Andrzej Kohut: Biden wysyła jasny komunikat, że Stany Zjednoczone są zdeterminowane, żeby Ukrainie pomagać

Czytaj dalej
Fot. FOT. ADAM JANKOWSKI
Anita Czupryn

Andrzej Kohut: Biden wysyła jasny komunikat, że Stany Zjednoczone są zdeterminowane, żeby Ukrainie pomagać

Anita Czupryn

Amerykańska administracja patrzy dziś na ten konflikt jako na czas wyboru, który zdefiniuje przyszły ład międzynarodowy. I to ważne stwierdzenie, że autokraci rozumieją tylko jedno słowo: nie. Takim wyraźnym powiedzeniem „nie” Rosji jest postawa Stanów Zjednoczonych w ciągu ostatniego roku – mówi amerykanista Andrzej Kohut.

Poniedziałkowa wizyta prezydenta Joe Bidena w Kijowie chyba zaskoczyła wszystkich, łącznie z Putinem?

WA230221AJ_211.JPG
Mikołaj Starzyński Andrzej Kohut, amerykanista. Autor książki "Ameryka. Dom podzielony". Prowadzi "Przegląd zagraniczny" w radiu RMF24. Współtworzy filmy i podcasty Ośrodka Studiów Wschodnich. Związany z Klubem Jagiellońskim.

Rzeczywiście, myślę, że tak było. Amerykańskim służbom i zapewne też współpracującymi z nimi służbom innych państw udało się utrzymać w tajemnicy wizytę Bidena w sposób na tyle skuteczny, że świat dowiedział się o niej w momencie, kiedy w mediach społecznościowych pojawiły się obrazki z tej wizyty prezydenta w Kijowie. Dla Władimira Putina to niewątpliwie było zaskoczenie i to wyjątkowo niemiłe. Ponieważ, przypomnijmy, stało się to rok po tym, jak Rosjanie dokonali inwazji na Ukrainę. Być może Putin zakładał wtedy, że to on będzie defilował w Kijowie już wkrótce, może po kilku dniach, może po kilku tygodniach. Tymczasem rok później Rosjanie są od Kijowa o wiele dalej, niż byli na początku tej inwazji, a po stolicy Ukrainy przechadza się prezydent Stanów Zjednoczonych w towarzystwie prezydenta Ukrainy, który go zaprosił. I ma to ogromne znaczenie symboliczne.

Symboliczne, ale czy również historyczne? To pierwsza wizyta prezydenta Bidena na Ukrainie. Był w Kijowie wcześniej, ale jako wiceprezydent.

Myślę, że to, czy dana wizyta jest historyczna czy nie, można ocenić dopiero z dłuższej perspektywy czasy; z pewnością jednak mamy tu do czynienia z jednym z ważniejszych wydarzeń tej wojny, które prawdopodobnie będą definiowały w przyszłości to, jak ten konflikt wyglądał. Wydaje mi się, że tak jak inne wydarzenia w ciągu tego roku stanowiły często symbol dodający Ukraińcom otuchy w tej walce, którą toczą czy dodający entuzjazmu tym wszystkim, którzy Ukrainę wspierają, tak też taką rolę odgrywa wizyta Bidena w Kijowie i te obrazki, które świat zapamięta.

To jest też bardzo konkretna wizyta, bo przecież prezydent Biden potwierdził pomoc wojskową Ukrainie o wartości pół miliarda dolarów. Chodzi między innymi o pociski do systemów HIMARS oraz przeciwpancerne systemy rakietowe Javelin.

