Bałwan z sinym nosem i złocista Gwiazdka. Maja Kanabaj i jej lalki [ZDJĘCIA]
W Teatrze Miniatura pojawiły się niezwykłe lalki i dekoracje do sztuki „Magiczne święta Malwiny”. O lalkach powstałych z gąbki opowiada ich autorka Maja Kanabaj.
W tzw. kieszeni, przy scenie wiszą lalki ze spektaklu „Magiczne święta Malwiny”. Ich autorka, Maja Kanabaj, absolwentka architektury na Politechnice Gdańskiej, do pracowni plastycznej Teatru Miniatura 12 lat temu przyszła tylko na moment, aby pomóc przy dekoracjach.
Teatralny żółtodziób
- Wtedy scenografię do sztuki „Pierścień i Róża” robił Edward Lutczyn - wspomina pani Maja. - Dla mnie on był jak Święty Mikołaj, znałam go jako znakomitego autora ilustracji książek dla dzieci i Teleranków. Nagle okazało się, że ja, teatralny żółtodziób, pracuję z nim ramię w ramię, bo to nie był scenograf, który przyniósł projekty i zniknął, tylko brał pędzel do ręki i razem z nami malował parawany, zastawki. To pracowity, zdolny, skromny, cudowny człowiek. Zaprojektował też kostiumy. Na scenie szalał Lew, którego pan Edward narysował i wykonał razem z Bogusią Biliczak.
Maja Kanabaj myślała, że zjawiła się w Miniaturze tylko na moment, a jednak została do dzisiaj. Uczyła się tych lalek, robiła; jawajki, pacynki, różnorodne kukły, lalki żyworękie i miniaturowe dla Dariusza Panasa.
Czyste kolory
- Kiedyś spytałam znaną scenograf Elżbietę Terlikowską: - Pani Lalu (bo tak na nią mówiliśmy), jaka jest recepta na udaną scenografię? Pamiętam, że odpowiedziała: - Dziecko, czyste, wyraźne kolory. Nie więcej niż trzy, cztery.
Studia na politechnice przydały się Mai Kanabaj przy organizowaniu przestrzeni scenicznej, ale lalki do „Magicznych świąt Malwiny” to już inna bajka.
- Pomysł narodził się nagle, w nocy, pomyślałam, dlaczego nie wyjść z formy doskonałej, czyli kuli, na której, oprócz Piernika i Dzwonka, oparte są wszystkie lalki - opowiada pani scenograf. - Znalazłam kulę, którą w domu przecięłam na pół. Żadna z tych lalek nie ma kończyn, są tylko tułowiami mającymi ruszającą się buzię.
Tnąc kulę wzdłuż lub w osi, potrafimy, oprócz efektu gadania, sprawić, że lalka się uśmiecha lub pokazuje, że jest zła.
- W scenariuszu sztuki, którą napisała Agnieszka Kochanowska, w didaskaliach zaznaczono cechy każdej postaci. Wiedziałam, że Bombka ma być wybuchowa, Czarodziej Mizantrop zniecierpliwiony i zrzędliwy, a Cukierek słodki. I już łatwo było dobrać kolorystykę. Ponieważ Bałwankowi ciągle jest zimno, dostał siny nos, a nie z marchewki.
Prawie wszystkie lalki są z gąbki. Kupiono 10-centymetrowe gąbkowe materace bez sprężyn, które klejono do wysokości podanej na projekcie, a potem były rzeźbione-szlifowane i obciągane najróżniejszymi tkaninami, od polarków po wszelkiego rodzaju trykoty. Lalka Bałwanka w środku ma piankę, którą się zwykle wkłada pod panele. Jego czapka wykonana jest z grubej tektury, zwanej preszpanem, a guziki to pomalowane na czarno plastikowe łyżeczki do napojów.
Żeby nie klapały
- Zęby Bałwanka to nic innego jak pocięta taśma izolacyjna. Zależało nam na tym, żeby nie kłapały, ale też nie ograniczały ruchu - opowiada pani Maja.
Oglądamy Lampkę Choinkową, ta lalka to akrylowa kula, przecięta na pół, wykończona pleksi, w środku ma mechanizm, stąd tyle tu drucików. Na górze i na dole zamontowano system małych diod ledowych. Także ażurowy Dzwonek nie jest z gąbki, nie ma też mechanizmu do poruszania buzią, ale jak każdy szanujący się dzwonek buja się. Ma dzwonek, którym aktorka dzwoni.
