Niektórzy w wieku Andrzeja Gumkowskiego wolą rozsiąść się w fotelu, wziąć pilota do ręki i skakać po kanałach. To jednak nie dla bohatera tego artykułu. To superaktywny emeryt!
- Co robiłem w życiu? Gdybym zaczął wszystko wyliczać, to „Tygodnik Ostrołęcki” zapisany byłby od A do Z - śmieje się Andrzej Gumkowski z Ostrołęki.
Przeszkolił ponad 4 tysiące osób
Rzeczywiście, trudno byłoby o wszystkich zajęciach 64-latka napisać. Mimo wszystko, spróbujemy w pigułce opisać jego bogatą karierę zawodową. Wychowywał się w Zabielu pod Ostrołęką, jest z zawodu nauczycielem: najpierw przedmiotów zawodowych, a później - z duchem czasów - przebranżowił się na informatykę. Pracował w szkołach, w kuratorium, w urzędzie wojewódzkim - zawsze zajmował się informatyką. W połowie lat 90. ubiegłego wieku założył firmę - Ośrodek Szkolenia Komputerowego - łącząc pracę nauczyciela z działalnością gospodarczą.
- Byłem chyba pierwszym w naszym mieście, który od 2005 roku zaczął realizować projekty unijne. Przeszkoliłem z zakresu informatyki ponad 4000 osób! - przypomina pan Andrzej.
Pan Andrzej od kilku lat jest emerytem. A że nie lubi nudy i marazmu, to zalicza się do emerytów z kategorii tych bardzo aktywnych. Oczywiście nie wzięło się to znikąd.
- Będąc już małym bąkiem, całe dnie spędzałem na jeździe rowerem, na ćwiczeniach, w zimę były łyżwy - opowiada.
Od 17. roku życia ćwiczył też akrobatykę sportową. Miał nawet zakusy na naukę w szkole cyrkowej! Już na emeryturze wrócił do swojej ukochanej pasji - sportu. Taki tryb życia prowadzi od około trzech lat.
- Przez 18 lat prowadzenia działalności gospodarczej, łączenia jej z obowiązkami w szkole, pracowałem praktycznie od godz. 7.00, a do domu wracałem o 21.00, czasem 22.00 - wspomina. - Tak było i w wakacje, i ferie. Jak widać, nie było zbyt wiele czasu na aktywność fizyczną. Znalazł się, gdy zostałem emerytem. A że leżenie do góry brzuchem przed telewizorem to nie moja bajka, postawiłem na sport.
Przyjemność i parę rzeczy ekstra
Jaki konkretnie? No cóż, nasz rozmówca nie miał zamiaru się ograniczać i koncentrować tylko na jednej dyscyplinie. Śmiało można napisać, że takiego wszechstronnego sportowca w tym wieku jak on w Ostrołęce chyba nie ma. Wymieńmy zatem wszystkie te rodzaje aktywności pana Andrzeja (choć i tak nie ma pewności, czy czegoś się nie pominie): jazda na rowerze, biegi, jazda na rolkach, wiosłowanie, podnoszenie ciężarów, gimnastyka, nordic walking, morsowanie… Trochę tego jest. A i korzyści z tego - jak zapewnia pan Andrzej - bez liku.
- Przede wszystkim mam z tego przyjemność. Podczas jazdy czy biegu mogę zwiedzić te miejscowości w naszym regionie, o których kiedyś tylko się słyszało. Fantastyczna sprawa. Jest też lepsze samopoczucie. Nie będąc oblany tkanką tłuszczową, człowiek czuje się rewelacyjnie. W 2015 roku, w ciągu 3,5 miesiąca straciłem około 20 kg! Niektórzy mnie nie poznawali, pytali nawet czy przypadkiem nie jestem chory. W końcu taki zjazd z 98 kg na niecałe 80 kg faktycznie musiał być dla nich zaskakujący. Oczywiście, trzeba było wymienić garderobę. Poza tym nie wiem, co to jest choroba - śmieje się nasz rozmówca. - Kiedyś zdarzały się bóle gardła, zapalenie uszu. Jak zacząłem biegać i jeździć, a robię to przez cały rok, przestałem chorować. Organizm w wyniku oddziaływania powietrza o różnej temperaturze się uodpornił. Zahartowałem się też dzięki morsowaniu.
Do tego morsowania zachęcił go bohater jednego z naszych wcześniejszych artykułów Marek Będźkowski, który jako mors śrubuje rekord chyba nie do pobicia - za chwilę będzie miał za sobą 1000 codziennych kąpieli! Pan Andrzej bierze też przykład z innego morsa z Ostrołęki - Mariusza Kamionowskiego. Teraz dnia bez turlania się po śniegu bądź kąpieli w lodowatej wodzie sobie nie wyobraża.
