Andrzej Halicki: Miesięcznica? Nie ma takiego obrzędu
Jako katolik, chrześcijanin, czuję się urażony, że przy urządzaniu miesięcznic wykorzystuje się Kościół i fałszywie powołuje na rzekomy akt religijny - mówi Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej w rozmowie z Witoldem Głowackim.
Czy w Platformie policzyliście już polityczne koszty wynikające ze smoleńskich ekshumacji?
Koszty ponosimy wszyscy. W tej chwili nawet część elektoratu Prawa i Sprawiedliwości ma świadomość, że ta taktyka szermowania najcięższymi zarzutami - zamach, wszystkie teorie Antoniego Macierewicza: 3 osoby, które miały przeżyć; sztuczna mgła; trotyl; bomba termobaryczna, wybuchy na pokładzie - że całe to cyniczne serwowanie polskiemu społeczeństwu tych wszystkich bzdur okazało się zwykłym kłamstwem. Dzisiaj więc to, co jest dramatem i traumą, zwłaszcza dla rodzin ofiar, cały tragizm wynikający z katastrofy i jej charakteru, jest odgrzewany w sposób najmniej ludzki, jak tylko to możliwe. Mówię tu właśnie o ekshumacjach, które miały być koronnym dowodem wybuchu bomby. Nie potrafiąc tego udowodnić Kaczyński i Macierewicz postanowili politycznie rozgrywać dramat rodzin ofiar katastrofy. Robią to z nadzieją, że Polacy zapomną o tych tak niedawnych całkowicie szalonych i absurdalnych oskarżeniach.
Za sprawą ekshumacji dowiedzieliśmy się, jak potraktowano ciała ofiar - choć oczywiście dotyczy ona tego, co działo się już całe godziny i doby po katastrofie Ale to nie znaczy chyba, że nad wynikami ekshumacji można by po prostu przejść do porządku dziennego?
Nie, nie można. Uważam, że katastrofa lotnicza w Smoleńsku to dramaty poszczególnych rodzin ofiar. Zwłaszcza wobec nich, wobec ich uczuć, epatowanie przez PiS wynikami ekshumacji jest skrajnie nieuczciwe - zarówno w wymiarze politycznym, jak i zupełnie ludzkim. Trzeba jednoznacznie powiedzieć, że za sprawą ekshumacji nie dowiedzieliśmy się niczego nowego o przebiegu katastrofy czy jej przyczynach. One pokazują skalę tragedii. Nie ma tu żadnego związku z tymi stale, kilkadziesiąt już razy powtarzanymi zapowiedziami z miesięcznic smoleńskich - że „dochodzimy” czy „zbliżamy się” do „prawdy”. A prawda o Smoleńsku jest brutalna: samolot nie musiał lądować, miał siedem możliwości odejścia i z jakiegoś powodu kontynuował to tragiczne lądowanie. Dzisiaj zamiast prawdy mamy jedno wielkie kłamstwo o tym, co stało się w wiosenny poranek 10. kwietnia 2010 roku. Jednocześnie Kaczyńskiemu chodzi też o to, by nadać sens politycznej agresji, nienawistnym słowom - mieliśmy już do czynienia z epitetami, które daleko wykraczały poza język przypuszczeń, czy stawiania pytań.
Kto jest odpowiedzialny za sposób, w jaki ciała ofiar zostały złożone do trumien?
Prokuratura. Mamy przecież te informacje w protokołach. To nie są nowe ustalenia. Chodzi o dokumenty, do których polska strona miała dostęp i zastrzeżenia wobec których znalazły się na liście dołączonej do raportu Millera. Było tam 160 punktów, część z nich odnosiła się właśnie do tej kwestii. Może nie całkiem wprost.
Może lepiej by było, żeby jednak wprost?
Są tam jednoznaczne zastrzeżenia wobec pracy rosyjskiej prokuratury w tym zakresie. Każdy, kto zajmuje się tą problematyką powinien je znać - zarówno prokurator, jak i Macierewicz. Pamiętajmy też o ówczesnej atmosferze - oczekiwaniach, ale i o silnej presji, która w tamtym czasie była dość powszechnie akceptowana. Także przez pracowników Kancelarii Prezydenta, którzy pisemnie podziękowali za to, co dotyczyło również tej jednej z najsmutniejszych kwestii, czyli organizacji pochówku i pracy osób w to zaangażowanych. Jedną z osób, które to pismo podpisały, był ówczesny minister, Jacek Sasin, który mówił wtedy publicznie, że wszystko „odbyło się godnie”.