Oprócz lalek na stelażu wiszą lalki planszowe; bombki choinkowe (chóry bombek).
- Wymalowałam je w barwach naszych trójmiejskich klubów piłkarskich, które ze sobą walczą - Arki Gdynia i Lechii Gdańsk. Są biało-zielona brygada i żółto-niebieska, aczkolwiek na scenie ich wzajemne animozje były dużo bardziej pokojowe, bo razem chóralnie odśpiewały kolędę. Oprócz lalek, w spektaklu są jeszcze planszety: Cztery potrawy wigilijne, Świeczka oraz Renifer namalowany na sklejce.
- Na pewno zajęcia w pracowni plastycznej niezwykle pomogły mi zaprojektować lalki do „Malwiny”, bo wiedziałam, z jaką materią mogę się zmierzyć - opowiada. - Nadzorowałam całą pracę i mogłam na bieżąco zmieniać swoje decyzje. To było ogromne ułatwienie, a z drugiej strony - po pewnym czasie moje projekty po nocach mi się śniły. Budziłam się w nocy i zastanawiałam, czy Malwina ma mieć taką kokardkę czy inną.
Kompletne szaleństwo, ale bardzo miłe, sprawiające wiele radości. Proszę spojrzeć. Piernika ma na plecach własnoręcznie przeze mnie napisany przepis na... piernik bezglutenowy, bezcukrowy. Przepis przyklejony jest białym sznureczkiem. Szkoda, że się nie zmieściły wszystkie składniki.
- Lubię ażurową lalkę Dzwonka, to jedna z postaci, które nie są oparte na kuli i nie mają tego ruchu buziami. Sam w sobie Dzwonek ma ruch wahadłowy, jak prawdziwy dzwonek. Proszę spojrzeć na stelaż z elastycznych drutów, pospawanych i posprejowanych na złoto. Żeby nie nadawać mu nadmiernej wagi ani topornego wyglądu, jest obciągnięty złotymi sznureczkami. Jak pajęczyca siedziałam i mozolnie tkałam swoją sieć. W środku, zamiast gongu, Dzwonek ma serce, które z daleka imituje usta.
Dechy do odśnieżania
Początkowo aktorzy podczas prób dostali płaskie, narysowane na kartonach lalki, umieszczone na kiju, żeby mieli świadomość gabarytową lalek. Pracowali w sali kameralnej, za prowizorycznym parawanem, zrobionym z rozpostartej starej kurtyny, bo na scenie grano inne przedstawienia.
- Aktorzy dzielnie operowali takimi „dechami do odśnieżania” - śmieje się pani Maja. - Potem sukcesywnie dostawali gotowe lalki. Marzyłam, żeby zrobić je jak najszybciej. Dlaczego? Bo wiedziałam, że wtedy będę miała chociaż chwilę czasu, by je dopracować. Myśmy nie robili nigdy tego typu lalek - które się otwierają. Wiedziałam, że skoro jest to prototyp, będzie mnóstwo napraw i reklamacji. Nie, nic nie odpada, ale czasami zdarza się klinowanie mechanizmów do poruszania, trzeba coś przesmarować lub skrócić, ale to są drobiazgi.
Na kolanach
Z kieszeni wędrujemy na scenę, gdzie stoi parawan, ma 70 centymetrów wysokości nad poziomem proscenium.
- Zapadnię opuszczamy metr w dół, tak więc aktor mający metr siedemdziesiąt jest całkowicie zasłonięty - opowiada pani scenograf. - Osoby wyższe mają nieco większe problemy, bo muszą pracować przykucnięte. Piotr Kłódka, animujący lalką Czarodzieja Mizantropa, jest wyjątkowo wysokim mężczyzną, ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Dlatego niektóre sceny gra z nakolannikami, bo klęczy za parawanem, żeby nie było go widać. Jeżeli chodzi o osoby niższe, też nie mają lekko, ich lalki muszą mieć dłuższe kije, więc ciężar jest większy i ręce mdleją. Długie kije uniemożliwiają też stuprocentową kontrolę nad tym, co się dzieje metr wyżej. Dzięki temu że opuszczono dwie zapadnie, jest wolna przestrzeń aż do horyzontu i aktorzy mogą się przemieszczać w głąb sceny.