Ballada o chłopcu, którego do snu nie kołysały anioły

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Anna Czerny-Marecka

Ballada o chłopcu, którego do snu nie kołysały anioły

Anna Czerny-Marecka

Zawodowo zajmuje się logistyką i transportem. Może to więc naturalne, że bohatera swojej pierwszej powieści wymyślił, jadąc autem. Debiut Marcina Grzelaka okazał się bardzo udany.

Rocznik 1978. Pochodzi ze Złocieńca, studiował na Akademii Morskiej w Szczecinie, tutaj mieszka i pracuje. Jako manager w firmie zajmującej się transportem i logistyką, dużo pisze i przywiązuje przy tym wagę nie tylko do treści, ale też do stylu i języka. Bo w duszy jest humanistą, a jego dzieciństwo to tony przeczytanych książek. I tradycja rodzinna czytania ich dzieciom na dobranoc, co Marcin Grzelak nieco zmodyfikował. On swojemu synowi Aleksandrowi (lat 16) opowiadał do snu zmyślone historie. A teraz wysłuchuje ich czteroletnia Jana.

Skąd pomysł na napisanie powieści „Pułapka na anioły”?

- Pisałem do szuflady krótkie opowiadania. To moja partnerka, Izabela, która je czytała, podsunęła mi myśl o napisaniu większej formy - mówi Marcin Grzelak. - Wtedy czytałem du-żo kryminałów, więc pierwszą myślą było stworzenie powieści kryminalnej. Jednak pewnego dnia, podczas jazdy samochodem, „przyszedł” do mnie chłopiec. Wrażliwym i wyobcowany. To był zaczątek. Potem dobrałem mu rodzinę. Żeby stworzyć mocny kontrast i uwypuklić jego samotność, dałem mu przemocowego ojca - milicjanta i alkoholika, i kochającą matkę, która okazuje synowi wsparcie, ale nie jest w stanie go uratować.

Wojtek, ten wrażliwy chłopiec, wyśmiewany przez rówieśników m.in. z tego powodu, że jego ojciec to „pedał”, wymyśla sobie dwóch przyjaciół - to tytułowe anioły. Poza matką, opiekują się nim kuzyn (także z przemocowej rodziny) i, pod koniec, nauczycielka. Jednak historia kończy się tragicznie.

Akcja dzieje się w latach 80. XX wieku, głównie w wymyślonym miasteczku, które jest podobne do Złocieńca. Realia epoki oddane są z dużą wrażliwością na szczegóły. Wręcz przenosimy się do końcówki PRL-u.

- To moje dzieciństwo i dużo z niego, poza wątkiem przemocy, przeniosłem do powieści - mówi autor. - Nie chciałem w debiucie porywać się na stworzenie od podstaw wymyślonego świata.

Co najbardziej uderza w tej książce, to świetnie poprowadzona narracja. Trzecioosobowa, ale z punktu widzenia trójki głównych bohaterów. Do stylu i nastroju książki najbardziej pasuje określenie „ballada”. Jest to bowiem piękna, poruszająca, emocjonalna, momentami magiczna powieść.

Anna Czerny-Marecka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.