Andrzej Milczanowski rozbił szczecińską Solidarność? "Nie wolno rzucać bezpodstawnych oszczerstw"
Z Andrzejem Milczanowskim, prawnikiem, działaczem opozycji w okresie PRL, ministrem spraw wewnętrznych w latach 1992-1995.
- Wszystko zaczęło się w poniedziałek na konferencji prasowej Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym. Odniósł się pan do tego we wtorkowym wystąpieniu na proteście KOD-u. Co się stało?
- W poniedziałek przed stocznią kilka osób ze stowarzyszenia, w związku z rocznicą 13 grudnia, wydawało oświadczenia. Jeden z dziennikarzy zapytał, dlaczego mnie nie ma wśród nich, bo byłem przecież wówczas w komitecie strajkowym Regionu Pomorze Zachodnie „Solidarności”, który zainicjował strajk w stoczni i całym regionie 13 grudnia 1981 roku. Na to wiceprzewodniczący tego stowarzyszenia Kazimierz Drzazga, powiedział, że ja byłem prokuratorem w PRL i że to ja rozbiłem szczecińską „Solidarność”.
- A jak było?
- To prawda, byłem prokuratorem, ale w latach 1962-68. Odszedłem z końcem marca 1968 roku, ale nie w związku z wydarzeniami marcowymi. To był powód raczej prozaiczny. Jako prokurator za dużo pracowałem, a za mało było za to pieniędzy. Moje odejście nie miało żadnych przyczyn politycznych. A druga kwestia, że to ja rozbiłem „Solidarność” to absurd.
Byłem prokuratorem, ale w latach 1962-68. Odszedłem z końcem marca 1968 roku. Rozbiłem „Solidarność"? To absurd.
- Mówił pan o tym na wtorkowym proteście.
- Musiałem się do tego odnieść. Przecież to kłamstwo. Tak nie można. Więc powiedziałem ironicznie, że tak, rzeczywiście rozbijałem „Solidarność”, bo byłem w sierpniu 1980 roku w komitecie strajkowym Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Szczecinie, tak rozbijałem „Solidarność” przez to, że w grudniu 1981 roku byłem członkiem Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego „Solidarność” z siedzibą w stoczni szczecińskiej i po sforsowaniu bramy przez czołg i wejściu do stoczni ZOMO zostałem zatrzymany wraz z innymi działaczami i posadzono mnie w areszcie przy ul. Małopolskiej. A następnie byłem oskarżony i w procesie otrzymałem wyrok pięciu lat pozbawienia wolności. Tak, ja rozbijałem „Solidarność”, bo razem z Edwardem Radziewiczem byłem członkiem komitetu strajkowego w porcie w 1988 roku, strajku najdłuższego jaki widział Szczecin. Widać więc - nadal ironizując - że ja tych działań rozbijających „Solidarność” podejmowałem wiele.
- To dlaczego Kazimierz Drzazga tak mówi?
- Nie wiem. To nie pierwszy raz jak pan Drzazga tak o mnie mówi. Po 1995 roku przy każdej okazji mówi, że ja byłem prokuratorem i że ja rozbiłem w Szczecinie „Solidarność”. A to jest ewidentnym kłamstwem. Ja szczecińskiej „Solidarności” poświęciłem 10 lat życia. I to nie było proste życie, to było 10 lat walki. Siedziałem w stanie wojennym w więzieniu. Jak wyszedłem po dwóch latach i czterech miesiącach (na skutek amnestii - przyp. red. ), to nie mogłem dostać pracy. Mam w domu wiele pism odmawiających mi zatrudnienia. Nigdzie mnie nie przyjęto. Ja nie kwestionuję zasług pana Drzazgi w działalności w „Solidarności”, ale on robi z siebie wielkiego działacza. Niech ma umiar i niech przynajmniej nie kłamie i nie manipuluje w stosunku do innych. To jest niegodne. Nie wolno rzucać oszczerstw na inne osoby. Pan Drzazga działa teraz w Stowarzyszeniu Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym. To do czegoś zobowiązuje.
- Pan należy do tego stowarzyszenia?
- Nie. Ja w ogóle do takich kombatanckich stowarzyszeń nie należę. Nie mam kombatanckich skłonności. Mam 77 lat , za sobą już jakieś doświadczenie życiowe i doświadczenie zawodowe. Mam doświadczenie, jako urzędnik państwowy, jako były szef Urzędu Ochrony Państwa i były minister spraw wewnętrznych, że to co się dzisiaj dzieje to jest niebezpieczne. Ta władza dziś dzieli społeczeństwo, dzieli naród. A tego nie wolno robić. Od ponad 300 lat władza dzieliła Polaków. A ten podział już - co wiemy z historii - skutkował tragicznie, a teraz także może być niebezpieczny. I to chcę bardzo mocno podkreślić.