Te słowa wielokrotnie do niego wracały, tak jak do Ewy Kopacz wracała wypowiedź o „przekopaniu ziemi na metr w głąb”.
Tu nie chodzi o wypominanie niefortunnych słów . Od kilku lat mamy co miesiąc na Krakowskim Przedmieściu do czynienia nie z żadnymi aktami religijnymi, tylko z politycznymi wiecami pełnymi agresji. Tam nawet jedno zdanie nie pada o ofiarach, o pamięci, o wspomnieniach. To spektakl polityczny w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego.
Przesadza pan, jedno zdanie czasem pada...
... O nie, stale pada tylko to jedno zdanie, że „jesteśmy coraz bliżej prawdy a winni zostaną ukarani.” To jest ta jedna jedyna, nieustannie powtarzana, wciąż ta sama kwestia, która w obliczu upadku wszystkich kłamliwych teorii spiskowych, bierze się albo z cynizmu, albo z jakiejś kompletnej indolencji - tu myślę o zespole Macierewicza i jego tzw. „badaczach” przyczyn katastrofy. Niestety, tę wciąż powtarzaną frazę udało się skutecznie wmówić części polskiego społeczeństwa.
Odsetek Polaków, którzy uważają, że w Smoleńsku doszło do czegoś innego niż katastrofa lotnicza, nadal nie jest szczególnie wysoki.
Rzeczywiście, jest coraz niższy. Dziś, nawet dla znacznej części elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, kwestia zamachu znalazła się już poza jakąkolwiek poważną dyskusją.
Czy w takim razie sugeruje pan, że te polityczne koszty, o które pytałem na początku, nie będą dla was wysokie?
To przede wszystkim społeczeństwo ponosi koszt tej smoleńskiej agresji. Widać to gołym okiem. Emocje i agresja nie były i nie są akceptowane przez Polaków, a po kilku latach „miesięcznic” wywołują one coraz intensywniejsze reakcje, którym naprawdę trudno się dziwić. Próby dalszego eskalowania, rozbudzania tych emocji są czymś naprawdę perfidnym i bezdusznym - zwłaszcza, jeśli wszyscy widzimy, że czyni się to z oczywistą, polityczną premedytacją.
Czy to dlatego Obywatele RP próbują przerywać miesięcznice smoleńskie? Czy według pana przekroczyli tu jakieś granice?
Pyta pan o tę demonstrację, która została przez policję... trudno znaleźć odpowiednie słowo... może „zatrzymana”?
Może lepiej „wyniesiona”?
Owszem, wyniesiona - w sensie jak najbardziej dosłownym, fizycznym. Od razu podkreślam więc, że ustawa o zgromadzeniach publicznych w wersji zmienionej przez PiS, realnie ogranicza prawa obywateli do demonstrowania. Mamy więc całkowicie nową sytuację, w której obywatele protestują z powodu ograniczenia podstawowego prawa obywatelskiego. I nie mówię o samej organizacji - tylko o obywatelach w ogóle - bo przecież to protest przeciw ograniczaniu podstawowych praw w demokracji. A co robi w tym czasie policja, która powinna gwarantować bezpieczeństwo wszystkim uczestnikom? Bo przecież polska policja nie jest partyjną policją PiS, nie jest policją działającą na zlecenie jednej siły politycznej, nie ma w ogóle prawa rozstrzygać, która demonstracja jest słuszna, a która nie. A jednak zachowała się niezwykle stanowczo - i to zanim w ogóle doszło do jakiegokolwiek zdarzenia. Celem tej akcji było odblokowanie drogi do przejścia na agresywny wiec polityczny. Polska policja nie może tak działać. Nie może bezpodstawnie wynosić ludzi, zabierać im dowodów czy trzymać ich na jakimś podwórku, ograniczając ich osobistą wolność. Krakowskie Przedmieście zostało zamknięte, szczelnie ogrodzone tylko po to, żeby garstka polityków poczuła się komfortowo.
A może to jest już powoli koniec tego smoleńskiego potencjału politycznego? To była 86. miesięcznica, nawet rocznicę Powstania Warszawskiego będziemy obchodzić dopiero 73 raz. Czy to się nie wypala?
Czym jest w ogóle miesięcznica? Co to za wymysł właściwie? Nie ma takiego zwyczaju ani obrzędu - a już na pewno nie w takiej skali.