Oczywiście, że ta wizyta ma również pewien konkretny wymiar, z którym Biden do Kijowa przyjechał, natomiast mimo wszystko wydaje mi się, że to nie jest tutaj najważniejsze. Pomoc amerykańska była już w tych kilkunastu ostatnich miesiącach ogłaszana wielokrotnie, często nawet na większą skalę, jak chociażby niedawno, kiedy dotyczyło to czołgów, które mają trafić na Ukrainę. Natomiast tutaj pierwszeństwo ma jednak ten wymiar symboliczny, ale również i polityczny. Pamiętajmy, że to jest też moment, kiedy pojawiły się w przestrzeni publicznej wątpliwości, jak długo Stany Zjednoczone będą jeszcze wspierały Ukrainę. Wiadomo, że ten zapał dla pomocy Ukrainie słabnie w amerykańskim społeczeństwie; stopniowo, ale jednak, takie zmęczenie wojną się pojawia. A zeszłoroczne jesienne wybory przyniosły co prawda umiarkowany, ale znów sukces republikanów, gdzie głosów sceptycznych wobec pomocy Ukrainie jest nawet więcej. Pojawiły się zatem wątpliwości, na ile trwałe jest to wsparcie Amerykanów. I dosłownie w przededniu rocznicy rosyjskiej inwazji Joe Biden wysyła bardzo jasny komunikat, że ta pomoc amerykańska będzie trwała, że Stany Zjednoczone są zdeterminowane, żeby Ukrainie pomagać. No i robi to, wydaje się, w najlepszy możliwy sposób, oceniając na gorąco, na podstawie relacji, które są widoczne podczas tej niespodziewanej, niezapowiedzianej wizyty w Kijowie.

Ta niespodziewana wizyta wskazuje też chyba na zupełnie nowy wizerunek Bidena, który postrzegany był jako wiekowy, co zrozumiałe, bo skończył już 80 lat. Na Twitterze pojawił się ciekawy komentarz: „Amerykańska polityka w najlepszym, kowbojskim stylu”. A jakby tego było mało, Biden pojawił się w centrum Kijowa w ustanowionym ku czci poległych w czasie Rewolucji Godności w 2014 roku Dniu Bohaterów Niebiańskiej Sotni.

Przyznać trzeba, że Amerykanie umieją w symbole - jak to się kolokwialnie mówi – i również administracja Bidena doskonale zdaje sobie sprawę, w jaki sposób taki przekaz, potężny, idący w media społecznościowe, kreować. I tak, ta wizyta była też okazją do kreowania takiego przekazu również, bo słowa, które Biden przekazał Ukraińcom, czy te deklaracje na temat zbrojeń, mógł równie dobrze przekazać podczas wizyty w Warszawie, we wtorek na Placu Zamkowym. Byłoby to niewątpliwie dużo łatwiejsze organizacyjnie, czy też ze względów bezpieczeństwa. Natomiast zdecydowano się na podróż do Kijowa, bo, moim zdaniem, Amerykanie rozumieją – i rozumie to również administracja Bidena – jaka jest dzisiaj siła materiałów wizualnych. Jak duże znaczenie maja fotografie, nagrania, które będą krążyły przez lata. Oczywiście, będą one służyły samemu Bidenowi w budowaniu jego wizerunku, być może też w następnych wyborach prezydenckich, ale będą też służyły kreowaniu takiej kontr narracji dla propagandy rosyjskiej. No, bo trudno o wyraźniejszy symbol tego, jak bardzo ta rosyjska tak zwana operacja specjalna się nie udała, niż fakt, że amerykański prezydent mógł w ostatni poniedziałek relatywnie bezpiecznie przemieszczać się po Kijowie.

Jeśli Pan już wspomniał o nagraniach i zdjęciach, to oglądałam to, co zamieszczał prezydent Wołodymyr Zełenski na swoich mediach społecznościowych. Wrażenie robi zwłaszcza ten film z powitaniem prezydenta Bidena, gdzie Zełenski wychodzi z pałacu ze swoją żoną, a potem, kiedy amerykański prezydent wita się z przedstawicielami Ukrainy, Zełenski ociera łzę, która spłynęła mu po policzku. Ten przekaz był mocno wzruszający.

