Babka od histy: Lubimy rozdrapywać rany i uczymy gloryfikacji bohaterskiej śmierci
Kiedy Rosja bestialsko napadła na Ukrainę, to napisałam od razu, że mamy bardzo wiele nieodrobionych lekcji historii. Czuję też dużą bezradność, bo wiem, że osoby, które podejmują różnego typu decyzje, bardzo dobrze znają historię. Tylko niestety polityka bywa bardzo brudna i czasami decyzje polityczne są podejmowane dla jakichś bieżących korzyści, dla jakichś układów, co zresztą w historii wielokrotnie obserwujemy. W polityce rzadko patrzy się długofalowo. Nie liczy się człowiek, tylko cyfry, liczby i pieniądze – mówi w rozmowie z „Głosem Wielkopolskim” Agnieszka Jankowiak-Maik, popularna „Babka od histy”, autorka „Historii, której nie było”.
27 kwietnia to data premiery twojej debiutanckiej książki pt. „Historia, której nie było”. Czy w szkołach uczą zakłamanych faktów historycznych?
Zakłamanych to za mocne określenie, natomiast historia jest efektem różnych polityk historycznych. Ponadto ze względów obiektywnych, jak: ograniczenia czasowe, przeładowanie podstawy programowej, obszerne treści w podręcznikach i niewystarczająca liczba godzin do ich zrealizowania, nauczyciele i nauczycielki posługują się pewnymi uproszczeniami. Ciekawe wnioski możemy wyciągnąć, gdy przyjrzymy się bardziej krytycznie temu, o czym czytamy. Świetnym przykładem jest rozsławiona w Polsce bitwa pod Cedynią. Każde dziecko musi znać jej datę, wie, że Polacy rozgromili Niemców, ale prawda jest taka, że ta bitwa nie miała wówczas praktycznie żadnego znaczenia, dlatego poza jednym z kronikarzy niemieckich Titmarem, nikt o niej w zasadzie nie wspomina. Po II wojnie światowej, kiedy do Polski zostają włączone Ziemie Odzyskane, to okazuje się, że jej wątek jest bardzo wygodnym mitem, który uzasadnia polską obecność na Ziemiach Zachodnich. Władza kształtującego się państwa polskiego rozdmuchała informację o bitwie pod Cedynią po to, żeby wykorzystać ją do bieżących celów politycznych. Właśnie takie spojrzenie na historię jest ciekawsze niż zwykła szkolna historia, ponieważ pozwala zrozumieć, dlaczego pewne fakty są uwypuklone, a inne nie, a to przekłada się na głębszą refleksję o człowieku. Dlatego, zamiast „zakłamana” lepiej powiedzieć, że historia została bardzo uproszczona – mówi „Babka od histy” Agnieszka Jankowiak-Maik, która jest autorką książki „Historii, której nie było”..
W opisie książki można przeczytać, że nie było bitwy pod Psim Polem, Kazimierz Wielki nie umarł bezpotomnie, do chrztu nie przekonała Mieszka jego żona Dobrawa, a w roku 1920 Polacy nie zwyciężyli dzięki „cudowi nad Wisłą”. Pragniesz obalić historyczne mity czy pogłębić powierzchowną wiedzę Polaków i Polek o historii?
Zdecydowanie bardziej przyświeca mi druga myśl. Przez to, że jestem nauczycielką i znam realia szkolne, to wiem, z czego wynika takie, a nie inne nauczanie historii. Chciałabym zachęcić czytelników i czytelniczki do tego, żeby sięgnęli trochę pod podszewkę. Tak, jak Ania Kowalczyk napisała w blurbie, żeby odbiorcy krzyknęli: „sprawdzam!”. Zależy mi na tym, żeby zaciekawiać i przyciągnąć uwagę ludzi do pominiętych w historii wątków. A obalenie mitu potraktować jako pretekst do bardziej obiektywnego poznawania danych wydarzeń.
