Arcybiskup Jerzy Ablewicz, jakiego nie znamy. Był świetnym siatkarzem i pingpongistą [ROZMOWA]
Rozmawiamy z ks. infułatem Władysławem Kostrzewą, który przez 15 lat był kapelanem arcybiskupa Jerzego Ablewicza. W tym roku przypada setna rocznica urodzin ordynariusza tarnowskiego z lat 1962-1990.
Kiedy się ksiądz dowiedział, że będzie kapelanem bp. Jerzego Ablewicza?.
To był Wielki Tydzień 1975 roku. Wróciłem ze studiów rzymskich. Biskup poprosił mnie do siebie, do domu. Zapytał, co będę robił. Ja na to, że to, co mi każe. „To może byłbyś moim kapelanem?” - zapytał. I tak się zaczęło.
Było zaskoczenie?
Szczerze powiedziawszy, nie. Koledzy w kolegium trochę przygotowywali mnie do tego. Tak się złożyło, że ojciec duchowny z seminarium, ks. Władysław Bobowski, został biskupem, na jego miejsce poszedł ks. Kazimierz Góral - dotychczasowy kapelan. Zatem mówili mi, że pewnie trafi na mnie.
Ale z arcybiskupem poznał się ksiądz jako kleryk.
Tak. Kiedy przyszedł do diecezji byłem na drugim roku seminarium. Od razu uderzył nas swoją młodością. Miał bowiem wtedy 43 lata i był najmłodszym biskupem ordynariuszem.
Jako kapelan, czym się ksiądz zajmował?
To było szerokie spektrum obowiązków. Prowadzenie korespondencji, pomoc w przygotowywaniu kazań, celebry. I oczywiście ciągłe towarzyszenie.
Jak wyglądał zwykły dzień księdza arcybiskupa?
Wstawał wcześnie, o piątej. Toaleta, gimnastyka.
Lubił sport?
A jakże! Był bardzo wysportowany. Świetnie grał w siatkówkę, w ping-ponga. Zanim został biskupem, jeździł też na nartach.
W dalszej części przeczytacie między innymi:
- dlaczego piątek był wyjątkowym dniem w kalendarzu arcybiskupa
- czy Służbie Bezpieczeństwa udało się skonfliktować ordynariusza tarnowskiego z kard. Karolem Wojtyłą
- jak znosił chorobę
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień