Ani kroku w tył - zapowiadają protestujący. Kim są ci, którzy wychodzą na ulice?
Młode kobiety wyszły na ulice po tym, jak Trybunał Konstytucyjny orzekł, że aborcja ze względu na wady płodu jest niezgodna z ustawą zasadniczą. Mijają kolejne dni, a do młodych kobiet dołączyły rodziny, mężczyźni, seniorzy. Każdy maszeruje z nieco innych powodów.
Agata Polcyn, feministka. Zawodowo: graficzka, specjalistka do spraw marketingu. Z wykształcenia: kulturoznawczyni. Na protesty chodzi z mikrofonem.
- Od razu po wyroku Trybunału Konstytucyjnego wyszłam na ulice, tak jak wychodzę od lat, by walczyć o prawa kobiet. Próbuje nam się odebrać prawo do samostanowienia, do decydowania o sobie. Tę resztkę praw, które miały kobiety w Polsce. Na protestach widać wściekłość, ale widać też siostrzaństwo. Po mikrofon sięgają często bardzo młode osoby, zaczynają od słów: „to mój pierwszy w życiu protest”. To, co się właśnie dzieje pokazuje dużą zmianę społeczną. Bo choć nie jest tak, jak mówiło starsze pokolenie, choćby nasi kombatanci – że młodzi niczym się nie interesują, a już najmniej życiem społecznym, to teraz młodzi w pełni pokazali swoje zaangażowanie. Protestujemy na ulicach w obronie praw kobiet, mniejszości seksualnych, demonstrujemy kwestie ochrony klimatu. Może po prostu dotąd mijaliśmy się ze starszymi Polkami i Polakami? Wiele osób nie rozumie estetyki protestów, tego, dlaczego w ten sposób krzyczymy o swoje prawa. Nie rozumieją tego nie tylko starsze pokolenia, ale i opozycja oraz rząd. Jakbyśmy mówili innymi językami – oni nie potrafią do nas dotrzeć, nie potrafią zagospodarować potencjału, jaki zrodził się wśród protestujących. Ale nas już nie bardzo interesuje to, co mają nam do zaproponowania ludzie, którzy do obecnej sytuacji doprowadzili. Nie chcemy wcale utrzymania „kompromisu” z 1993 roku, bo to był kompromis państwa z Kościołem, nie z kobietami. Teraz wreszcie pora, by wysłuchać kobiet. Dla mnie nadal jest to walka o złagodzenie najbardziej restrykcyjnego w Europie prawa aborcyjnego. Ale jest to też protest antyrządowy i antykościelny, bo właśnie te dwie instytucje fundują piekło kobietom.
Nie chcemy wcale utrzymania „kompromisu” z 1993 roku, bo to był kompromis państwa z Kościołem, nie z kobietami. Teraz wreszcie pora, by wysłuchać kobiet.
Polskie Babcie się wściekły
Ale nie tylko młodzi ludzie manifestują swój gniew na ulicach. Grupa Polskie Babcie jest coraz aktywniejsza. Z charakterystycznym transparentem z tęczową flagą odwiedza kolejne miasta, wybiera się też do Toruniu. Iwona Kowalska ma 65 lat, od 32 lat pracuje jako graficzka. - Protesty mam we krwi, byłam w opozycji antykomunistycznej. Od kilku lat jestem na ulicy zawsze wtedy, kiedy trzeba upomnieć się o sprawy dotyczące głównie młodych: na manifestacjach w obronie wolnych sądów czy strajkach klimatycznych. Powinnam może zająć się lepieniem pierogów? A ja nie chcę! Chcę za to łamać stereotypy. Pokazać młodym, że mają rację, mają prawo do buntu. I że nie są sami. Aborcja mnie nie dotyczy? Może bezpośrednio nie. Ale orzeczenie TK to zamach na wolność naszych córek i wnuczek. Sama babcią zostałam dopiero kilka miesięcy temu, odtąd walka o wartości demokratyczne nabrała dla mnie jeszcze bardziej emocjonalnego znaczenia. Moja córka powiedziała ostatnio, że w tym kraju więcej na pewno nie urodzi. I to jest przerażające. Tyle dla młodych oznacza restrykcyjne prawo antyaboprcyjne. Dlatego rozumiem, że nie przebierają w słowach. Rozłożone parasolki już w niczym nie pomogą. Sama chwytam za wygwiazdkowane transparenty.
Na protesty przychodzą całe rodziny
Joanna, Michał i kilkumiesięczny Kuba od początku na protesty chodzą we trójkę, z własnym transparentem: „PiS jeździ bryczką do Morskiego Oka”. - Dlaczego zabieramy na protesty syna? Po pierwsze, nie mamy go z kim zostawić: kontakty z bliskimi ograniczamy z troski o nich – z uwagi na pandemię, po drugie, nasze życie od początku wygląda tak, że wszystko robimy razem. Kuba przyszedł na świat w czasie lockdownu, kiedy mogliśmy liczyć tylko na siebie. Staramy się trzymać na manifestach z boku. Pamiętamy o maseczkach, dezynfekcji. Mimo tych wszystkich utrudnień czujemy, że musimy pokazać naszą wściekłość. Decyzja TK w sprawie aborcji przelała czarę goryczy. I dlatego kobiety rozpoczęły rewolucję. Z Michałem od sześciu lat widzimy, że nasz kraj jest dewastowany. Ataki na kolejne społeczności, m.in. na osoby LGBTQ+, wśród których mamy wielu przyjaciół, są dla nas po prostu nie do zaakceptowania. Na początku władza działała w zawoalowany sposób, dziś już wcale się z nimi nie kryje. Ludzie zastanawiają się, dlaczego krzyczymy, dlaczego jesteśmy wulgarni. A wystarczy spojrzeć na absurdy, jakie nas otaczają: Jurek Owsiak wyposaża szpitale w łóżka covidowe, a rządzący kupują 300 limuzyn; rząd daje miliony na telewizję publiczną zamiast na ochronę zdrowia. Przykłady można mnożyć. Czy się boję? Wszyscy boimy się koronawirusa, ale o swoje bezpieczeństwo protestując na ulicach Bydgoszczy się nie obawiam (inaczej na pewno czułabym się np. Na ulicach Warszawy). Widać co prawda żałosne grupki narodowców, ustawiających się murem przed kościołami, których nikt nie atakuje, ale to raczej powód do śmiechu niż strachu. Boję się za to, że wypali się ogień, jaki ciągle jest w protestujących oraz tego, że zaczniemy się wewnętrznie nie zgadzać i nasza energia się rozproszy.
Ludzie zastanawiają się, dlaczego krzyczymy, dlaczego jesteśmy wulgarni. A wystarczy spojrzeć na absurdy, jakie nas otaczają: Jurek Owsiak wyposaża szpitale w łóżka covidowe, a rządzący kupują 300 limuzyn; rząd daje miliony na telewizję publiczną zamiast na ochronę zdrowia. Przykłady można mnożyć.
Są i mężczyźni
Feliks Łosiński, student psychologii, w trakcie procesu korekty płci, na protesty chodzi z wielkim kartonem, na którym czerwoną farbą wymalował hasło: „Piekło trans mężczyzn”. - Możliwość bycia w ciąży, w której nie chce się być, nie dotyczy tylko kobiet. Bywa, że osoby transpłciowe z macicami, czy to binarni mężczyźni, czy też osoby niebinarne, potrzebują przerwać ciążę. Między innymi dlatego zdecydowałem się dołączyć do protestu, żeby pokazać sprzeciw wobec tego, co i mnie mogłoby dotyczyć i wesprzeć wszystkie osoby manifestujące. Solidarność naszą bronią, a im nas więcej na ulicach, tym protesty bardziej się niosą i zwracają na siebie uwagę. Nie chodziło mi wyłącznie o to, by pokazać sprzeciw wobec wyroku TK, ponieważ uważam, że aborcja powinna być legalna i dostępna nie tylko w przypadku tych kilku powodów, które teraz zostały jeszcze bardziej zredukowane. Mam też wrażenie, że niektóre osoby zapominają o tym, że aborcja nie jest metodą antykoncepcji, a to, że miałaby być dostępna na życzenie, nie oznacza tego, że będzie się przerywać każdą ciążę. To wcale nie o to chodzi. Ta decyzja powinna należeć do kobiety czy osoby w ciąży. Jest coraz więcej powodów, dla których biorę udział w kolejnych protestach. Dołączają do niego kolejne grupy i lista postulatów się rozszerza, choć głównym celem wciąż pozostają prawa reprodukcyjne i prawa człowieka. Bydgoskim protestom towarzyszy duch solidarności, wzajemnego wsparcia i siostrzeństwa, co mnie dodatkowo zachęca, by brać w tym udział. Oczywiście pojawiają się też różne inne hasła, tak naprawdę każdy ma przestrzeń, żeby coś wykrzyczeć, a jeśli tłum załapie, to będzie to skandowane przez dłuższą chwilę. Lata praktyki i grzecznych rozmów pokazały, że niestety nie zawsze wszystko się da w ten sposób załatwić, więc nie dziwię się, że zmienił się również język używany przez grupy, zwłaszcza w świetle odbierania dotychczasowych, choć i tak mocno ograniczonych praw. Ludzie będą się wściekać. Niestety widać też, że z protestu na protest zwiększa się ingerencja policji, wystawiają mandaty, zatrzymują różne osoby zaangażowane w strajki. Ma to na celu zastraszenie obywateli, by nie wychodzili na ulice. Ja się nie przestraszę. Nie robię niczego niedozwolonego.
