Za zmniejszenie asortymentu w aptekach zapłacą pacjenci. Ze sklepowych półek może zniknąć wiele leków sprzedawanych w obrocie pozaaptecznym.
W ochronie zdrowia czekają nas rewolucyjne zmiany. Do 15 października minister zdrowia Konstanty Radziwiłł ma przedstawić trzy projekty ustaw reformujących system. Jak długo poczekamy na nowe przepisy dotyczące rynku leków?
O planowanej nowelizacji ustawy o prawie farmaceutycznym pisała we wtorkowym wydaniu „Rzeczpospolita”.
Szykowane są zmiany antykoncentracyjne dotyczące liczby aptek prowadzonych przez jednego właściciela w danym województwie.
„Dowartościowaniem” farmaceutów ma być wprowadzenie postulowanej od dawna przez samorząd aptekarski tzw. porady farmaceutycznej (aptekarz zapyta pacjenta o to, jakie bierze leki i w jakich dawkach).
Na stacjach benzynowych czy w hipermarketach leków będzie jak... na lekarstwo. Z aptek mają zniknąć kosmetyki: kremy, szampony, odżywki etc.
Pacjenci zostaną obciążeni tzw. opłatą dyspensyjną, która ma być dla właścicieli aptek rekompensatą za ograniczenia w asortymencie towaru sprzedawanego w ich placówkach.
Walka o „być albo nie być” na rynku aptecznym trwa od dawna. Wiadomo, że łatwiej utrzymać się tym aptekom, które należą do dużych sieci. To w tych placówkach pacjenci mogą kupić nierefundowane leki i medykamenty po niższych cenach. Dzieje się tak dlatego, że sieciowe apteki mają w negocjacjach z hurtowniami większą siłę przebicia.
Zapowiedzi antykoncentracyjne też nie są nowością. Z doniesień „Rz” wynika, że jeden właściciel nie będzie mógł w danym województwie prowadzić kilku placówek, nawet zarejestrowanych na różne podmioty.
O tym, że na rynku farmaceutycznym jest ruch, świadczą zmieniające się liczby aptek (w Polsce mamy obecnie ponad 14 tysięcy aptek). Na ul. Gdańskiej w Bydgoszczy na przykład powstają kolejne dwie apteki. Szczególne emocje wywołuje nowy punkt, który ma być otwarty w bliskim sąsiedztwie apteki Pod Łabędziem (istnieje od 1853 r.).
Pomysł wyrzucenia z aptek kosmetyków jest kompletnie niezrozumiały dla farmaceutów.
- Dla osób, które mają problemy skórne, konsultacja farmaceutyczna przy zakupie kosmetyku jest wręcz niezbędna - przekonuje w rozmowie z redakcją NTO Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. - Aptekarze nie chcą także stracić możliwości sprzedaży suplementów, o czym także mówi się w kontekście zmian prawa farmaceutycznego. Tłumaczą, że suplementy jeszcze do niedawna były lekami i apteki są najbezpieczniejszą formą ich sprzedaży.
Jeśli z aptecznych półek znikną kosmetyki, to aptekarze będą mogli rekompensować sobie utracone zyski poprzez tzw. opłatę dyspensyjną.
Czyli stałą kwotę, którą przy zakupie leku uiszczałby pacjent. Niektóre grupy (tzw. wrażliwe społecznie) byłyby z opłaty zwolnione, np. dzieci i seniorzy.
Samorząd aptekarski od dawna postuluje, by w trosce o bezpieczeństwo pacjentów lekarstwa oferowane bez recepty zniknęły z ogólnodostępnych sklepów.
- Tolerowanie, a nawet w niektórych przypadkach promowanie nieprofesjonalnej formy wydawania produktów leczniczych, bez odpowiedniej informacji o ich stosowaniu i działaniu, stanowi kolejny przejaw bezmyślnego komercjalizowania sfery, która powinna być zastrzeżona wyłącznie dla farmaceutów - mówił na jednej z konferencji organizowanych w Bydgoszczy były szef NRA Grzegorz Kucharewicz.
Czy faktycznie leki OTC (czyli sprzedawane bez recepty) znikną ze sklepów i stacji benzynowych? Prawdopodobnie zostanie ograniczony asortyment. Mogą też być dostępne w mniejszych opakowaniach.