalin Novák, która w ostatnią środę była w Polsce i też mieliśmy bardzo dobre spotkanie. Pani Prezydent wybrała właśnie Warszawę na cel swojej pierwszej wizyty międzynarodowej. To są moje najważniejsze kontakty. Ale jestem też w dobrej relacji z prezydentem Bułgarii, prezydentem Rumunii, prezydentem Słowenii, Borutem Pahorem, który w tym roku kończy swoją prezydencką służbę; to bardzo mądra i ważna postać na scenie politycznej. Odwiedzi mnie w piątek w Warszawie. Śmiało mogę powiedzieć, że po 7 latach znam już wszystkich.
Jaka jest Pana zdaniem, pozycja Polski w Europie?
Polska jest dużym, europejskim krajem; jeśli komuś wydaje się inaczej, niech spojrzy na mapę Europy. Obok nas są większe Niemcy, ale Niemcy zaliczają siebie do Europy zachodniej a nie Europy środkowej. My zaliczamy się do Europy Środkowej; ten pas, który nazywam czasem pasem Trójmorza, pomiędzy Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym, gdzie są kraje Unii Europejskiej, rozkłada się na osi północ południe, a Polska jest tu krajem o największym potencjale ludnościowym i terytorialnym i cieszę się, że jesteśmy tak traktowani.
Jak w obecnej sytuacji ocenia Pan relacje Polski z Unią Europejską i jak widzi tę solidarność europejską w związku z rosyjską agresją?
Ten medal posiada dwie strony. Z jednej – rzeczywiście istnieje w miarę mocna europejska solidarność. Europa przejrzała na oczy, zobaczyła, kim w rzeczywistości jest Rosja. To nie jest kraj, który chce robić interesy, który ma firmy kierujące się biznesowymi zasadami. Ten kraj ma Gazprom, który jest zbrojnym, gospodarczym ramieniem Kremla, który wykonuje polityczne polecenia; który jak trzeba, to dopłaci; jak trzeba robić ekspansję, to poniesie koszty – nie ma żadnego problemu, bo najważniejsze jest to, żeby rosły rosyjskie wpływy. Taka była rosyjska polityka; od dawna o tym mówiliśmy, ale nasz głos lekceważono, nie wierzono nam. Dziś wszyscy w Europie się przekonali, że to jest absolutna prawda. I rzeczywiście Europa ruszyła; wprowadzono sankcje, prowadzi się twardą politykę wobec Rosji. Sankcje także realizowane przez kraje europejskie nie dotyczą tylko gospodarki, to także sankcje o charakterze politycznym, wykluczenie Rosji z różnego rodzaju organizacji, związków sportowych, wielkich sportowych wydarzeń. To sankcje, które nie są kosztowne, ale są prestiżowo bolesne. A zatem ta odwaga i zdecydowanie są. Oczywiście są kraje i środowiska biznesowe, które chciałyby prowadzić interesy z Rosją, pewnie już szepczą do ucha swoim przywódcom, że trzeba wracać do biznesu, ale opinia społeczna o tym wie, wobec czego politycy, którzy w demokratycznych krajach pochodzą z demokratycznego wyboru, z woli społeczeństw, nie śmieją próbować dzisiaj narzucić czegokolwiek Ukraińcom, chcąc, żeby ustąpili, widząc, że oni walczą o swoją wolność.
Jaka jest druga strona tego europejskiego medalu?
Nasz problem - mimo czynionych starań, do dzisiaj nie otrzymaliśmy fizycznie żadnej pomocy europejskiej, podczas gdy przyjęliśmy ponad dwa miliony ludzi z Ukrainy. Sytuacja ta trwa już miesiące; w instytucjach europejskich nic konkretnego w tej sprawie nie powstało. Mówi się nam: „Wykorzystajcie sobie te fundusze, których nie wykorzystaliście, te przeznaczone na zrównoważony rozwój, albo Fundusz Spójności”. Świetnie, tylko że my te fundusze wykorzystaliśmy! Mamy fantastyczne wyniki, jeśli chodzi o wykorzystanie funduszy europejskich. Potrzebujemy za to pieniędzy, które pomogą nam sfinansować pobyt uchodźców z Ukrainy. Przypomnę, że nie zbudowaliśmy żadnego obozu dla uchodźców z Ukrainy; ci wszyscy ludzie są w różnego rodzaju ośrodkach, jak hotele, pensjonaty, domy prywatne, sanatoria. Są przyjmowani przez gminy, zwykłych mieszkańców, lokalne samorządy. To naprawdę wielka akcja, tocząca się ponad jakimikolwiek podziałami politycznymi. Potrzebujemy wsparcia, bo ponosimy konkretny koszt.
Jeśli już o europejskich funduszach mowa, to też wciąż czekamy na odblokowanie pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Jest nadzieja, że prezydencki projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, którego uchwalenia oczekuje Komisja Europejska będzie procedowany i że w tej sprawie politycy PiS i Solidarnej Polski osiągnęli porozumienie?
Chciałem pomóc polskiemu rządowi, polskiej scenie politycznej, ale z drugiej strony chciałem rozwiązać problemy, które powstały w samym Sądzie Najwyższym, również w wyniku orzecznictwa europejskiego. Chciałem, żeby te problemy były rozwiązane, chciałem, żeby w związku z tym spory, tu, na miejscu, wokół polskiego sądownictwa nieco się wyciszyły. Pewne zastrzeżenia, które się pojawiły uznałem za godne uwzględnienia, jak chociażby to, że sędziowie powinni być równi, niezależnie od tego w jakiej izbie orzekają. Dopóki ta ustawa nie zostanie uchwalona, jest tak, że sędziowie Izby Dyscyplinarnej mają lepsze warunki, są wyjątkową grupą sędziów. Były wskazania ze strony instytucji europejskich, prawników europejskich czy też trybunałów europejskich, czy były dyskusje wewnątrz kraju, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, że to jest dywersyfikowanie grupy sędziów w obrębie jednego sądu. Uznałem, że trzeba stworzyć system, w którym każdy sędzia ma jednakowe warunki i każdy sędzia może być wybrany do Izby Odpowiedzialności Zawodowej – nowej, która ma zostać na podstawie ustawy stworzona, gdzie jednak mimo wszystko zachowa pewną część swojego etatu w swojej normalnej izbie cywilnej karnej czy innych izbach Sądu Najwyższego, ale część będzie mu ujęta, po to, by mógł przez pewien czas orzekać w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej. Będzie łączył dwa obowiązki, ale nie dostanie z tego tytułu żadnego wynagrodzenia.
Czy Pan wie, jak ten projekt będzie ostatecznie wyglądał, po poprawkach zgłoszonych przez posłów Solidarnej Polski?
Miałem nadzieję, że ten projekt pomoże rozwiązać dyskusje i spory, które toczyły się wokół reformy polskiego sądownictwa, w obrębie samej Komisji Europejskiej. Dlatego po jego złożeniu zostałem zaproszony przez przewodniczącą Komisji Europejskiej, Ursulę von der Leyen, bo bardzo się tą inicjatywą zainteresowała. Niezwłocznie po powrocie do Polski z Pekinu, niemal bezpośrednio, poleciałem do Brukseli; długo rozmawialiśmy, przedstawiałem poszczególne rozwiązania. Ursula von der Leyen nie miała wątpliwości, uważała, że te rozwiązania są krokiem w dobrym kierunku.
Kiedy pieniądze z Funduszu Odbudowy trafią do Polski?
Przede wszystkim mam nadzieję, że w najbliższym czasie zostanie uchwalona ta ustawa. Wiem, że wokół niej były spory polityczne, były dyskusje. Ufam, że te prace niebawem się zakończą. Oczywiście, posłowie mają prawo wnoszenia poprawek i dyskusji, więc to nie jest nic nadzwyczajnego. Natomiast mam nadzieję, że nie dojdzie do zmiany w fundamentalnych punktach, tych, które są dla mnie najważniejsze.
Czy przy tej okazji powstał pomysł, aby spotkał się Pan z ministrem Ziobro? Chciałby się Pan z nim w tej sprawie spotkać?
Spotkałem się z panem ministrem Ziobro i rozmawialiśmy o różnych rozwiązaniach. To było kilka miesięcy temu. Mieliśmy konsultacje na temat różnych wariantów, rozwiązań dotyczących nie tylko Sądu Najwyższego, ale również i sądownictwa powszechnego. Akurat, jeśli chodzi o sądownictwo powszechne, to mieliśmy tu dosyć duże porozumienie co do pewnych koncepcji, które pan minister przedstawiał. Co do Sądu Najwyższego były między nami pewne różnice, ale ja przede wszystkim chcę rozwiązywać problemy. A w moim przekonaniu, to jest rzeczywiście jedyna droga do rozwiązania problemów – zarówno tych wewnętrznych, jak i przy okazji tych zewnętrznych.
W marcu zawetował Pan ustawę o prawie oświatowym z powodu wybuchu wojny na Ukrainie. Minister Czarnek zapowiedział niedawno, że poprawiony projekt ustawy trafi na Pana biurko już w czerwcu. Co będzie teraz?
Wtedy powiedziałem, że to nie czas na wewnętrzne swary, na niepokoje społeczne, na protesty, bo jest wojna, więc to nie moment na to, abyśmy między sobą się boksowali. W związku z powyższym, dla ustawy, która wzbudza liczne kontrowersje – a wzbudzała – nie był to dobry moment. Nie było już czasu, żeby nad tymi kontrowersjami dyskutować, trzeba było to przerwać i to przerwałem. Uważałem, że w tak odpowiedzialny sposób powinien postąpić prezydent Rzeczpospolitej, który ma przede wszystkim pilnować państwowych spraw. A państwowe sprawy, to przede wszystkim dbanie o to, aby wszyscy Polacy czuli się dobrze i mieli poczucie, że ktoś bierze odpowiedzialność za całość. Oczywiście, wywodzę się z obozu Zjednoczonej Prawicy, nigdy tego nie ukrywałem, byłem ich kandydatem w wyborach. Ale zostałem wybrany przez dziesięć i pół miliona naszych rodaków, a to znacznie więcej niż liczy elektorat Zjednoczonej Prawicy. Nie mam żadnej wątpliwości, że moim obowiązkiem jest pilnować całości. Staram się to robić.
Jak zatem będzie teraz z tą ustawą?
Najpierw muszę ją zobaczyć, wtedy będę decydował, co z nią zrobię.
Czy celem zawetowania jeszcze wcześnie ustawy „lex TVN” była chęć odblokowania relacji ze Stanami Zjednoczonymi, które stały się napięte?
Miałem bardzo silne sygnały z różnych środowisk Stanów Zjednoczonych w tej sprawie. Amerykanie w specyficzny sposób podchodzą do swojego kapitału, niezależnie, jakie barwy polityczne by on nie miał, do własności jako prawa świętego dla nich, do wolności prowadzenia działalności gospodarczej. Wiedząc o tym, miałem przecież wcześniej, jeszcze przed panem prezydentem Joe Bidenem, do czynienia z dwoma prezydentami Stanów Zjednoczonych – i z prezydentem Barackiem Obamą, i z prezydentem Donaldem Trumpem. Dokładnie wiedziałem, jakie poglądy na ten temat mają amerykańscy prezydenci, jakie poglądy ma amerykańska administracja, niezależnie od tego, czy są to barwy demokratyczne, czy republikańskie; to są standardy amerykańskie. W związku z tym, 15 sierpnia powiedziałem, że Stany Zjednoczone to nasz największy sojusznik i musimy go szanować, ale z drugiej strony my mamy swoje zastrzeżenia konstytucyjne i to bardzo poważne, właśnie dotyczące wolności prowadzenia działalności gospodarczej, którą mamy zapisaną w konstytucji. Nie mam żadnych wątpliwości, że jest nam potrzebny porządek konstytucyjny; nie może być tak, że ustawy idą wbrew konstytucji, ale z drugiej strony muszę także pilnować ważnych państwowych spraw, naszej pozycji, naszych sojuszy. Nie mogłem się zgodzić, aby ustawa w takiej postaci, w takim momencie, weszła w życie.