- Nawet dzisiaj mówiłem do żony: „Wyjdę na dwór, włosy umyję śniegiem”. Odparła: „Chyba żartujesz?”. Ale i tak umyłem je lodowatą wodą.
Wiek według TOMTOM? 20 lat!
Bo pan Andrzej sprawia wrażenie człowieka upartego, stawiającego na swoim - rzecz jasna w dobrym znaczeniu tych słów. Stąd osiąga takie, a nie inne wyniki. Dość powiedzieć, że ostatnio urządzenie TOMTOM określiło jego wiek sprawnościowy na… 20 lat!
- Szczerze? Gdy nie patrzę w lustro, czuję się młodo i mogę śmiało mierzyć się z młodziakami - mówi pan Andrzej. - I będę raczej w czołówce, nie z tyłu. Chcesz, możemy się spróbować? - zachęca z uśmiechem (co wyszło z tej propozycji lepiej nie pisać - przynajmniej dla dobra reputacji autora artykułu - przyp. red.).
Ostrołęczanin w 2017 roku przebiegł ponad 2,2 tys. km (brał udział w 33 zawodach, w tym jednym maratonie i 10 półmaratonach - wszystkie ukończył, wielokrotnie stając na podium), na rolkach przejechał ponad 1,2 tys. km, a na rowerze ponad 3 tys. km. A to i tak nie są jego najlepsze wyniki (w wakacje był nieco wyłączony z aktywności fizycznej, ponieważ pomagał w remontach córce i synowi).
- W 2015 roku na rowerze przejechałem 6,5 tys. km - mówi z dumą. - Najdłuższa trasa liczyła 204 km. Zrobiłem ją z jednym przystankiem, na uzupełnienie płynów. Biegła przez Ostrołękę, Przasnysz, Ciechanów, Maków, Różan, Goworowo, Czerwin i szczęśliwie do domku, około 6 godzin jazdy. Aby mieć satysfakcję z roweru, muszę przynajmniej te 40-80 km przejechać w ostrym tempie, bez zatrzymywania.
Pan Andrzej nie zatrzymuje się nawet wtedy, gdy ogarnia go chęć posiedzenia i nic nie robienia przez telewizorem.
- Oczywiście, mnie też się nieraz nie chce - przyznaje. - Myślę sobie: położyłbym się, odpocząłbym, dziś brzydka pogoda. Ale wiem, że jeśli teraz odpuszczę, to w końcu całkowicie się zaniedbam. Dlatego gdy nie chce mi się wychodzić na dwór, bo wiatr, deszcz, to ćwiczę w domu. Wykorzystuję do tego stepper, rower stacjonarny, ławeczkę ze sztangą, drążki do podciągania.
Żeby tylko były zdrowie i kondycja
Pan Andrzej grafik biegowy na większą część roku już ma ustalony. Ma też przed sobą - mniejsze i większe - wyzwania. Te najnowsze: do kwietnia zrobić mostek i sprawnie chodzić na rękach.
- Na pewno mistrzem kraju nie będę, chyba że w swojej kategorii wiekowej. Miło jest oczywiście, jak się wchodzi na pudło. Budujące są też postępy, bicie prywatnych rekordów. Największym moim marzeniem jest jednak to, żeby ze zdrowiem i kondycją jak najdłużej było dobrze - mówi.
Ostrołęczanin dba także o umysł na emeryturze - już „w stanie spoczynku” ukończył 2-letnie studium zawodowe masażu. Poważnie myśli też o ukończeniu podyplomowych studiów fizjoterapii w sporcie.
- Rodzina czasem puka się w głowę: „Po co ci to wszystko?” Ale widzę, że bliscy są też ze mnie zadowoleni. Żona czasem tylko narzeka na te medale, koszulki z biegów, bo jest ich już bardzo dużo i wciąż przybywa. A każda koszulka i medal są okupione potem. To moje trofea. Nie każdemu w końcu chciałoby się jechać 200 km w jedną stronę do Białej Podlaskiej, aby tam przy paskudnej pogodzie, wietrze i deszczu, na betonowej nawierzchni lotniska przebiec 10 km i z powrotem wracać te 200 km do domu. A ja jestem zadowolony, dumny, że każdy z takich biegów udało mi się ukończyć. Dziękuję Bogu za zdrowie, za dobre samopoczucie i oby tak do setki. A później pomyślę co dalej - śmieje się.