W tradycji ludowej był, pewnie gdzieniegdzie w Polsce nadal jest, taki element żałoby. Ale nie dłużej przez pierwszy jej rok, a najczęściej tylko w pierwszym miesiącu.
Owszem, ale to były, czy nawet są, określone zachowania żałobne w okresie bezpośrednio po czyjejś śmierci, w gronie bliskich, rodziny. W wypadku miesięcznic smoleńskich nie da się mówić o żadnej analogii - pamiętajmy , że one wcale nie zaczęły się bezpośrednio po tragedii. Nadszedł już czas na wykładnię tej kwestii ze strony Kościoła, bo mamy tu do czynienia z potężnym nadużyciem. Jako chrześcijanin, katolik czuję się urażony, że wykorzystuje się tu Kościół, i fałszywie powołuje się na rzekomy akt religijny, który nim po prostu nie jest. Nawet dla policji podstawą prawną do interwencji był właśnie fakt ochrony rzekomej uroczystości religijnej. W Polsce!? W kraju, w którym przecież właściwie nigdy nie dochodzi do zakłócania uroczystości religijnych a już na pewno nie z powodów politycznych! Prawda jest taka, że miesięcznice smoleńskie nie są żadnymi aktami religijnym - a próby nadawania im takiego charakteru są właśnie tym, co tak mocno oburza ludzi.
Spodziewa się pan, że nastąpi tu jakaś reakcja ze strony Kościoła?
Sądzę, że na przykład arcybiskup Nycz, czyli gospodarz terenu kościelnego, na którym to się odbywa, w końcu zabierze w tej sprawie głos. Oczekiwałbym tu jednoznacznego stanowiska, a także odpowiedzi na zasadnicze pytanie, czy można podpierać się autorytetem Kościoła i pojęciem modlitwy w stricte politycznym rozpalaniu bardzo negatywnych społecznych emocji.
Nie bardzo pan chciał szacować polityczne straty PO związane ze sprawą ekshumacji. To może wie pan, ile będą was politycznie kosztować działania komisji weryfikacyjnej ds warszawskiej reprywatyzacji? Komisja pod kierownictwem Patryka Jakiego właśnie zaczęła prace. Na pierwszy ogień ma między innymi iść dość ewidentna sprawa kamienicy przy Narbutta 60.
Z tego, co pamiętam, to już burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski składał do prokuratury kilkanaście zawiadomień dotyczących reprywatyzacji. Wśród nich było także to dotyczące kamienicy przy Narbutta. Potem były także doniesienia Ratusza. I jeszcze później, już po objęciu funkcji przez wiceprezydenta Pahla, było jeszcze postępowanie sądowe, zdaje się skuteczne. Miasto bardzo mocno zabiegało o to, żeby ten problem został naprawiony, żeby nie powstał koszt społeczny w postaci nieuzasadnionego wzbogacenia się określonych osób ze szkodą dla miasta czy jego mieszkańców - w tym wypadku wymagających ochrony lokatorów. Natomiast komisja weryfikacyjna w żaden sposób nie przyczyni się do rozwiązania problemu reprywatyzacji - przede wszystkim dlatego, że nie ma żadnych ustawowych możliwości uregulowania kwestii własnościowych. Dekret Bieruta nadal żyje, a Prawo i Sprawiedliwość ma ustawę reprywatyzacyjną w ręku, chowa ten projekt do szuflady. Zamiast rozwiązań ustawowych powstaje komisja, która ma charakter polityczny, i uznaniowy zarazem. Nawet sposób jej umocowania miesza porządki administracyjny i karny - co budzi ogromne wątpliwości prawników. Uznaniowość tej komisji jest zaś kwestią oczywistą. W tej chwili mamy już 4.500 postępowań reprywatyzacyjnych, kolejnych 16.000 jest dopiero przed nami. Komisja będzie sobie wybierać z tego pojedyncze przypadki? Według jakiego klucza? Nie sposób sobie nawet wyobrazić, by zdołała przeanalizować je wszystkie. W dodatku proces, o którym mówimy, dotyka wszystkich ekip rządzących. Przypomnę tylko veto Aleksandra Kwaśniewskiego, czy rugi warszawskie za Lecha Kaczyńskiego z 2005 roku, jedyne rugi warszawskie, których efektem mogłaby być eksmisja kilkunastu tysięcy prawowitych spadkobierców małych kamieniczek czy mniejszych budynków w Warszawie. Ten proces został zatrzymany przez prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz, która skutecznie przerwała tę procedurę. Ale niestety wcześniej zostały już rozesłane listy z nakazami opuszczenia budynków w terminie 3 miesięcy. Czegoś podobnego, jak Lech Kaczyński, nie zrobił nawet Bierut.