Myślę, że dla samego prezydenta Zełenskiego to też był ogromnie ważny moment, potwierdzający, że ten jego opór miał sens. Że te trudne decyzje, które podjął na początku tego konfliktu, kiedy zdecydował się wezwać Ukrainę do oporu, kiedy zdecydował się pozostać w Kijowie wtedy, kiedy jego życie było zagrożone. To nie ulega wątpliwości, że wtedy Rosjanie polowali wręcz na Zełenskiego. On zdecydował się pozostać w Kijowie, samemu będąc takim właśnie symbolem ukraińskiego oporu. Dziś, po roku, w pewnym sensie obserwujemy taką klamrę, kiedy mógł spotkać się w Kijowie z prezydentem Bidenem, co dowodzi pewnej słuszności tych decyzji, jakie wtedy podjął.

Jak wizytę Bidena w Kijowie potraktowały amerykańskie media?

Chyba nikt nie miał wątpliwości, że zadziało się coś wyjątkowo ważnego; podkreślany jest fakt, że Biden znalazł się w stolicy państwa, na terenie którego toczy się wojna, że to oznacza też mocny, symboliczny przekaz ze strony jego administracji, właśnie w tym kluczowym momencie, kiedy Rosja z jednej strony chce celebrować rocznicę rozpoczęcia tej inwazji, a z drugiej strony, przygotowuje się do rosyjskiej ofensywy. Tego rodzaju komentarzy w amerykańskich mediach rzeczywiście nie brakuje. Ale dominuje też zaskoczenie, bo amerykańscy dziennikarze byli zaskoczeni, podobnie jak komentatorzy na całym świecie, ale wydaje się, że ta wizyta spotyka się z dużym uznaniem; wizerunek Bidena przedstawiany jest dość pochlebnie.

Choć poniedziałkowa wizyta prezydenta Bidena w Kijowie była zaskoczeniem dla Putina, to jednak w ubiegły weekend rosyjskie media skupiały się na podawaniu przekazu, że to Ameryka jest winna tej wojny.

To przekaz, który propaganda Putina stara się budować od samego początku. Rosjanie twierdzą, że toczą wojnę obronną, że zostali niejako napadnięci przez NATO, które rozszerzało zasięg swoich wpływów, teraz chcą rozszerzyć do Ukrainy, co było niebezpieczne dla samego państwa rosyjskiego. Mało tego, Rosjanie, odkąd ta „operacja specjalna”, jak chciał to nazwać Putin, nie poszła po jego myśli, starają się tłumaczyć te niepowodzenia właśnie faktem, że to nie Ukraina, a cały zachodni świat walczy z Rosją. Dlatego, nie dość, że Rosja toczy wojnę obronną , to jeszcze staje w nierównej walce i stąd się biorą jej niepowodzenia, jeśli się do nich rosyjska propaganda przyznaje; a czasem się przyznaje. Nie ma tu absolutnie niczego nowego. Myślę, że tę linię propagandową Putin będzie starał się utrzymać; widać to również było w jego przemówieniu.

Ciekawe, czy Putin nie musiał go zmieniać, kiedy w poniedziałek zobaczył, jak prezydent Biden przechadzką w centrum Kijowa zagrał mu na nosie.

Definitywnie Amerykanie wyrządzili tym dużą „krzywdę” rosyjskiej propagandzie, uderzając w ten rosyjski przekaz budowany od tygodni w sposób bardzo skuteczny – za pomocą jasnego, czytelnego symbolu, pokazującego, że ta rosyjska narracja o skuteczności ich operacji prowadzonej na Ukrainie, o sukcesach rosyjskich, jest kompletnie nieprawdziwa. Porażka tych planów, które były tworzone przed 24 lutego jest widoczna jak na dłoni, również tego dnia, kiedy Rosjanie celebrują te rocznicę. Niezależnie od wszystkich słów Putina, tego w czasie jego orędzia nie udało mu się przykryć.

Spodziewaliśmy się, że przemówienie Bidena tego dnia w Warszawie może z putinowskim orędziem przed Radą Najwyższą korespondować, może być na to orędzie odpowiedzią. Tak się stało?