Jednocześnie staram się pokazywać pewne rutyny myślenia krytycznego. Układ rozdziałów zaczyna się od jakiegoś mitu, stereotypu bądź nieprawdziwej historii, która została niewłaściwie przedstawiona, a później utrwalona. W czasie swojej pracy jako nauczycielka, jak i w tej książce, chcę pokazać, że historia jest ciekawa, nie jest czarno-biała. Warto ją zgłębiać, ponieważ historię tworzą ludzie podobni do nas, a pewne mechanizmy wracają, dlatego warto z niej wyciągać odpowiednie wnioski. Oczywiście daleko mi do głoszenia, że wszystko jest bzdurą i ja teraz przedstawię prawdę. W założeniu książka ma skłonić czytelników i czytelniczki do zastanowienia się i poszukania informacji o mniej znanych faktach historycznych.
Czytaj też: Jakub Skorupa: My, 30-latkowie ślepo dążyliśmy do celów, które okazywały się nietrafione
„Historię piszą zwycięzcy”. Skąd zatem czerpać prawdziwe i rzetelne informacje na temat przeszłości?
Nie jest to łatwe. Przede wszystkim trzeba czerpać wiedzę z jak największej ilości źródeł. Nie ograniczać się do jednego dokumentu, listu, autora. Praca historyków jest o wiele bardziej skomplikowana. Każde źródło trzeba skonfrontować, przyjrzeć się mu, zastanowić, jaką intencję miał autor lub autorka danego tekstu. Przykładowo wiemy, że kroniki na dworach spisywały osoby, które żyły blisko władców i były przez nich utrzymywane, dlatego zależało im, żeby przedstawić władcę w lepszym świetle. Z kolei bardziej obiektywni kronikarze, którzy mogli sobie na to pozwolić ze względu na miniony czas, nie byli już bezpośrednimi świadkami zdarzeń. Historyk musi sprawdzić, kto, kiedy, dlaczego pisał tak, a nie inaczej. Bliskim dla mnie nurtem jest interdyscyplinarność, uważam, że historia powinna posiłkować się innymi naukami, dlatego warto współpracować z ludźmi, którzy mają inne spojrzenie, np. specjalistami od prawa danej epoki albo lingwistami, archeologami, osobami zgłębiającymi tylko jeden wątek, np. historię kobiet itd. Przy czym moja książka nie jest pozycją naukową, więc ja takich pogłębionych badań nie robię, a korzystam z jak największej ilości dostępnych źródeł i opracowań, żeby w przystępnej formie przedstawić ją moim czytelnikom i czytelniczkom.
W obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau jest napis: „kto nie pamięta historii, jest skazany na jej ponowne przeżycie”. Ostatnio namalowano mural z twarzami Stalina, Hitlera i Putina i napisem „nigdy więcej”. Czy historia kołem się toczy?
Kiedy Rosja bestialsko napadła na Ukrainę, to napisałam od razu, że mamy bardzo wiele nieodrobionych lekcji historii. Czuję też dużą bezradność, bo wiem, że osoby, które podejmują różnego typu decyzje, bardzo dobrze znają historię. Tylko niestety polityka bywa bardzo brudna i czasami decyzje polityczne są podejmowane dla jakichś bieżących korzyści, dla jakichś układów, co zresztą w historii wielokrotnie obserwujemy. W polityce rzadko patrzy się długofalowo. Nie liczy się człowiek, tylko cyfry, liczby i pieniądze.
Coraz częściej wiemy, jakie są konsekwencje różnych wydarzeń, ale politycznie komuś nie opłaca się działać inaczej. Bardzo emocjonalnie patrzę na te wydarzenia, a z drugiej strony, jako Polacy i Polki po raz kolejny pokazujemy, że potrafimy przybierać piękne postawy. Dzisiaj, gdy rozmawiamy 23 marca, jest Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Wówczas wielu Polaków i Polek pomagała i ratowała Żydów, narażając własne życie, a teraz znowu na swoich barkach, do swoich domów, Polacy przyjmują ludzi, przed którymi otwierają serca, swoje portfele i którym pomagają. To jest dla mnie piękne.
Czy jest tak, że teraz Polacy pomagają, mając w pamięci czasy II wojny światowej, gdy nie otrzymali pomocy od innych krajów w momencie walk z nazistami i radziecką armią?
