AZS? Szalone, studenckie życie! Mieliśmy bardzo ambitną ekipę
- Kontakt z seniorskim zespołem podążył tropem Zielonej Góry. Zaczynałem od drugiej ligi i przy okazji studiowałem – wspominał Jakub Kowalczyk.
Jak wyglądały pana początki?
To było tak dawno, że ledwo pamiętam... W młodzieżową siatkówkę zacząłem grać w Pile. Kontakt z seniorskim zespołem podążył tropem Zielonej Góry. Potem to jakoś poszło. Można sobie sprawdzić i poczytać w Internecie.
Do Zielonej Góry trafił pan w 2005 roku…
Kierowałem się studiami i nie byłem jeszcze do końca zdecydowany czy chcę całkowicie poświęcić się siatkówce. Zaczynałem od drugiej ligi i przy okazji uczyłem się na Uniwersytecie Zielonogórskim. Tak to się zaczęło.
W AZS UZ spędził pan w sumie trzy lata. Jakie to wspomnienia?
Bardzo dobre! To było szalone, studenckie życie. Dobrze trenowaliśmy i graliśmy. Mieliśmy bardzo ambitną i wesołą ekipę, z którą walczyliśmy o awans do pierwszej ligi. Wszystko na plus. Bardzo się cieszę, że przeżyłem taką przygodę, w tamtym rejonie.
Czy kluby akademickie cechują się jakąś inną specyfiką w porównaniu do pozostałych drużyn?
Myślę, że tak. Tam przede wszystkim występują zawodnicy, którzy skupiają się też na nauce. To jest ta różnica. W pełni profesjonalnej siatkówce człowiek skupia się już tylko i wyłącznie na sporcie, poświęca jemu całe swoje życie. W przypadku zespołu akademickiego jest to takie 50 na 50. Trzeba się uczyć i zająć studiami, a ta siatkówka jest nieco z boku. Jednak zwykle grają tam ambitni ludzie i dają z siebie wszystko.
Jak zapamiętał pan późniejsze występy w Orle Międzyrzecz?
Mocno średnio… Nie przebywałem tam długo i nawet nie mam zbytnio ochoty o tym wątku rozmawiać. Szczerze mówiąc nie mam ani jednego dobrego momentu i wspomnienia z tamtego klubu i miasta.
Pana były trener z czasów zielonogórskich, Tomasz Paluch został niedawno wybrany na prezesa Lubuskiego Związku Piłki Siatkowej…
Uważam, że to jest odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Jest inteligentny i ma cechy dobrego organizatora. Na pewno potrafi zarządzać różnymi miejscami i podmiotami. Myślę, że w ciemno mógłbym powiedzieć, że to jest bardzo dobry wybór.
Jaka jest recepta, żeby z drugiej ligi przebić się na najwyższy krajowy poziom?
To przede wszystkim ciężka praca i posiadanie celu na horyzoncie, jakim jest gra w ekstraklasie. Trzeba się temu poświęcić. Wiadomo, że gdy jeszcze występuje się niżej, to bardzo ciężko jest się przebić. Wielu chłopaków czeka na swoją szansę. Ze mną było podobnie. Zawodnik musi w siebie wierzyć i mocno pracować. No i do tego pozytywne nastawienie. Myślenie, że będzie dobrze.
Powie pan coś na temat różnicy pomiędzy ekstraklasą, pierwsza a drugą ligą?
Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma co porównywać. To bez sensu. Plusliga i jej zaplecze stanowi kolosalną różnicę jeżeli chodzi o organizację klubu, gry i umiejętności poszczególnych zawodników. Przeskakując poszczególne szczeble grałem na takim poziomie, na jakim aktualnie byłem.
Jak się pan czuje w Warszawie?
Świetnie, bardzo dobrze! Wszystko mi odpowiada, chociaż nie jestem człowiekiem, który grymasi, albo wybrzydza. Z resztą nie mam ku temu powodów. W stolicy jestem szczęśliwym człowiekiem.
Macie ciekawy zespół. Można powiedzieć, że to połączenie rutyny z młodością?
Tak, to trafne określenie. Fajnie to wszystko wygląda. Przede wszystkim bardzo chcemy pracować i wygrywać. Nakręcamy się do coraz lepszych występów, stanowimy taką mieszankę wybuchową. Czasami idzie lepiej, czasami gorzej, ale z każdej strony odczuwane jest wsparcie, od trenera czy tych starszych zawodników. A młodzi? Wiadomo, że są radośni i entuzjastycznie podchodzą do tematu, dodają takiego impulsu w grze.
Od wielokrotnego reprezentanta Polski, Pawła Zagumnego można się dużo nauczyć?
Jeśli ktoś chce, to tak. Paweł nie jest tym człowiekiem, który się narzuca. Jeżeli chcesz czerpać wiedzę od niego, to możesz chłonąć jak gąbka. On ma swoje zdanie na każdy temat i służy dobrą radą. Wiadomo, że z nim czy Andrzejem Wroną gra się łatwiej, bo zawsze czuć to wsparcie.
Macie jakieś konkretne cele na ten sezon?
Chcemy walczyć i wygrywać.
A pana plany na dalszą karierę?
Nie warto aż tak planować, bo życie zawsze pisze różne scenariusze. Najlepiej jest skupić się na tym co jest teraz. Rozmawiamy po meczu z Espadonem w Szczecinie. Wygraliśmy, chwilę się pocieszymy i gramy dalej. Nie myślę specjalnie „do przodu”. To bezcelowe.
Chciałby pan jeszcze kiedyś zagrać w województwie lubuskim czy to już temat zamknięty?
Obecnie skupiam się na występach w Warszawie. Moim celem jest godne reprezentowanie Politechniki i być zadowolonym z siebie. Nie mam jakiś takich ambicji, aby za wszelką cenę wracać do tamtego regionu, ale zobaczymy jak będzie. Wszystko jest możliwe. Nie mówię: „tak”, ale też „nie”.