Już poprzednia wizyta Bidena pokazywała wyraźnie, że Rosja zwraca uwagę na tego rodzaju wydarzenia. Wtedy na wizytę Bidena Rosja odpowiedziała demonstracyjnym atakiem rakietowym na Ukrainę.
Rzeczywiście ze strony Putina, spodziewaliśmy się deklaracji dotyczących tego, na co Rosja nie zamierza Amerykanom pozwolić w tej części Europy; zapowiedzi, że to właśnie Stany Zjednoczone dążą do rozpętania kolejnej wojny światowej. Krótko mówiąc, to powrót do tych tez, które Putin już wielokrotnie w ciągu tego roku prezentował.

WA230221AJ_211.JPG
FOT. ADAM JANKOWSKI

Obecność Bidena w tej części Europy oznacza też konkretny przekaz dla Putina: „Ani kroku dalej. Tu jest granica. Tu jest NATO”.

Tak jest. No, to jest też coś, o czym Biden mówił od początku tego konfliktu, mówił to zresztą w Warszawie rok temu i przypomniał teraz, że nawet cal ziemi NATO-wskiej nie może być zaatakowany przez Rosję bez odpowiedzi ze strony sojuszników, ze strony Stanów Zjednoczonych. Podkreślał, że tu nienaruszalność terytorium NATO będzie chroniona przez Stany Zjednoczone. Tegoroczna wizyta prezydenta w Kijowie, w Warszawie, w takim momencie spotkanie z Bukaresztańską Dziewiątką było niejako kolejnym podkreśleniem tego przekazu, który płynie z Waszyngtonu i jeszcze od czasów sprzed rosyjskiej inwazji, sprzed 24 lutego, bo już wtedy tego rodzaju komunikaty Biden wysuwał i ten rok konfliktu niczego tutaj nie zmienił.

Nawiasem zauważając, wyjaśniło się, dlaczego już w piątek Biały Dom dokonał korekty, zmieniając datę przylotu Bidena do Polski. Wtedy dowiedzieliśmy się, że amerykański prezydent nie przyleci w poniedziałek, tylko we wtorek. Czy to oznacza, że znaczenie wizyty Bidena w Polsce ma teraz mniejsze znaczenie?

Ona nie straciła na znaczeniu politycznym. Tu nie ma wątpliwości, że wizyta Bidena w tej części Europy, oprócz jasnego sygnału w kierunku Rosji czy Ukrainy, niesie ze sobą też szereg sygnałów w stosunku do europejskich sojuszników, a przede wszystkim do sojuszników na wschodniej flance NATO i do polski, jako do ważnego partnera w tym trudnym czasie. Natomiast zdecydowanie symboliczny wymiar tej wizyty został przyćmiony przez to, co wydarzyło się w Kijowie. Pytanie tylko, czy to źle? Wydaje się, ze tutaj cel tej amerykańskiej wizyty jest dla Polski ze wszech miar korzystny. Prezydent Biden już rok temu wygłosił bardzo ważne przemówienie na Placu Zamkowym w Warszawie i nawet jeżeli tegoroczne przemówienie zdaniem niektórych nie okazało się aż tak dużym medialnym wydarzeniem, jak mogłoby być, gdyby nie było wizyty w Kijowie, to jednak wydaje się, że również nam powinno zależeć, aby ten cel, jakim jest utrzymanie niepodległości Ukrainy, został zrealizowany. Jeżeli lepiej posłużyła temu wizyta Bidena w Kijowie, a bezapelacyjnie się wydaje, że tak jest, że siła tego przekazu została zwielokrotniona przez to, że właśnie tam, w ukraińskiej stolicy się pojawił, to należy temu kibicować. Poparcie dla Ukrainy jest absolutnie kluczowe. Zresztą wiemy przecież, że Ukraina nie broniłaby się w tak skuteczny sposób, jak to robiła w ciągu ostatniego roku, gdyby nie amerykańskie wsparcie wywiadowcze, amerykańskie wsparcie militarne, finansowe, wreszcie amerykańskie wsparcie dyplomatyczne; zorganizowanie całego świata zachodniego w tym poparciu dla Ukrainy. Niemniej ta wizyta ważna jest również dla Polski…

No właśnie, kiedy rozmawialiśmy wcześniej, zwrócił Pan uwagę, że Biden był w Polsce niecały rok temu.

Prezydent Biden przyleciał do Polski po raz drugi w tak niewielkim odstępie czasu, bo ostatnio był niespełna 12 miesięcy temu, w marcu zeszłego roku. To jest bardzo duża częstotliwość, jeżeli chodzi o wizytę amerykańskich prezydentów w Polsce. I to pokazuje, że rola Polski dziś, z perspektywy amerykańskiej, jest bardzo ważna. Jesteśmy państwem uważanym za jednego z kluczowych partnerów, jeśli idzie właśnie o powstrzymywanie Rosji i wspieranie Ukrainy. Polska zdecydowała się, w znacznym stopniu wspierać Ukrainę militarnie, pośredniczy w przekazywaniu zachodniej broni na Ukrainę, wreszcie, przyjmuje ukraińskich uchodźców. Ten ostatni fakt jest zresztą bardzo szeroko komentowany w amerykańskich mediach. Dzisiaj właściwie większość relacji dotyczących Polski w mediach amerykańskich, gdzieś wiąże się ze wspomnieniem o tym właśnie, jak dużą liczbę uchodźców Polska przyjęła, w jak krótkim czasie, po rozpoczęciu tej inwazji polska była w stanie taką pomoc zorganizować. To zrobiło ogromne wrażenie, bardzo korzystnie wpłynęło na wizerunek państwa polskiego i Polaków za oceanem i jest to przez Amerykanów pamiętane.
To świadczy też o tym, że relacje polsko-amerykańskie, które uległy znacznej poprawie po rozpoczęciu tej fazy konfliktu na Ukrainie, z którą mamy do czynienia od roku, w dalszym ciągu są utrzymywane na wysokim poziomie. To jest, wreszcie, sygnał, że amerykańska administracja bardzo pilnie przygląda się temu, co dzieje się na wschodniej flance NATO. Nieprzypadkowo Biden spotykał się nie tylko z przedstawicielami państwa polskiego…

… ale i z Bukaresztańską Dziewiątką.

Tak jest, z przywódcami Bukaresztańskiej Dziewiątki, pokazując, że tutaj również jest istotny aspekt jego wizyty.

Co uzyskaliśmy albo co możemy przy okazji tej wizyty wykorzystać, jak się zaprezentować na międzynarodowej arenie?

Myślę, że już w ciągu ostatniego roku Polska wykonała bardzo dużą pracę, żeby się we właściwy sposób pokazać na arenie międzynarodowej, jako wiarygodny partner Stanów Zjednoczonych i nie tylko Stanów Zjednoczonych, jeżeli chodzi właśnie o pomoc militarną dla Ukrainy, o wspieranie uchodźców, uciekających przed wojną. Jeżeli chodzi o uzyskanie czegoś w ramach tej wizyty, to tutaj również myślę, że ta wizyta mimo wszystko była elementem pewnych dziejących się procesów. Przedstawiciele amerykańskiej dyplomaci czy przedstawiciele amerykańskiej administracji spotykają się regularnie ze stroną polską i wiele toczących się kwestii będzie się toczyło nadal. To kwestie związane z bezpieczeństwem, jak również z innymi, interesującymi stronę polską sprawami.

WA230221AJ_211.JPG
FOT. ADAM JANKOWSKI

Niektórzy z komentatorów chcieli widzieć wizytę prezydenta Bidena na wzór tej Johna Kennedy’ego przed Bramą Brandenburską w 1963 roku, kiedy to Kennedy przedstawiał wizję Stanów Zjednoczonych jako przywódcy wolnego świata wobec zagrożeń ze Wschodu. Historia znów się powtarza?

