Sejny, mimo że są tym najbardziej zdegradowanym obszarem, środków nie dostają - twierdzi burmistrz Sejn, Arkadiusz Nowalski.
Słyszał pan, że w Polsce powstała nowa partia?
Nie słyszałem o żadnej nowej partii.
A Ruch Samorządowy „Bezpartyjni”, w który, podobnie jak burmistrz Augustowa, niedawno się pan zaangażował?
„Bezpartyjni” nie są partią, ale stowarzyszeniem. Doszliśmy z kolegami samorządowcami do wniosku, że skoro ugrupowania polityczne na szczeblu gminy praktycznie nie działają, to trzeba stworzyć nową strukturę. Czy pan słyszał, żeby partie reagowały na lokalne problemy? Czy któraś z nich zainteresowała się na przykład sprawą długu miasta Sejny? Partie polityczne w naszym kraju ulegają, niestety, procesowi zwyrodnienia. Na szczeblu gminy w żadnym polskim mieście nie mają swojego programu. Trudno zresztą byłoby stworzyć centralnie program, który oddawałby specyfikę każdej miejscowości.
Ale tylko czekać, kiedy „Bezpartyjni” zaczną obrastać w różnego rodzaju struktury i przypominać normalną partię. Nie obawia się pan takiej sytuacji?
Nie. My, choćby przez naszą reprezentację w sejmiku wojewódzkim, chcemy przywrócić podstawowe zasady dotyczące na przykład dzielenia środków. Bo obecnie odbywa się to właśnie po linii partyjnej, a nie według faktycznych potrzeb. Do realizacji lokalnych programów potrzebujemy wojewódzkich pieniędzy. Sejny, mimo że są tym najbardziej zdegradowanym obszarem, środków nie dostają. Ale nie chcemy być konkurencją dla partii w innym wymiarze niż lokalnym, odnoszącym się do załatwiania konkretnych, ważnych dla naszych mieszkańców spraw. Polityki w wymiarze państwowym uprawiać nie zamierzamy. I nie damy się podzielić z powodów ideologicznych, obcych naszym społecznościom.
No dobrze. Za rok wybory samorządowe i, przyjmijmy takie założenie, PO i PiS zdobędą tyle samo mandatów w sejmiku wojewódzkiem, ale żadna z tych partii większości nie będzie miała. I wszystko znajdzie się w rękach trzeciej siły, czyli, też załóżmy, „Bezpartyjnych”. Z kim wtedy pójdziecie?
Wtedy zmusimy partnera, żeby stosował naszą etykę, nasze podejście do działalności publicznej, czy wspomnianego dzielenia pieniędzy. Wybralibyśmy tego, kto to zagwarantuje. Dzisiaj trudno takie hipotetyczne sytuacje rozstrzygać. Ja mam zresztą mieszane odczucia w stosunku do polskich partii. Nawet w ramach jednej można znaleźć osoby, z którymi bardzo dobrze się rozmawia i takie, z którymi rozmawiać zupełnie się nie da.
W naszym regionie ruchem „Bezpartyjni” ktoś jeszcze wyraził zainteresowanie, oprócz Sejn, Augustowa i Moniek?
Na razie zgłosiło się kilkanaście samorządów. Pozwoli pan, że ich nie wymienię, bo nie chciałbym nikogo pominąć. Ale to dopiero początek.
W waszym środowisku pojawia się też postulat, by partie polityczne nie mogły brać udziału w wyborach samorządowych. Czemu?
Chodzi o nierówne szanse. Partie, to rozbudowany za publiczne pieniądze aparat. Otrzymują dotacje z budżetu państwa. Nie widzę powodu, żeby partyjny kandydat walczył ze mną za kasę podatnika pochodzącą z partyjnej subwencji. Niezależni kandydaci, jak choćby ja, są dyskryminowani, nam państwo pieniędzy na kampanię nie daje. Ale wybory pan wygrał. Tyle, że od tego czasu trwa prawdziwa wojna między radnymi, zwolennikami poprzedniego burmistrza, a panem. O co chodzi? O politykę?
Wyłącznie o nią. Ale nie w kategoriach ścierania się idei czy koncepcji rozwojowych. Przez lata w Sejnach utrwalił się pewien układ władzy. Ja do niego nie należałem i nie należę. Interes mieszkańców zupełnie się dla tego układu nie liczy. Piszemy projekty i nie dostajemy zgody rady, żeby w nie wejść. Przygotowujemy budżet i wieloletnią prognozą finansową, to radni ich nie uchwalają i teraz miastu grozi zarząd komisaryczny. Kiedy znajduję w końcu kogoś, kto chce w Sejnach zainwestować, to robią wszystko, co możliwe, by tę osobę zniechęcić. W tej ostatniej sprawie musieli ustąpić, bo zrobił się za duży szum i bali się wychodzić na ulice. Poza tym, ktoś do obecnej sytuacji miasto doprowadził. Przecież kwestie zaległych pieniędzy dla szkoły litewskiej, czy zapłaty za oczyszczalnię ścieków znane były władzy od wielu. I nikt z tym niczego nie zrobił. W 2010 roku Sejny przegrały proces w sprawie oczyszczalni.
Do tego momentu było jeszcze możliwe zawarcie ugody na 700 tysięcy złotych. Nie została zawarta. Zapłaciliśmy 1,3 miliona kwoty głównej i jej 2,5-krotność jako odsetki. Za błędy mojego poprzednika płacą teraz mieszkańcy. Nie rozumiem, dlaczego. A wracając do radnych, to uważam, że jak na miasto wielkości Sejn jest ich za dużo. To bardzo poważna funkcja, z którą powinna wiązać się duża odpowiedzialność. A, niestety, przeżywamy także w naszym mieście poważny kryzys społeczny. Trudno znaleźć 15 osób, które we właściwy sposób wykonywałyby funkcje radnych. Gdyby ich liczbę ograniczyć do, powiedzmy, 7, w zupełności to by wystarczyło. No chyba, żeby doszło do połączenia bezsensownie rozłączonych samorządów miejskiego oraz gminnego. Wtedy 15 radnych na miasto i gminę Sejny byłoby w sam raz. Tylko że nabór, pod względem kompetencji, powinien być taki, jak do pracy.
A może pan nie szuka z radnymi porozumienia?
Dochodzą do mnie takie głosy: czemu ty się z nimi nie dogadasz? Ale za jaką cenę? Żeby kogoś tam zatrudnić? Za przymykanie oczu na to, że radni z komisji rewizyjnej swoją aktywność ograniczają do podpisywania listy i brania pełnych diet, gdy im się one w świetle prawa nie należą? Jedno z ich posiedzeń trwało trochę ponad 2 minuty! To są pozorne działania, więc wstrzymałem wypłatę. Pilnowanie publicznych pieniędzy jest moim obowiązkiem. A że otwieram kolejny front - trudno. Nie zamierzam brudzić sobie rąk takimi sprawami. Może będę przez to nieskuteczny, ale przynajmniej czysty.