Piotr Sieńko: społecznik, obrońca praw kobiet. Na manifestacje chodzi ze szczekaczką.- Jestem demokratą, mocno wierzę w wartości demokratyczne. A to, że nie mamy prawdziwego równouprawnienia jest oznaką tego, że nie szanujemy praw człowieka. Na to mojej zgody nie ma. Jestem dumny z tego, jak duża energia jest na protestach, z tego, że to oddolne inicjatywy, akcje, które organizowane są spontanicznie. Orzeczenie TK Julii Przyłebskiej w sprawie aborcji z przyczyn embriopatologicznych spowodowało, że swoje racje na ulicy wykrzykują głównie młodzi ludzie. Ale chodzi im nie tylko o prawo do legalnej, bezpiecznej aborcji. Oni boją się swoją przyszłość: za chwilę zdobędą wykształcenia i widzą już że perspektywy na rynku pracy mają słabe; doskonale wiedzą, że musimy w końcu odpowiedzialnie zawalczyć o klimat, że jeśli nie odejdziemy od węgla, za chwile prawa człowieka, wolne sądy, wolne media nie będą nam potrzebne, bo nie będziemy mieli gdzie żyć. Przyszła pora, by mówić wprost o tym, czego oczekujemy. Władza wcale nie chce rozmawiać, nie proponuje żadnego dialogu, dlaczego protesty przybrały formę antyrządowych. Jestem przyzwyczajony do tego, że w przestrzeni publicznej obraża się ludzi o wolnościowych poglądach: „ty lewacka ku…” słyszę pod swoim adresem w rodzinnym mieście. Podczas protestu w Warszawie przez moment zrobiło się naprawdę groźnie. Ktoś w tłumie rozpylił gaz. Ludzie w panice zaczęli się tratować. Tymczasem wicepremier polskiego rządu nawołuje do aktów przemocy. W jakim kraju my żyjemy? Ale nie poddamy się.
Nie można zmusić do dialogu
To, że za bary z trudną sytuacją wzięły się kobiety pokazuje zmianę mentalności Polek, do głosu dochodzą te, których światopogląd i system wartości kształtował się w realiach nieobciążonych tak bardzo wpływem kościoła. One zupełnie inaczej rozumieją wolność.
- Kwestia aborcji stała się czynnikiem zapalnym, mówiąc kolokwialnie: ludziom się przelało – uważa Anna Wójtewicz, socjolożka z UMK w Toruniu. - Do protestujących kobiet w całym kraju przyłączają się różne grupy społeczne i zawodowe: tu rolnicy, tam restauratorzy. Po kolejnych skandalicznych wypowiedziach ministra Przemysława Czarnka nietrudno się domyślić, że wkrótce dołączą do nich nauczyciele. To, że na protestach jest wiele bardzo młodych osób, dziewcząt w wieku licealnym, studentek, napawa mnie dużym optymizmem. To są często osoby, które nie mają jeszcze praw wyborczych, ale czują, że to jest moment, kiedy powinny wyjść na ulice i zamanifestować swoje niezadowolenie. Z deklaracji Ogólnopolskiego Strajku Kobiet możemy wnioskować, że protestujący nie zrobią ani kroku w tył: planują szczegółowo kolejne akcje i manifestacje. Dziwić może, że strona rządowa nie podejmuje dialogu, choć nie tak trudno znaleźć wytłumaczenie, znając styl rządzenia ekipy, która jest u władzy. Do rozmów nie powinno się nikogo przymuszać, ale wydaje się, że tylko eskalacja napięcia może skłonić klasę polityczną do wyjścia w stronę protestujących. To, że za bary z trudną sytuacją wzięły się kobiety pokazuje zmianę mentalności Polek, do głosu dochodzą te, których światopogląd i system wartości kształtował się w realiach nieobciążonych tak bardzo wpływem kościoła. One zupełnie inaczej rozumieją wolność.