W pewnym sensie dzisiejsza sytuacja rzeczywiście w jakimś stopniu przypomina tamtą zimnowojenną, chociaż oczywiście należy pamiętać, że dzisiejsza Rosja mimo toczonego konfliktu na Ukrainie jest państwem o wiele słabszym niż ówczesny Związek Radziecki, który razem ze Stanami Zjednoczonymi dzielił świat na połowę. Dziś tą siłą, której sami Amerykanie najbardziej się obawiają i na którą zwracają baczną uwagę, są Chiny. Natomiast faktycznie ta sytuacja w Europie trochę przypomina ten układ zimnowojenny; na nasze szczęście dzisiaj gdzie indziej przebiega ta linia podziału, niż przebiegała w latach 60. i stąd tego rodzaju porównania do prezydenta Kennedy’ego czy do przemówienia, które często jest przypominane, czyli przemówienie Ronalda Reagana, kiedy zwracał się do Michaiła Gorbaczowa z żądaniem o zburzenie muru berlińskiego. To są te historyczne odwołania, które łatwo przychodzą nam na myśl. Na pewno jest tak, że ta sytuacja, która ma miejsce na Ukrainie, jest swego rodzaju testem dla administracji Bidena. Ona musi pokazać, że te deklaracje, które Biden składał jeszcze w czasie swojej kampanii wyborczej – że Stany Zjednoczone w polityce zagranicznej będą się kierować również pewnymi ideałami – że te deklaracje nie były jedynie pustymi słowami. I że dziś ten sprawdzian Ameryka podejmuje właśnie wspierając Ukrainę.

Co przyniosło spotkanie Bidena z Bukaresztanską Dziewiątką? Prezydent Duda powiedział: „Widzimy gołym okiem znak gwarancji i bezpieczeństwa”. Czy i kiedy doczekamy się na przykład zwiększenia liczby żołnierzy amerykańskich?

To oczekiwanie nie tylko Polski, ale i innych krajów wschodniej flanki NATO, że tych żołnierzy amerykańskich pojawi się więcej. Znów, myślę, to nie był moment, kiedy tego rodzaju decyzja mogła być podjęta bądź ogłoszona. Na pewno jest to jakiś krok w tym kierunku. Żeby do takiego zwiększenia, podobnego do tego, do jakiego doszło na początku rosyjskiej inwazji, po 24 lutego, musielibyśmy najpierw zobaczyć jakąś znaczącą eskalację na Ukrainie. Stałoby się to bardziej prawdopodobne, gdyby ta spodziewana od wielu tygodni rosyjska ofensywa znowu objęła większą część terytorium Ukrainy, być może walki zaczęłyby się toczyć bliżej polsko-ukraińskiej granicy, wtedy taka decyzja na pewno byłaby łatwiejsza ze strony Stanów Zjednoczonych. Natomiast wydaje mi się, ze obecnie nie ma również w samych Stanach Zjednoczonych politycznego klimatu na tego rodzaju decyzje.

Jak sama Ameryka patrzyła na wizytę prezydenta Bidena w Polsce?

Fakt, że Biden udał się do Europy, jest odnotowywany. Jest podkreślane, że wizyta amerykańskiego prezydenta odbyła się dosłownie w przededniu rocznicy toczącej się na Ukrainie wojny, często nazywanej przez amerykańskie media największa wojną w Europie od czasu II wojny światowej.

Prezydent Joe Biden we wtorkowym przemówieniu znów podkreślił, że atak na jednego z członków NATO to atak na wszystkich i jest to święta przysięga bronienia każdej piędzi ziemi. A także, że Rosja zapłaci za swoje zbrodnie. To były chyba najmocniejsze fragmenty jego wystąpienia? Jak Pan je przyjął?

Bez zaskoczenia. O znaczeniu NATO-wskich gwarancji prezydent mówił już podczas poprzedniej wizyty w Warszawie. Choć oczywiście fakt, że powtórzył te zapewnienia jest ważny i ma dla nas ogromne znaczenie. Natomiast ciekawsze wydawało mi się zasygnalizowanie w jaki sposób amerykańska administracja patrzy dziś na ten konflikt: jako na czas wyboru, który zdefiniuje przyszły ład międzynarodowy. I to ważne stwierdzenie, że autokraci rozumieją tylko jedno słowo: nie. Takim wyraźnym powiedzeniem „nie” Rosji jest postawa Stanów Zjednoczonych w ciągu ostatniego roku.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.