Apka mówi, kiedy ćwiczyć, a kiedy odpoczywać, kiedy iść do lekarza, kiedy zajść w ciążę
Ile aplikacji mają Państwo w telefonie? A na innych przenośnych urządzeniach? Jedną, dwie, trzy... kilkadziesiąt. Rzeczywiście zanim nie policzyłam, nie miałam świadomości, że aż tak dużo.
Łatwo je ściągamy, bo oferują gotowe rozwiązania, które tak bardzo ułatwiają życie. Odwalają za nas kawał roboty, pomagają kontrolować i planować w najdrobniejszym szczególe życie - od liczenia kroków, kalorii, po mierzenie czystości powietrza, ilości promili, białka czy węglowodanów. Apka mówi, kiedy ćwiczyć, a kiedy odpoczywać, kiedy iść do lekarza, kiedy zajść w ciążę. Bez niej niemożliwy jest już prawie kontakt ze szkołą dziecka i kontrola oszczędności. Po prostu bez apek żyć się nie da się, z czego naśmiewa się nawet świetnie zarabiająca na ich sprzedaży firma Apple, kreśląc w krótkim filmiku „Apokalipsa XXI wieku” (warto zobaczyć!) katastroficzną wizję świata, w którym ktoś nagle odłączył nas od internetu. Filmik powstał dwa lata temu, od tego czasu sprzedaż aplikacji wzrosła niemal dwukrotnie. Tylko w ubiegłym roku pobraliśmy 194 miliardy aplikacji. Robimy to chętnie i bez większego namysłu, bo można je ściągnąć szybko i za darmo lub prawie darmo. No właśnie i tu zaczynają się schody, a „prawie” robi dużą różnicę. W rzeczywistości bowiem każda ściągnięta aplikacja ma swoją cenę - tą ceną jest dostęp do naszych poufnych spraw.
W ostatnie wakacje szczyty popularności osiągnęła aplikacja FaceApp, która potrafi postarzać lub odmładzać rysy twarzy, a nawet zmieniać płeć. Dzięki sprawnej akcji marketingowej zdjęcia twarzy staruszków zaczęły zalewać media społecznościowe. Zabawa #AgeChallenge trwała w najlepsze, angażując coraz więcej publicznych osób, FaceApp tylko w sklepie Google Play pobrano ponad 100 milionów razy. W pewnym momencie ktoś się zorientował, że apka powstała w Rosji i może nie być tak niewinną zabawą, jak się wszystkim wydawała. Głos w sprawie zabrało nawet Ministerstwo Cyfryzacji, a Marek Kawecki, dyrektor departamentu zarządzania danymi w tym resorcie napisał na Twitterze: „Czy naprawdę wiedza o tym, jak będziemy wyglądać za 50 lat, jest tak cenna, by sprzedawać za nią zasoby do wszystkich naszych danych w telefonie!? I jeszcze do Rosji... Nie nauczyliśmy się doświadczeniem ostatnich wycieków danych z Facebooka. Nie nauczyliśmy się też doświadczeniem afery Cambridge Analytica!”.
Konia z rzędem temu, kto dokładnie wczytał się w regulamin zanim pobrał FaceApp na telefon. Większość odruchowo go zaakceptowała i... wyraziła zgodę nie tylko na przekazanie swoich zdjęć producentom aplikacji, ale także na przekazanie uprawnienia do dostępu i modyfikacji danych na karcie, co pozwala już twórcom FaceApp kontrolować to, do kogo i kiedy dzwonimy, na jakie strony wchodzimy, jakiej muzyki słuchamy, na co wydajemy pieniądze, gdzie przebywamy... Kto korzystający z tej apki wie, że udostępnił swój wizerunek nie tylko twórcom aplikacji, ale też firmom trzecim, którym dane te może udostępnić twórca FaceApp, a dodatkowo nie będzie mógł się ubiegać o usunięcie swoich zdjęć wykorzystanych przez FaceApp?
Tak, Marek Kawecki miał rację, niczego nie nauczyła nas afera Cambridge Analytica, w której w nielegalny sposób wykorzystano dane 87 mln użytkowników Facebooka m.in. w trakcie kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa. I choć Federalna Komsja Handlu USA nałożyła na firmę Marka Zuckerberga karę w wysokości 5 mld dolarów, a twórcy Facebooka sami z siebie usunęli „dziesiątki tysięcy” aplikacji nadużywających uprawnień dostępowych do danych użytkowników ich serwisu, przeszliśmy nad tym do porządku dziennego, jakby cała sprawa nas nie dotyczyła.
A dotyczy, bo nie jesteśmy w sieci anonimowi, zostawiamy cyfrowe ślady, o które zabiegają giganci internetowi, branża handlowa, partie polityczne, a także twórcy fake newsów. Dostęp do naszych danych, wizerunku, głosu i preferencji jest cennym surowcem. Dzięki niemu można stworzyć reklamę dowolnego produktu uszytego nie tylko na miarę naszych potrzeb, ale także marzeń. I na wolną wolę zostaje w takim świecie coraz mniej miejsca...