Wydaje mi się, że zachowanie Polek i Polaków wynika z ogromnej potrzeby serca, że jednak wartości pomocy są dla nas bardzo ważne. Być może kwestia doświadczenia zła, wojny i śmierci sprawia, że jesteśmy jako społeczeństwo bardziej wrażliwi na drugiego człowieka, ale należałoby w tym zakresie przeprowadzić badania socjologiczne i je skonfrontować. Sądzę, że czynnik historyczny może sprzyjać takiej postawie, ale myślę, że jednak większość Polaków i Polek nie ma bardzo głębokiej wiedzy historycznej, żeby aż tak analizować te procesy i na ich podstawie podejmować działania. Zwłaszcza, że te wydarzenia było bardzo spontaniczne i nagłe, więc nie było czasu się zastanawiać. To była kwestia odruchu, chęci pomocy.
Jako nauczycielka, ale też aktywistka, bolało Cię serce, gdy wykorzystywano wydarzenia z 1943 r., aby demonizować uchodźców z Ukrainy, którzy teraz do Polski przyjeżdżają, głównie z terenów zachodnich, w tym obwodu wołyńskiego?
Myślę, że musimy się uczyć z historii, ale nie być jej niewolnikami. Jeżeli ktoś dzisiaj umie przywołać takie argumenty, że 50 lat temu ktoś nam coś zrobił, to krzywdzi drugiego człowieka. Historia jest, jaka jest, nie zostanie zmieniona, ale możemy z niej wyciągać wnioski. Ja jestem zwolenniczką edukacji dla pokoju, która uwrażliwia na drugiego człowieka niezależnie od innych czynników. Jeżeli mamy do czynienia z człowiekiem, to zasługuje on na nasz najwyższy szacunek, a takie żonglowanie historią, która wybiera tylko poszczególne wydarzenia, jest domeną konkretnej polityki, którą za parę lat też będziemy analizować. Jestem przekonana, że argumenty rzezi wołyńskiej wyciągają osoby ksenofobiczne, ponieważ w każdym społeczeństwie jest jakiś procent takich osób. Niestety, nie jesteśmy w stanie zminimalizować całkowicie takiego sposobu myślenia, ponieważ on się bierze z różnych lęków i fobii, które w człowieku tkwią. Ci ludzie ulegają manipulacji. Oprócz prawdziwej wojny trwa wojna informacyjna i pojawia się masa informacji zmanipulowanych lub fałszywych. Mają one wzbudzać silne emocje i sterować nastrojami ludzi. Jestem przekonana, że takie zarzewie zaogniają osoby, które mają w tym swój cel. Nie możemy być niewolnikami historii, a wręcz przeciwnie – edukacja dla pokoju powinna być dominująca i powinniśmy wyciągać do siebie ręce.
Komu zadedykowałabyś swoją książkę? Uczniom, nauczycielom, a może osobom dorosłym, którzy wraz z opuszczeniem murów szkoły zapomnieli o tym, jak wielką frajdę może dawać pogłębianie wiedzy historycznej?
Wszystkim, którzy czują, że mają ochotę się w tę historię zagłębić, ale nie dedykuje jej dzieciom, ponieważ książka jest zbyt obszerna, za długa i za trudna dla najmłodszych. Uczniowie ostatnich klas podstawowych mogą już po nią sięgać i oczywiście będzie mi miło, jeśli będą ją czytały nauczycielki i nauczyciele, po to, żeby znaleźć coś ciekawego dla siebie. W książce jest 10 rozdziałów, starałam się przedstawiać ciekawostki, które zachęcają do dalszego eksplorowania tych tematów, a także pisałam takim językiem, żeby był przystępny dla młodzieży. Nie trzeba jej czytać od deski do deski, ponieważ każdy rozdział jest osobną historią, którą łączy wspólny klucz. Są też podrozdziały, które dodają jakiś wątek, żeby było można do tej książki wielokrotnie wracać. Nie chciałam i nie napisałam książki naukowej, a popularnonaukową, żeby była zrozumiała dla osób, które chcą się zanurzyć w świat historii, jak i dla tych, którzy chcą wyłuskać coś ciekawego.