Co jakiś czas w Polsce, niczym powracający motyw pojawia się hasło: „przyspieszone wybory”. Czy…
Nic o tym nie wiem. Oczywiście czytam w różnych miejscach pojawiające się plotki, ale otwarcie powiem, że na moje wyczucie – nie sądzę.
Jak Pan patrzy na przygotowania opozycji do wyborów, na pomysł wspólnych list wyborczych?
Muszą podjąć decyzję, przekonać do siebie, do swojej koncepcji wyborców. Na szczęście żyjemy w demokratycznym kraju, gdzie każdy ma dostęp do mediów, które można obserwować, słuchać. Politycy mogą się zabierać głos, przedstawiać swoje programy. Na tym polega polityka w demokratycznym kraju. Cieszę się, że Polska jest takim krajem.
Mamy inflację, w sklepach drożyzna. Zaakceptował Pan na drugą kadencję kandydaturę prezesa NBP Adama Glapińskiego. Czy były jakieś, choćby proceduralne wątpliwości? Wiele środowisk krytykuje politykę Narodowego Banku Polskiego.
Nie miałem żadnych wątpliwości. Proszę pamiętać, że sam jestem prawnikiem, który reprezentował kiedyś prezydenta Lecha Kaczyńskiego osobiście przed Trybunałem Konstytucyjnym. Nie wynajmowałem adwokatów i radców prawnych do tego, żeby reprezentowali prezydenta, który zapytał mnie tylko, czy jestem gotów go reprezentować. I niejedną sprawę przed Trybunałem Konstytucyjnym wygrałem; śmiało mogę więc powiedzieć, że się na tym znam. Analizowałem więc tę sprawę dokładnie i nie miałem żadnych wątpliwości prawnych. Jeśli zaś chodzi o kwestie merytoryczne, to uważam, że profesor Adam Glapiński był dobrym prezesem NBP. Oczywiście można było dyskutować i było tu wiele koncepcji w samej Radzie Polityki Pieniężnej, czy należało stopy procentowe podnosić wcześniej, czy nie. Ale proszę pamiętać, że gdyby rok wcześniej podniesiono stopy procentowe, jak to niektórzy wołają, to już rok temu trzeba by płacić wyższe raty od kredytów, bo wzrost stóp procentowych natychmiast spowodowałby wzrost rat kredytów. Dzisiaj za to należy prowadzić zdecydowane działania antyinflacyjne.
Jakie konkretnie?
Dobrze, że rząd tworzy tarcze antyinflacyjne, również tarczę antyputinowską, które mają ograniczać koszty inflacji dla społeczeństwa. Czyli obniżanie akcyzy, zdejmowanie podatków, wprowadzanie różnych rozwiązań, które mają pomóc kredytobiorcom, jak np. wakacje kredytowe – 3 miesiące w tym roku, 3 miesiące w następnym; specjalny fundusz wsparcia dla kredytobiorców, który został zwiększony z 600 milionów do 2 miliardów. Zatem wprowadzany jest cały szereg instrumentów; dobrze, żeby korzystali z nich ci, którzy znajdą się w trudnej sytuacji. W moim osobistym przekonaniu również same banki powinny się nieco zmitygować. Banki w Polsce to nie są biedne instytucje, mogłyby dostrzec, że mamy problem gospodarczo-społeczny i trzeba obniżyć prowizje i opłaty.
