Arkadiusz Baran: Jako dzieciak marzyłem o Barcelonie
- Z czasów ekstraklasy najlepiej pamiętam spotkanie z papieżem - mówi ARKADIUSZ BARAN, piłkarz Stali Rzeszów, który zakończył karierę.
Ostatnie minuty w Stali miał pan podobno zaliczyć w sobotę w meczu z KSZO.
Tak miało być, ale trener Bławacki wybrał inną zmianę. Nie szkodzi. Po meczu kibice i koledzy zrobili mi takie pożeganie, jak trzeba.
Otrzymał pan grawerkę, czy pamiątkowy pucharek z klubu?
(śmiech) Nie, ale mam tych gadżetów już wystarczająco dużo. Od kolegów dostałem butelkę dobrej whisky i koszulkę z autografami.
Zakręciła się łezka w oku?
I to mocno. Ale najbardziej wszystko przeżył mój sześcioletni syn. Usłyszał, że to koniec, że tata już nigdy nie zagra w Stali, a zawsze po meczu szliśmy na boisko pokopać piłkę. Najpierw się trochę rozkleił, a potem obraził. Nie rozmawiał ze mną do wieczora (śmiech).
To już naprawdę koniec? Nie pogra pan w niższej lidze?
Nie mówię nie, ale nie wiem, czy zdrowie pozwoli i żona. Wpada w zły humor, gdy wspominam o powrocie na boisko. Trudno się dziwić, bo przecież widziała, jak mnie wymęczyły te kontuzje.
Co panu konkretnie dolega?
Z nogami nigdy nie miałem poważnych problemów, ale mam dwie przepukliny na odcinku lędźwiowym. Temat się ciągnie od blisko 10 lat. Plecy mnie nie bolą, ale drętwieje noga. I tak się cieszę, że pograłem tak długo. Niektórzy koledzy w podobnej sytuacji kończyli grę po roku, dwóch. A ja w listopadzie będę miał 38 lat, a jeszcze zimą szykowałem z kolegami formę na drugą rundę. Znów jednak odezwały się plecy. Dałem sobie spokój. Nie chciałem w ostatnim meczu być zniesiony z boiska na noszach, albo odwieziony karetką do szpitala.
Ma pan na koncie ponad setkę meczów w ekstraklasie. O tym marzył mały Arek Baran?
Ja marzyłem o mojej ukochanej Barcelonie (śmiech). Oczywiście chciałem grać jak najwyżej. Do Cracovii poszedłem, gdy była na tym samym poziomie, co Stal, ale szykowała się do awansu. Kiedy go wywalczyliśmy, myślałem, że nowi zawodnicy wygryzą mnie ze składu. Po awansie do ekstraklasy pojawiła się ta sama myśl, ale dałem radę. Pojawiali się w Cracovii tacy gracze jak Citko, Świerczewski, ale dla Barana też było miejsce na boisku.
Najbardziej pamiętna chwila z czasów ekstraklasy?
Wcale nie mecz, tylko spotkanie z papieżem Janem Pawłem II. Był wielkim kibicem Cracovii.
Jacy są dzisiejsi nastolatkowie?
Różni. Jedni wiedzą, czego chcą, a gdy mają trochę talentu, jak na przykład Radek Kanach, to idą w górę. Z kolei inni po wejściu do pierwszej drużyny myślą, że osiągnęli wszystko. Są i tacy, którym ani się nie chce za bardzo trenować, ani chodzić do szkoły. Kiedy ja wagarowałem, to pędziłem na boisko i zamiast jednego, miałem dwa treningi na dzień (śmiech).
Co dalej? Trenerka?
Jak najbardziej. Mam licencję UEFA A.
Słowem jest pan do wzięcia.
Można tak powiedzieć.
Dzwonił już ktoś?
Jest wstępna propozycja, ale nie chcę zapeszać, więc na razie niczego nie zdradzę.