Historia jest przedmiotem, który nie każdego ucznia ciekawi, ponieważ często przedstawiana jest w monotonnej formie, czyli liczbie dat do wykucia. Pracując nad książką, musiałaś nie tylko rzetelnie przedstawić fakty historyczne, ale zrobić to też w intrygującej dla czytelnika formule. Jak podeszłaś do pisania tej książki, z jakim nastawieniem?
Pisałam tę książkę dosyć długo, ale wynika to też z tego, że jestem młodą mamą, więc to nie jest tak, że każdego dnia, kiedy mam ochotę usiąść do pisania, mogę to zrobić. Korzystałam z okienek między innymi czynnościami. Książka była wielkim wyzwaniem, pisałam ją łącznie ok. 9 miesięcy. Ma bardzo bogatą bibliografię, mimo że jest popularnonaukowa. Jeśli, ktoś będzie chciał coś doczytać, to właśnie zachęcam do przejrzenia bibliografii. Wyzwaniem było, gdy w czasie pracy odkrywałam morze nowych informacji o wydarzeniu, które wydawało mi się już znane i proste do opisania. Przykładowo: rozdział dotyczący mitu o wampirycznych Żydach, którzy mordowali dzieci. Chciałam ich wątek podjąć w innym rozdziale, o mitach powielanych przez kulturę i sztukę. Opowiedzieć w kontekście pogromu kieleckiego, o którym wiedziałam, że jedną z jego przyczyn było rozprzestrzenienie się plotki o tym, że Żydzi w Kielcach porwali dziecko i chcieli je zabić. Okazało się, że gdy mit zaczęłam opisywać, to musiałam przenieść się do średniowiecza, a później wyszło na to, że „wampiryczni Żydzi” są obecni na każdym etapie historii, czego nie byłam świadoma. Miałam tyle materiału, że razem z moim redaktorem i pomysłodawcą książki Rafałem Czechem postanowiliśmy wyciągnąć z tego osobny rozdział, który wyjaśnia, ile złego i do jakich tragedii doprowadziła plotka o Żydach-wampirach. Ich historia też dowodzi, że boimy się inności i jesteśmy podatni na manipulacje.
Sprawdź też: Krzysztof „Grabaż” Grabowski: Piekło tworzymy sobie sami, tutaj na ziemi
Ciekawi mnie też, jak zapatrujesz się na kwestię miejsca kobiet na kartach dziejowych Polski. Czy ten wątek wybrzmi w twojej książce?
Na kartach podręczników, ale nie tylko, jest dramatyczny niedobór kobiet. W swojej książce odwołuje się do badań poznańskich badaczek Edyty Głowackiej-Sobiech, Iwony Chmury-Rutkowskiej i Izabelli Skórzyńskiej „Niegodne historii”, które przeanalizowały podręczniki do gimnazjów – przy czym podręczniki nie zmieniają się aż tak bardzo, bo reformy są szybko wprowadzane – i one wykazały, że w podręcznikach do historii mniej niż 10 proc. stanowią kobiety. Co więcej, najczęściej pojawiającą się postacią kobiecą w podręcznikach do historii jest Matka Boska, więc coś tu nie gra. To nie kwestia tego, jak dzisiaj interpretujemy historię, ale są też badania profesor Marzeny Matli-Kozłowskiej, która przebadała kroniki średniowieczne i z nich wynika, że wzmianki o kobietach występują tam w zaledwie 3 proc.