Właśnie je podwyższają.
W ostatnich latach banki miały bardzo duże zyski. A sytuacja naprawdę jest wyjątkowa – jesteśmy krajem sąsiadującym z wojną.
Czy administracja państwowa może takie obniżki ma bankach wymusić, wywrzeć presję, aby nie były tak pazerne w tych trudnych czasach?
Rząd może wprowadzić pewne rozwiązania i w tej chwili są bardzo klarowne plany na takie rozwiązania. A mianowicie, jeśli nie uda się obniżyć stawek WIBOR-u działaniami stosowanymi standardowo, to trzeba będzie wprowadzić instrument zastępczy, który będzie regulowany przez Narodowy Bank Polski i który doprowadzi do tego, że koszty dla społeczeństwa faktycznie spadną.
Panie Prezydencie, czy planuje Pan swoją dalszą przyszłość już po kadencji, czy za wcześnie jeszcze, żeby o tym myśleć?
Zawsze powtarzam, że nie planuję swojej przyszłości, bo uważam, że determinowałoby to moje działanie jako prezydenta. A to byłoby kompletnie nieodpowiedzialne. Mam jedno wewnętrzne, głębokie przekonanie: jeżeli Polsce będzie się powodzić, jeżeli Polska będzie silna, bezpieczna tu, na miejscu, jeżeli ludziom będzie się dobrze żyło, to dla mnie miejsce na pewno się znajdzie. Wierzę w to, że za dobre działanie jest później bonus. Zatem dzisiaj się o to nie martwię. Dziś moim najważniejszym obowiązkiem jest zapewnić moim rodakom bezpieczeństwo, to bezpośrednie, także militarne, a więc wzmacniać obronność Polski, poprzez rozpoczęcie modernizacji polskiej armii, przez nową ustawę, nowe fundusze plus obecność sojuszniczą, która dzisiaj jest najważniejszą gwarancją. Ale również przez ściąganie do Polski uzbrojenia, z którego nasza armia będzie mogła korzystać. Ważne, aby wszystkie służby mundurowe były dobrze wynagradzane i dobrze wyposażone – to jest dla mnie niezwykle istotne. Podobnie jak prowadzenie mądrej polityki międzynarodowej, abyśmy się liczyli na arenie międzynarodowej, byli tam, gdzie się decyduje o ważnych sprawach.
To przecież całkiem naturalne, że człowiek myśli o swojej przyszłości! Trudno uwierzyć, że Pan o niej nie myśli.
Skąd mogę wiedzieć, co będzie za trzy lata!
Czy w takim razie Polacy mają szansę zobaczyć Pana w sytuacji, w której jeszcze Pana nie widzieli?
Myślę, że tak. Myślę, że przez te trzy lata jeszcze nieraz zobaczycie mnie państwo w sytuacji, w jakiej mnie jeszcze nie widzieliście. Mam nadzieję, że będzie to sytuacja pozytywna.
Jak się skończy wojna na Ukrainie? Jaki los czeka Putina?
Mogę powiedzieć, jak ja bym chciał, żeby ta wojna się skończyła. Chciałbym, aby skończyła się odzyskaniem przez Ukrainę całego swojego terytorium w granicach międzynarodowo uznanych. To dla mnie sprawa niezwykle ważna, dla bezpieczeństwa Polski, na przyszłość. To by oznaczało, że w sensie politycznym Ukraina by tę wojnę wygrała. Bardzo na to liczę, staram się wspierać na wszystkie sposoby, bo uważam, że tak jest sprawiedliwie i tak powinno być. Chciałbym, żeby Ukraina mogła się odbudować, żeby jej w tym pomóc, żeby istniała w swoich granicach jako duże, świetnie rozwijające się państwo, nasz sąsiad, przyjaciel, sojusznik na przyszłość.