Sądzi pan, że PiS dostanie tu rykoszetem?
Nie będzie bez winy w tej sprawie. Dziś widać pełną determinację ratusza do współpracy z odpowiednimi służbami. I właśnie w takim momencie ustawa reprywatyzacyjna trafia do zamrażarki Kuchcińskiego... Jednocześnie PiS tworzy polityczny organ, który ma sprawiać wrażenie czegoś w rodzaju sądu inkwizycyjnego, a trochę zapewnić show medialny PiS.
To ostatnie to na pewno, ale zasadnicze pytanie brzmi - jak mocno wam to zagraża?
Sądzę, że dokładnie tak, jak komisja ds Amber Gold, czyli odbije się to Prawu i Sprawiedliwości czkawką. Bo pierwsza sprawa, którą komisja weryfikacyjna powinna się zająć, to Srebrna 16. Czy to dlatego PiS chowa ustawę reprywatyzacyjną, bo na tej działce - do której są zresztą roszczenia - ma być wybudowany wieżowiec za ponad 500 mln zł?
Obawiam się, że Patryk Jaki może panu na to odpowiedzieć „Nie ma żadnej Srebrnej 16”. I co mu pan zrobi?
Patryk Jaki nie będzie się interesował prawdziwymi problemami, w których chodzi o setki milionów złotych dokładnie z tych samych powodów, dla których Biuro Spraw Wewnętrznych policji nie interesowało się śmiercią Igora Stachowiaka. Dokładnie tak działa ten polityczny nadzór. Wszystko wskazuje na to, że za sprawą politycznego nadzoru BSW było bardziej zaangażowane w tuszowanie tamtej sprawy niż jej wyjaśnianie. Jestem przekonany, że Komisja weryfikacyjna będzie bardziej zainteresowana robieniem show, niż próbą zbadania przyczyn, dlaczego właściwie wciąż nie mamy ustawy reprywatyzacyjnej.
To chyba nie jest przypadek, że z ramienia Nowoczesnej do komisji weryfikacyjnej wszedł akurat Paweł Rabiej - świeży kandydat N. na prezydenta Warszawy?
Jeżeli tu miałoby chodzić o to, że kandydat na prezydenta miasta chciałby sobie z tej komisji zrobić polityczną trampolinę, to tym gorzej dla jakości jej prac. Bo prawda jest taka, że jeśli na badanie choć jednej z tych skomplikowanych w sensie prawnym spraw zostanie nałożona interpretacja stricte polityczna, to wiarygodność prawna komisji natychmiast zostanie podważona, a jej skuteczność obniżona. Ale od razu dodam, że nie podejrzewam tu Pawła Rabieja o złe intencje, mówię tylko o politycznym kontekście tej komisji.
W kwestii reprywatyzacji może dość naturalnie nastąpić efekt „wszyscy na Platformę”.
Tak już jest w komisji ds. Amber Gold. Najważniejsze jednak są zawsze fakty i prawda. Jeśli mamy dociekać ich obiektywnie, to chciałbym, żeby komisja skutecznie zbadała ten patologiczny proceder, który bez wątpienia miał miejsce w Warszawie. Tylko, że tak nie będzie. Nie ma do tego narzędzi w skali globalnej - jeszcze raz przypominam, że postępowań jest już około 4.500, a 16 tysięcy dopiero czeka. Nawet gdyby Patryk Jaki pracował ze swoją komisją dzień i noc, to nie starczyłoby mu i 10 lat na zbadanie wszystkich tych spraw. To jest niemożliwe.
Teraz, gdy rusza komisja weryfikacyjna, nie żałuje pan, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie odsunęła się jednak od Platformy nieco dalej - albo że Platforma sama jej nieco dalej nie odsunęła?
Jeśli chodzi o to postępowanie spadkowe, w którym siłą rzeczy, poprzez męża, uczestniczyła, to wyjaśniała je już kilkakrotnie. Pamiętajmy, że ta sprawa miała charakter publiczny już podczas kadencji Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy. Od tamtego czasu Hanna Gronkiewicz-Waltz wygrała wybory dwukrotnie i to w pierwszej turze.