Powodem tego przede wszystkim jest to, że jednak żyjemy w świecie, który jest patriarchalny od bardzo dawna. Jak napisała Elżbieta Cherezińska: „kobiety musiały sięgać po władzę srebrną łyżeczką, żeby nikt im nie zarzucił, że po tę władzę sięgają”, co nie znaczy właśnie, że nie sięgały. Przykładem jest Jadwiga Andegaweńska, która w podręcznikach figuruje jako żona Władysława Jagiełły, a przecież była koronowanym królem Polski i dowodziła wyprawą wojenną. Była dyplomatką, to z nią chcieli dyskutować Krzyżacy, a nie z Władysławem. Odgrywała ogromną rolę, ale z różnych względów, które też opisałam w książce, zapamiętaliśmy ją inaczej. Dzisiaj widzimy odwrotny trend, czyli przywracanie kobiet do historii, co jest bardzo ważne i potrzebne, ponieważ jeśli czegoś nie widzisz i o czymś nie czytasz, to tego nie robisz. Nie dziwmy się, że kobiety są mniejszością w polityce czy życiu społecznym, skoro dziewczyny wychowywane są w wielkiej nieobecności kobiet. A wzorców kobiecych jest sporo, bo były w przeszłości skuteczne polityczki, władczynie, żołnierki. Dawniej też odmawiano kobietom dostępu do wykształcenia, dlatego Maria Skłodowska-Curie w Polsce jest jedna. Maria jest wybitną postacią, nie tylko jako naukowczyni, ale też pod względem determinacji, która sprawiła, że mimo przeciwności losu, przymierania głodem, wykształciła się we Francji i mogła rozwinąć skrzydła. W przeszłości kobieca historia to często kwestie społeczne, kulturalne, także domowe, ale tego w podręcznikach nie ma, ponieważ uparto się, że „lepszą historią” jest historia polityczna lub historia wojskowa. Moim zdaniem bardziej prawdziwą historią jest historia domu rodzinnego, kultury czy gospodarki, a nie wyłącznie polityki.
W 2018 r. założyłaś fanpage „Babka od histy”. Co wtedy Tobą kierowało i czy cieszy Cię, jak dużo masz teraz obserwujących?
Gdy zakładałam fanpage, chciałam pokazać życie nauczycielki i to, że w szkole robimy ciekawe rzeczy. Nasz zawód nie cieszy się ani prestiżem, ani zbytnią sympatią w społeczeństwie. Dużo jest stereotypowego myślenia o nauczycielach i nauczycielkach, a ja chciałam udowodnić, że jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy robią kreatywne rzeczy i chcą inspirować innych. Na początku prezentowałam wspólne projekty z uczennicami i uczniami, opowiadałam o tym, jak się pracuje w szkole. Dużo się zmieniło w czasie strajku nauczycieli, bo wtedy poczułam odpowiedzialność społeczną i postanowiłam pokazać realia pracy w szkole. Nie ma się co oszukiwać: skandalicznie niskie zarobki, brak prestiżu dla tego zawodu i inne czynniki powodują, że wielu utalentowanych ludzi z pasją do nauczycielstwa nie wybiera tej drogi zawodowej.
Dzisiaj staram się popularyzować historię, ale też mówić o społeczeństwie przez pryzmat obywatelski, czasami polityczny, bo uważam, że polityka nas otacza i nauczyciel może zabierać głos w takich sprawach. Poruszam też sprawy szkolne, prowadzę webinaria, szkolenia, kursy, żeby promować nowoczesną edukację i pokazywać, że w szkole może być przyjemnie. Zarówno dzieci, jak i dorośli, uczą się lepiej, gdy czują się komfortowo. O wiele więcej można wyciągnąć z lekcji z zabawami i grami niż w stylu szkoły post pruskiej, gdzie wszyscy siedzą do siebie plecami, a nauczyciel prowadzi wykład. Wolę od zmuszania do wkuwania dat, zagrać z uczennicami i uczniami w grę planszową, nauczyć ich metod krytycznego myślenia, odegrać scenki. Sądzę, że mój fanpage się rozrósł, bo każdy znajduje w nim coś innego. Dla niektórych najważniejsze jest moje zaangażowanie społeczne, dla innych dobre praktyki, które polecam, czy też książkowe polecajki. Staram się zachować balans, żeby zgromadzić wokół siebie ludzi, dla których ważna jest edukacja.
Chciałabyś, żeby historia była przedmiotem obowiązkowym na maturze, tak jak język polski i matematyka? Byłoby to z pożytkiem dla uczniów?
