Bałtyk to więcej niż budynek, to struktura. Poznaniacy zrozumieją to za pół wieku
Poznaniacy traktują zabytkowa tkankę miejską z nabożnością. To ich dziedzictwo. Inaczej wrocławianie, oni mają gotowość do eksperymentów – tłumaczy niechęć do Bałtyku Piotr Kostka, prezes SARP.
Zdarzyło się Panu bronić Bałtyku przed krytykami?
Niestety tak. Pytany o Bałtyk zawsze mówię, że za kilka lat będzie to wizytówka Poznania, tak jak stała się nią iglica na Targach, jak jest ratusz. Bałtyk nie jest klasycznym budynkiem, który domyka osie widokowe. To więcej niż budynek, to struktura, która wyrosła przy Kaponierze. I to struktura nietypowa, frapująca. W nocy, gdy zostanie rozświetlony będzie płonął jak pochodnia. Wyobrażam sobie, że będzie wyglądał zjawiskowo.
Budynek ma wcięcia w dolnych kondygnacjach, które sprawiają, że z każdej strony wygląda inaczej. Idąc od Mostu Dworcowego podcięcie bryły stanowi idealny kadra dla hotelu Merkury. Od strony św. Marcina stanowi interesujące dopełnienie osi widokowej tej szerokiej arterii. Z kolei od strony hotelu Merkury wygląda na przekręcony.
Jedyna rzecz, która mnie razi to styk Bałtyku z Sheratonem. To wina Sheratona, to po prostu brzydki budynek. Bałtyk odróżnia się od Sheratonem wszystkim, także kolorem, wygląda jakby projektanci wręcz odcięli się od hotelu jak żyletką. Jednak sama struktura, kadrowanie przestrzeni, zamykanie osi jest naprawdę przemyślane i zrobione z dużą kulturą. To nie jest typowy, sztampowy budynek biurowy typu office tower z przeszkleniami. Może wtedy nikt by się nie czepiał.
Myślę, że przyjezdni będą patrzeć na Bałtyk z dużym podziwem, także z podziwem dla Poznania, że odważył się postawić coś tak nowoczesnego.
Holenderska pracownia MVRDV, która zaprojektowała Bałtyk jest uznana na całym świecie. Dla małej gminy Spijkenisse w Holandii zaprojektowała bibliotekę Book Mountain, czyli szklaną piramidę z książkami. Dostała za to nominację do Nagrody Miesa van der Rohe 2013. W Kopenhadze za Frøsilo (2001-2005), czyli budynki mieszkalne na nabrzeżu pracownia dostała nagrodę za najlepszy budynek w Danii. Pracownia jest tez znana z Mirador (2001-2005), budynków mieszkalnych projektowanych dla Madrytu w Hiszpanii. Bałtyk to ich pierwszy projekt w Polsce.
MVRDV to dobra pracownia. Nie mamy się tu czego wstydzić, przeciwnie. Pierwszy raz zagraniczni architekci tej klasy realizują coś w Poznaniu. Holendrzy mają na koncie bardzo nietypowe realizacje, nie robią żadnej sztampy. Szanuje ich za to, że projektują zawsze od nowa, nigdy nie używają środków już raz wypowiedzianych. Zawsze tworzą projekt pod konkretną lokalizację, tworzą modele, rozmawiają. Nie ma nic przypadkowego w ich projekcie Bałtyku.
Wiele osób jednak nie rozumie tego budynku. Widać to było, gdy opublikowaliśmy pierwsze zdjęcia bez rusztowań. W internecie pojawiły się mało łaskawe dla Bałtyku komentarze: „No to Poznań ma swój Mordor. Ta obrzydliwa bryła wygląda na niedokończoną budowę”. „Pasztet”, „Straszydło”, „Pasuje do reszty jak pryszcz na nosie w dniu ślubu”. Wie Pan może dlaczego niektórzy poznaniacy nie darzą Bałtyku miłością?
Każdy ma swoje zdanie, ale ja się z powyższymi opiniami absolutnie nie zgadzam. Za rok dwa będzie to widok, który zobaczymy na pocztówkach.
Jeśli kogoś razi kolor, to powiem, że architekci pracowali nad nim wiele miesięcy. Został specjalnie obłożony miką żeby się skrzyło, by spotęgować efekt działającej, żywej struktury.
Problem z akceptacją Bałtyku bierze się także stąd, że poznaniacy nie przepadają za modernistyczną czy postmodernistyczną architekturą.
To prawda. Połowa moich kolegach architektów uważa, że to źle iż puste działki w śródmieściu plombujemy nowoczesną architekturą. W ten sposób krytykowany jest mój ulubiony obiekt, hotel Puro przy synagodze. Jest krytykowany, za to, że nie jest stary. Ich zdaniem należałoby odtwarzać dawną architekturę, dla mnie oznacza to tworzenie skansenu. Powiedziałbym, że to spór nie tyle estetyczny, co ideologiczny. Spór, w ramach którego zadajemy sobie pytanie czy śródmieście powinno być skansenem, który służy do zwiedzania, czy tez powinno być miejscem żywym, gdzie oprócz zabytków tętni życie, nie tylko w czasie obchodu z biletem, ale w zwykłej codzienności.
W głosach krytyki pobrzmiewa nostalgia. Niektórzy tęsknią za kinem Bałtyk. Woleliby na działce przy Kaponierze coś, co będzie dawne kino przypominać.
Jako zasadę przyjmujemy, że miasto żyje, nawarstwia się, łączy w sobie różne style. Nostalgia za kinem i niską zabudową mam nadzieję jest przejściowa. Osobiście z nadzieją patrzę na Wolne Tory i okolicę licząc, ze pojawią się tam wieżowce, ze to tam przeniesie się punkt ciężkości Poznania. Często ostatnio jeżdżę do Wrocławia. Słyszę opinie jak to dobrze mamy w Poznaniu. Wrocławianie uważają, że u nas wszystko jest świetnie zorganizowane, jest czysto, dbamy o zabytki, a u nich wszystko się rozłazi i nie mogą się w niczym dogadać. Przecież jest tak, że kiedy my patrzymy na nich mówimy to samo, że to Wrocław jest świetnie zorganizowany i dobrze sobie radzi.
Różnice między naszymi miastami są wyraziste i wynikają m.in. ze struktury społecznej. We Wrocławiu większość przedwojennych mieszkańców miasta wyjechało z niego, a na to miejsce pojawili się nowi mieszkańcy sprowadzeni ze Wschodu. We Wrocławiu 90 proc. lokali należy do miasta. W Poznaniu struktura własnościowa nie zmieniła się tak drastycznie po wojnie. Miasto ma o 7 proc. substancji, reszta to lokale prywatne. W związku z tym mieszkańcy obu tych miast inaczej traktują budynki. Dla obecnych wrocławian nie mają one takiej wartości sentymentalnej, jak mają w Poznaniu dla poznaniaków. Dla wrocławian nie jest problemem postawienie obok zabytkowego kościoła nowoczesnej architektury.
Tak się stało w latach 90. z budynkiem domu towarowego Solpol, który stanął przy zabytkowym kościele na ul. Świdnickiej.
To inwestycja, która w Poznaniu by się nie wydarzyła. Tymczasem u nich nie ma nabożnego stosunku do tkanki poniemieckiego miasta, nie uważają, że wszystko powinno się zachować lub odbudować.
Przez to wrocławianie mogą nam imponować brakiem zachowawczości. U nas z kolei jest nabożny stosunek do tradycji i dziedzictwa i ma to swoje odzwierciedlenie w myśleniu o architekturze.
Raczej tu widzę problem, to stad bierze się hejt wobec nowych budynków i mówienie, że są kiepskie.
Okrąglak też się nie podobał poznaniakom, gdy go otwierano w 1955 r. Pięćdziesiąt lat później w 2005 r. został uznany za najlepszy poznański budynek półwiecza i dostał Złotego Quadro. Jest szansa, ze za pół wieku poznaniacy zaakceptują także i Bałtyk.
Tyle widocznie działa nasza zachowawczość. Bałtyk polubimy. Jestem o tym przekonany.
Przypomnę, że gigantyczna awantura przeszła przez Poznań, także kiedy wyburzano zabytkowa tkankę pod budowę kompleksu wieżowców Alfa. Wcześniej stały tam porządne, duże kamienice. To jest akurat argument, że nie zawsze nowe się sprawdza. Jeśli już chcemy stawiać nowoczesną architekturę, to musi być najwyższej jakości, także gdy chodzi użyte materiały. Akurat Bałtyk nie ma tego problemu. Widać to po elewacji, po tym, jak architekci pochylali się nad każdym detalem.
Szczecin było stać, by zbudować siedzibę filharmonii, która potem otrzymała Nagrodę Miesa van der Rohe 2015 za najlepszy budynek Unii Europejskiej. Szczecińskie Muzeum Narodowe stać było mentalnie na realizację projektu architekta Roberta Koniecznego i stworzenie Centrum Dialogu Przełomy, uznane za najlepszy budynek świata. Tymczasem Muzeum Narodowe w Poznaniu właśnie otworzyło swój oddział w Zamku Przemysła, czy jak kto woli Gargamela. Coś tu jest nie tak.
W Szczecinie mamy tę samą sytuację co we Wrocławiu, tam również mieszkają ludzie przyjezdni, łatwiej im eksperymentować z przestrzenią. Miasto wokół nie jest ich osobistym dziedzictwem, nie boja się go przekształcać i meblować po swojemu.
Żałuję, że nie udało się zatrzymać pani Kulczyk w Poznaniu i zbudować muzeum sztuki nowoczesnej projektu Tadao Andō, który miał powstać pod parkiem przy Starym Browarze. To też byłaby ikona Poznania.
Projekt bardzo przypominał Centrum Dialogu Przełomy ze Szczecina, które też jest przecież zlokalizowane pod ziemią, podczas gdy dach muzeum stanowi plac miejski. Mielibyśmy podobną realizacje, byliśmy bardzo blisko.
Co zawiniło?
Jak zawsze pieniądze. Poza tym jesteśmy zachowawczy. W Poznaniu nie ma dużego przepływu mieszkańców, większość żyje tu z dziada pradziada. Rzadko się zdarza sytuacja, by przyjechał ktoś i powiedział: „o, to można przemalować na niebiesko”. Jeśli już tak powie, to zaraz inni ściągną go na ziemię i powiedzą, że nie, nie, tu zawsze było ceglane i dalej będzie ceglane. Takie było od czasów pruskich i takie zostanie, bo dobrze działa.
Piotr Libicki, plastyk miejski, gdy objął urząd, chcąc włożyć kij w mrowisko zaproponował, by posadzkę ulicy Wrocławskiej pomalować na czerwono wzorem Kopenhagi. Zaraz podniosły się głosy sprzeciwu, m.in. konserwatora zabytków.
Właśnie o tym mówię, myślę, że podobna rzecz we Wrocławiu mogłaby przejść, a na pewno nie byłoby takiego oporu. Z drugiej strony wrocławianie widzą w tej naszej ciągłości i przywiązaniu do tradycji dużą wartość. Podoba im się spójność poznańskiego śródmieścia. Widzą w nas solidność i konsekwencję.
Dobre realizacje ostatnich lat?
W zasadzie wszystkie obiekty, które w ostatnich latach otrzymały Nagrodę Quadro, np. rozbudowa Biblioteki Raczyńskich.
Dobrą realizacją jest hotel Puro, który pokazuje jak nowoczesnym językiem można wpisać się w starą, średniowieczną architekturę nie deprecjonując jej. Ciekawą realizacją jest Pixel czy Ubiq oba przy ul. Grunwaldzkiej. Także Brama Poznania, m.in. dzięki której życie wróciło na Śródkę.
Przyczyniła się do tego kładka łącząca obiekt z fortem i wyspą biskupią. Ale dostanie mi się za to, bo część kolegów uważa, że to było świętokradztwo.
Słabe punkty Poznania?
Brakuje jednak w tak dużej aglomeracji miejskiej dwóch rzeczy: muzeum sztuki nowoczesnej, wielofunkcyjnej sali kongresowej. Gdy ktoś przyjeżdża zaprasza się go do Sali Ziemi, ale to typowa sala konferencyjna, nie każda impreza tam pasuje. Nie mamy czegoś takiego jak Katowice, gdzie właśnie powstało świetne centrum kongresowe pracowni JEMS. Wrocław ma Narodowe Forum Muzyki, Szczecin ma filharmonię, nawet malutki Toruń ma centrum kongresowe Jordanki. A my, półmilionowe miasto, nie mamy nic i robimy imprezy na Tragach. Dla mnie to jest akurat obciach.
Nowa sala kongresowo - koncertowa mogłaby powstać na Wolnych Torach. Teren z przodu, od ulicy Matyi powinien być zarezerwowany na tego typu inwestycję. Ta lokalizacja zapewnia łatwy dojazd także dla osób spoza Poznania, które będę docierały pociągiem.
Obok powinny znaleźć się hotele pięciogwiazdkowe i wieżowce klasy A. Bardzo czekam też na zabudowę terenu po PKS-ie. Właściciel terenu, Skanska wybrała projekt JEMS-ów, który daje ciekawe możliwości zagospodarowania i będzie zaczynem do zabudowy Wolnych Torów.
Co z urbanistyką? Słyszałam, że dobrych urbanistów już w Poznaniu nie ma.
Zależy jak na to spojrzeć. W skali makro urbanistyka Poznania jest unikatowa w skali Europy. Władysław Czarnecki zaprojektował miasto z koncentrycznym, promienistym układem, z klinami zieleni, które wbijają się aż po ścisłe centrum. Są jednak dwie rzeczy, nad którymi teraz musimy pracować. Jedna to Wolne Tory, temat jest już na stole w obróbce i Piotr Sobczak, architekt miejski mógłby zapewne wiele o tym powiedzieć. Druga ważna sprawa to rzeka w mieście. Wiceprezydent Mariusz Wiśniewski powołał komisję Wstęgi Warty, która ma opracować plan funkcjonowania rzeki i nabrzeży. Docelowo ma powstać pętla łącząca wszystkie mosty w śródmieściu z wjazdami dla pieszych i rowerzystów oraz spójny system plaż i terenów rekreacyjnych. Jednym słowem bulwary z prawdziwego zdarzenia. Warta to po Wolnych Torach kolejny temat, o który trzeba walczyć. Temat, który da Poznaniowi punkty.
Urbanistyka w skali mikro?
Sołacz, Stary Grunwald i Jeżyce. Miałem gości z Krakowa, którzy zachwycali się zabudową Jeżyc i tym jak ta dzielnica żyje. Stwierdzili, że u nich czegoś takiego nie ma. Sam byłem zaskoczony.
Jest Pan optymistą. Poznań nie mamy żadnych problemów?
Nie do końca. Idealnie nie jest. Mamy nieudany nowy dworzec, który wziął się z pazerności PKP. Kolejarze w Poznaniu chcieli budować nie wydajając ani złotówki. Naszym problemem jest więc brak dworca PKP z prawdziwego zdarzenia. Działam z ramienia SARP w zespole wojewody ds. przywrócenia starego dworca, ale po ostatnim odwołaniu zarządu PKP, w spółce nie ma z kim rozmawiać. Trwa pat.
Nie udała nam się się też druga realizacja na Euro czyli stadion. Ale mówienie o tym, to jak kopać leżącego. Obie te inwestycje były gwoździami do trumny poprzedniego prezydenta Ryszarda Grobelnego. Bo o ile za budowę dworca nie odpowiadał formalnie, to odpowiadał honorowo. Tak, to nasze dwie wpadki.