Oj, coś często ostatnio słyszę, że skoro ktoś wygrał wybory, to ma prawo. Argumentum ad suwerenum?
Dalej podkreślam to, że Hanna Gronkiewicz-Waltz jest otwarta i gotowa do współpracy ze wszystkimi, którzy oczekują od niej transparentności, dokumentów i wyjaśnień. Stawia oczywiście znak zapytania nad konstytucyjnością samej komisji weryfikacyjnej - podobnie jak ja. Ale nie odmawia współpracy ze wszystkimi instytucjami, które są do tego powołane.
Wróćmy jeszcze do Pawła Rabieja. Czy Nowoczesna wybrała odpowiedni moment na przedstawienie kandydata na prezydenta Warszawy?
Trudno mi to oceniać. Tak naprawdę jeszcze w ogóle nie wiemy, w jakich właściwie wyborach będą startować kandydaci - i na jakich zasadach. Prawo i Sprawiedliwość wyraźnie chce zniszczyć niezależność samorządów - chce nimi zawładnąć i je politycznie kontrolować. Naszym głównym celem jest obrona niezależności samorządów, jako naszych małych ojczyzn, którymi powinny zarządzać osoby cieszące się zaufaniem swoich sąsiadów. To jest istota samorządu - możliwość decydowania o naszych wspólnych lokalnych problemach bez uczestnictwa władzy centralnej. Tymczasem PiS działa tu według zasady „jak nie drzwiami, to oknem”, wprowadza takie terminy jak „nadzór polityczny”, „wykonywanie poleceń rządu”. Komisja Wspólna Rządu i Samorządów w tej chwili nie pracuje, bo PiS nie traktuje innych podmiotów jak partnerów. Kto będzie odpowiedzialny za chaos w oświacie? Samorządy. Ale kto decyduje o tym chaosie? Rząd. Samorząd ma tylko wykonać. To jest zamach na fundament praworządnego i demokratycznego państwa. I dlatego będziemy bronić niezależności samorządów. Na tym tle Warszawa jest oczywiście bardzo istotna, ale wszystkie stołeczne zadania będziemy realizować wspólnie z tymi, którzy ten główny cel - niezależność samorządów - będą uważać za absolutnie nadrzędny. W Warszawie musimy w tej chwili doprecyzować możliwości współpracy wobec tych najważniejszych wyzwań, a dopiero potem wyznaczać kandydatów.
Pan o tym myśli w kontekście pierwszej, czy raczej drugiej tury?
A jest Pan pewien, że będziemy mieli dwie tury? Będziemy mieli na pewno to wszystko, co będzie służyło zaprzeczeniu dotychczasowej otwartej i demokratycznej procedurze wyborczej. PiS nam to zafunduje. Możliwe są i centralnie rejestrowane komitety. Prawdopodobnym jest, że będzie także tylko jedna tura. Nadal może obowiązywać wsteczna dwukadencyjność. I możliwe są też rządy komisarzy - nowa ustawa o Regionalnych Izbach Obrachunkowych daje rządowi liczne możliwości wyeliminowania silnych prezydentów miast. To otwarty zamach na niezależność samorządów. Niemal nieograniczona możliwość mianowania, na zasadzie polecenia z Nowogrodzkiej, komisarzy, sprzeczna z samą istotą samorządności.
Czy pan zaczyna wątpić, że wybory samorządowe się w ogóle odbędą?
Nadal myślę, że się odbędą, ale nawet nie znamy podstawowych warunków, na jakich zostaną przeprowadzone.
Wyobrażam pan sobie wspólny blok wyborczy opozycji w wyborach samorządowych w Warszawie?
Jak najbardziej sobie wyobrażam. Myślę, że należy właśnie do tego dążyć.
Do takiego bloku z Nowoczesną, czy raczej do bloku z Nowoczesną i Barbarą Nowacką?
Do szerokiego bloku, który łączyłby różne środowiska, w tym i takie, które nie mają stricte politycznego charakteru.
Serio? Jana Śpiewaka też by pan w tym widział?
Pan pyta o osoby, a ja jeszcze raz wracam do celu. Tak, w tym bloku powinny się znaleźć także stowarzyszenia, które mają określone, lokalne cele - mam tu na myśli i ruchy miejskie, i różne obywatelskie inicjatywy. Wszystkich tych, których łączy idea otwartego i samorządnego społeczeństwa obywatelskiego i wspólny nadrzędny cel - niezależny od władzy krajowej samorząd.
Jak pan w tej chwili ocenia kondycję Platformy? Ostatni raz rozmawialiśmy na początku roku, sondaże nie były wtedy dla was łaskawe.
Przyzna pan, że mówiłem wtedy, że zaraz zobaczymy zmianę?
Owszem, mamy to zresztą na piśmie.
Polacy coraz wyraźniej widzą, że tzw. „Dobra Zmiana” nie jest wcale taka dobra. Dostrzegają butę i arogancje władzy. Tę arogancję widać w agresywnej polityce personalnej PiS, który bez opamiętania wsadza swoich ludzi na wszystkie możliwe stanowiska, w tym także te zupełnie niepolitycznego, zdałoby się, szczebla. Tę arogancję widać na drogach, gdy rozpychają się tam rządowe kolumny. Tę butę widać w przekazie, w nadużywaniu świąt religijnych, w obdzielaniu oponentów epitetami i dzieleniu Polaków zupełnie niedopuszczalnymi słowami. Widać tę arogancję także w tym, że gdy idzie władza, usuwa się z jej drogi tych, którzy mają inne zdanie, a nawet tych, którzy nie wiadomo, jakie mają zdanie, wiadomo za to, że nie są z PiS-u. To jest PRL bis. I jest również niezwykły i odważny człowiek, który potrafi się temu przeciwstawić, upomnieć o podstawowe prawa - nawet niekoniecznie dla siebie. Popatrzmy na Tadeusza Karpowicza, sołtysa wsi Grabówka, który jest dziś na Podlasiu symbolem człowieka solidnego i upartego, ale reprezentującego czystą sprawiedliwość. To sprawiła jego postawa - nie dam sobie wlepić mandatu, za czyn, którego nie popełniłem.
Gmina Grabówka to ma być taki wasz Wóz Drzymały?
To się dzieje nie tylko tam. Są w Polsce tysiące takich miejsc - nawet sami nie wiemy, ile dokładnie. Mieszkańcy Grabówki walczą o istnienie swojej gminy - tam działa i żyje prawdziwa społeczeństwo obywatelskie. Platforma Obywatelska - a ta nazwa zobowiązuje i naprawdę ma znaczenie - zawsze stanie po stronie społeczeństwa obywatelskiego. I Polacy już coraz lepiej wiedzą, że istnieje alternatywa wobec państwa scentralizowanego, monopartyjnego, wszystkowiedzącego za obywatela. To alternatywa w postaci tej otwartej, modernizującej się, europejskiej, wolnej pod każdym względem Polski, po której stronie opowiadamy się my.
Otwartej, wolnej pod każdym względem, europejskiej. To czemu was nie było na Paradzie Równości?
Nie rozumiem, byli przecież tam nasi parlamentarzyści...
Podobno zniknęli po pierwszych 300 metrach pochodu.
Jeśli pyta pan mnie o zdanie, to będę zawsze bronił prawa do demonstrowania, czy wygłaszania swoich poglądów, nawet wtedy, jeśli się z nimi nie do końca zgadzam. Słyszałem też już pytanie, dlaczego pani prezydent Warszawy nie objęła Parady swoim patronatem...
...A właśnie, Paweł Adamowicz z Gdańska jakoś mógł.
Uważam osobiście, że obejmowanie takim patronatem wydarzeń, które mają jednak ideologiczną wymowę nie jest do końca właściwe. To nie jest impreza sportowa czy kulturalna, tylko jednak pewna manifestacja światopoglądowa. Sam zmieniłem zdanie na temat ustawy o związkach partnerskich. Rozumiem dziś dobrze, że to jest naprawdę potrzebne. Uważam za nienaturalną sytuację, w której ludzie współtworzący swój majątek we dwoje, we dwie, czy we dwóch, nie mają prawa do wzajemnego dziedziczenia, a dzieląc wspólne życie, nie mają prawa do informacji medycznej na temat partnera. Uważam, że to musi zostać prawnie uregulowane. Zawsze będę stał po stronie słabszych. Zawsze stanowczo będę bronił prawa obywateli do otwartego wyrażania swoich poglądów. To podstawa demokracji, dzisiaj zagrożonej działaniami PiS. Musimy wspólnie bronić wolności Polek i Polaków.