Absolutnie nie zrobiłabym tego młodzieży. Przede wszystkim chciałabym, żeby młody człowiek zrozumiał, że historią warto się zainteresować. I żeby zrozumiał, że wiele książek i seriali, które ogląda, bazują na historii. W związku z tym warto ją znać, czerpać z niej inspiracje, szukać swoich korzeni, żeby lepiej zrozumieć dzieje swojej rodziny itd. To jest dla mnie bardzo ważne. W ogóle jestem przeciwniczką egzaminów zewnętrznych, standaryzowanych, a także testów i wiedzy wykutej na blachę. Dobrze jest iść w kierunku nowoczesnego nauczania historii, które ludzi zainteresuje, bez przymuszania, aby ten przedmiot lubili, ponieważ z przymusu w szkole jeszcze nic dobrego nie wyszło.
Co sądzisz o polskim HiT-cie, czyli przedmiocie pt. „Historia i teraźniejszość”?
Z jednej strony uważam, że brakuje w szkolnej edukacji historii najnowszej i pod tym względem się zgadzam, że powinno być jej więcej. Młody człowiek po reformie z 2005 r., kiedy wypchnięto z pierwszej klasy nauczanie o historii XX w. i wrócono do cyklu, gdzie historia jest dopiero w 4. klasie, spowodował, że nauczyciele nie wyrabiają się z materiałem. Natomiast „HiT” zabija wiedzę o społeczeństwie, ponieważ ten przedmiot zostanie zlikwidowany i jedynie część treści z WOS-u zostanie zaadoptowana do nowego przedmiotu, co mnie osobiście mierzi, bo badania m.in. prof. Fatygi dowodzą, że Polacy i Polki są społeczeństwem perfekcyjnie „odspołecznionym”, a edukacja obywatelska w szkołach kuleje, mimo że jest kluczową kompetencją. WOS był takim ostatnim bastionem, mimo że też pozostawiał wiele do życzenia, to jednak nadal zawierał treści związane z zaangażowaniem obywatelskim, z funkcjonowaniem sektora organizacji pozarządowych. Teraz tego nie będzie. Dla mnie to ogromna strata. Pojawia się też niebezpieczeństwo, nawiązując do mojej książki, że będzie pokazywane młodemu człowiekowi, jak ma myśleć zgodnie z aktualną polityką historyczną państwa. To nie jest jakieś nowe rozwiązanie. W książce dowodzę, że wielokrotnie na przestrzeni dziejów stosowano politykę historyczną. Wolałabym, żeby historia była wolnym przedmiotem, w tym znaczeniu, że nie kładzie się nacisku na wymienienie, opisanie i scharakteryzowanie zjawiska historycznego, a na szukanie, porównywanie i wyciąganie wniosków z wydarzeń historycznych, na co obecnie nie ma przestrzeni.
Czy w Polsce za dużo się myśli o tym, co było, a nie o tym, co będzie? Czy jest odwrotnie i zapominamy o przeszłości na rzecz przyszłości?
Patrząc przez pryzmat ostatnich lat w kontekście polityki historycznej, to my jako Polacy i Polki jednak jesteśmy uwięzieni w przeszłości. Często też forsujemy jeden model — Polaka patrioty, martyrologiczny. Lubimy rozdrapywać rany i uczymy gloryfikacji bohaterskiej śmierci za ojczyznę. Uważam, że nie powinno się żadnego pokolenia wychowywać do wojny i do śmierci, tylko powinno się wychowywać do przyszłości, do nowoczesności, do życia, do szczęścia. To są moje priorytety, uważam, że nasze władze państwowe są za bardzo zakleszczone w przeszłości.
CV: Agnieszka Jankowiak-Maik jest nauczycielką historii i WOS-u w Poznaniu, aktywistką edukacyjną, tutorką, trenerką i publicystką. W 2020 roku została Laureatką Nagrody im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”, a w 2021 r. – Medalu Wolności Słowa Grand Press i konkursu Wielkopolski Nauczyciel Roku. Od 2018 r. prowadzi popularny fanpage „Babka od histy”, w którym dzieli się swoimi przemyśleniami na temat edukacji, dobrymi praktykami, a także pokazuje życie nauczycielki.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień