Barbara Halska z Jastrzębia-Zdroju dostała tytuł "Nauczyciel Roku 2014", pokonując kolegów po fachu z całej Polski. Uczy przedmiotów zawodowych w technikum informatycznym w Zespole Szkół nr 6 im. Jana III Sobieskiego w Jastrzębiu-Zdroju. Jest nauczycielem z powołania, praca dodaje jej skrzydeł. A uczniowie - pytaliśmy - ją po prostu uwielbiają.
Tytuł Nauczyciela Roku 2014 brzmi dumnie. Jakie emocje towarzyszyły pani w momencie, w którym usłyszała pani o swoim zwycięstwie?
Byłam w totalnym szoku! To była dla mnie niewyobrażalna radość, ale do samego końca nie wierzyłam w to, co się działo. Jestem młodym nauczycielem, mam dopiero 35 lat, dlatego nie liczyłam na wygraną. Pojawiły się wątpliwości, czy dobrze wypełniłam wniosek, czy rekomendacje, które dostałam, w ogóle będą się liczyć. Nim zdążyłam się w tym wszystkim zorientować, nadszedł dzień werdyktu. Przy wręczaniu medali pominięto mnie, nie wiedziałam wówczas, co się dzieje. Aż w końcu prowadzący powiedział, że zostało im jeszcze jedno nazwisko, to najważniejsze. W tym momencie polały się łzy szczęścia. Pojawiło się ogromne zdziwienie, szok i niedowierzanie. Później nadeszła fala SMS-ów i telefonów z gratulacjami. To dla mnie wielkie wydarzenie i mam nadzieję, że wszyscy będą się cieszyć razem ze mną. Zarówno nauczyciele ze szkoły, jak również moi uczniowie.
W dzisiejszych czasach młodzieży trudno znaleźć kogoś, kto będzie dla nich autorytetem. A pani, pytaliśmy w klasie, takim autorytetem jest.
Cieszę się, że uczniowie tak uważają, chyba nie czuję się autorytetem. Ja na swojej drodze zawsze miałam osoby, które były dla mnie wzorem. Osoby, które pojawiły się na mojej drodze edukacyjnej i zawsze były otwarte na innych, nigdy nie nakierowane na siebie, potrafiące się przyznać do błędu, do pomyłki. Taka właśnie staram się być. Po prostu podchodzę do uczniów jak człowiek do człowieka.
Młodzież ewidentnie jest panią zafascynowana. Ma pani jakieś sposoby, by do nich dotrzeć?
Staram się do nichtrafić poprzez rozmowę, nie ma na to gotowego przepisu. Każdy uczeń ma w sobie coś, czym się interesuje, jakąś pasję. Ja pozwalam moim uczniom chwalić się takimi zainteresowaniami, a jeżeli w odpowiedzi słyszę, że oni niczego nie potrafią, to staram się im pomóc w odnalezieniu tego, co im się spodoba. Jeżeli akurat wybiorą moją drogę, czyli informatykę, to wspaniale. Jeśli jednak mają inne upodobania, to też jestem z nich dumna. To pewnie zabrzmi kontrowersyjnie, ale ja jestem zdania, że osoba inteligentna musi mieć jakąś pasję. Coś, do czego może uciec ze sfery zawodowej. Ja uczniom pokazuję, że jestem nauczycielem i wychowawcą, który poza murami szkoły ma jeszcze inne zainteresowania i dzielę się nimi. Moją odskocznią są góry, narty, rower, bardzo sportowe, aktywne życie. W końcu muszę przewietrzyć swój mózg! (śmiech)
W dobie różnych portali społecznościowych, tego całego zgiełku, który ogarnia młodych ludzi, o wiele trudniej zaciekawić ucznia na lekcji niż kiedyś. Jest na to rada?
Mogę powiedzieć tyle, że ja staram się wychodzić poza mury szkoły. Zabierać uczniów do ośrodków, uczelni i firm, które w danym kierunku są ważne. Szkolnictwo zawodowe właśnie tak powinno wyglądać. Stała współpraca z firmami, do których można wejść, dowiedzieć się czegoś, nauczyć. Te wycieczki są jednym z moich sposobów na walkę ze znudzonymi wychowankami. Ponadto zawsze staram się łączyć zajęcia teoretyczne z praktyką, powiedzmy 20 minut lekcji wykładam, starając się w trakcie wykładu włączać uczniów w dyskusję, a reszta to zadania praktyczne.
Jest pani "sieką", czy bratem łatą?
Ja uczę przedmiotów zawodowych na kierunku technik-informatyk, czyli wchodzą w to pracownie systemów operacyjnych i sieci komputerowych. Może nie są to dla uczniów bardzo łatwe przedmioty, ale podejrzewam, że też nie najtrudniejsze. Ważne jest to, żeby nie wywyższać się nad uczniami. Zależy mi na tym, by każdy z nich wykonywał zlecone zadania. Żeby każdy próbował je wykonywać sam, a jeżeli nie sam, to z pomocą kolegów lub moją. Najbardziej cieszy mnie to, kiedy koledzy pomagają sobie nawzajem w nauce. Wtedy mam 100 procent pewności, że więcej informacji zostanie im w głowach. Oczywiście ja tam ciągle jestem, staram się być ich mentorem. Często jest tak, że pytam swoich uczniów, na jaką ocenę ich zdaniem zasłużyli. Rzecz jasna nie ze wszystkimi sugestiami się zgadzam, ponieważ ciągle ich obserwuję i widzę, czy uczeń rzeczywiście zasługuje na stopień, który sobie wyznacza. Muszę zaznaczyć, że ten sposób się sprawdza i uczniowie najczęściej szczerze oceniają poziom swoich umiejętności. Robię czasem tak, że jak biorę kogoś do odpowiedzi, a uczniowie są nieprzygotowani, to mówię w żartach: "Idźcie mi stąd! Idźcie! Proszę usiąść, a jutro się sami zgłosicie!" - i przychodzą! A ja wtedy zapraszam, oni odpowiadają na pytania i idzie im całkiem nieźle.
Bycie nauczycielem to dla pani zawód, pasja, powołanie?
Prawda jest taka, że zawód nauczyciela jest dla ludzi z pasją. Jeśli ktoś myśli, że dorobi się na tym, to jest w błędzie. Dlatego boli mnie, kiedy ludzie mówią, że mamy za duże zarobki. Nie wiem, skąd oni wyliczają te kolosalne sumy. W pracy nauczyciela niezwykle łatwo o stan tzw. wypalenia zawodowego. Trzeba z tym walczyć, walczyć z nudą. Ja na przykład zmieniłam szkołę, dostałam skrzydeł. Teraz zajmuję się też dodatkowo e-podręcznikiem, nadzoruję powstawanie dwóch podręczników do matematyki i informatyki w projekcie "E-podręczniki dla kształcenia ogólnego". Jako jedyny ekspert e-podręcznika doprowadziłam do odsłony pierwszych testowych treści całych podręczników: matematyka pierwsza klasa ponadgimnazjalna i zajęcia komputerowe w klasie IV. Rozwijam się więc cały czas! I tak trzeba. Nikt mi nie zapłacił za dodatkowe szkolenia, egzaminy zewnętrzne z Microsoftu, swoimi własnymi siłami i pomysłami udało mi się to zrealizować, zdać tę ścieżkę. To wszystko po to, żebym miała większą wiedzę i mogła ją przekazywać uczniom. Ostatnio dowiedziałam się nawet, że mózg najbardziej chłonny jest do 21. roku życia. Jak będę mieć z moimi dzieciakami godzinę wychowawczą, to od razu im to powiem! (śmiech)
Kiedy pojawiła się w pani chęć do tego, by zacząć przekazywać innym swoją wiedzę i tym samym uczyć w szkole?
Od podstawówki, czyli najmłodszych lat. Matematykę uwielbiałam od zawsze i pomagałam koleżankom, które miały z nią problemy. W średniej szkole moją królową dalej była matematyka, ale w czwartej klasie, maturalnej, zainteresowałam się hybrydowym kierunkiem Uniwersytetu Śląskiego - fizyka połączona z informatyką. Pomyślałam, że to ciekawe: fizykę kochałam, z kolei informatyka mnie wówczas interesowała. Potem dostałam pracę w szkole. Zawsze chciałam uczyć, więc spróbowałam i wtedy, będąc nauczycielem, zrobiłam kolejne studia, już tylko informatykę. Nie zrezygnowałam ze szkoły na rzecz uczelni, dlatego, że lubię pracę z młodzieżą. Pracowałam najpierw w Zespole Szkół nr 4 w Jastrzębiu-Zdroju, a teraz jestem w Zespole Szkół nr 6. Po zmianie szkoły dostałam skrzydeł, dostałam pod opiekę rewelacyjną młodzież, która jest zainteresowana informatyką, i która chce wiązać z tym przyszłość. Uczniów, którzy w większości wybrali ten kierunek świadomie. To mi dodało takich skrzydeł, że po prostu sama zaczęłam się dokształcać. Nie chodzi o to, żeby być krok dalej od nich, żeby pokazywać, że ja wiem więcej, tylko o to, żeby pokazywać im kolejne rzeczy, jeśli ja się ich nauczę, to będę mogła też im je przekazać.
Które momenty sprawiają, że czuje pani, że bycie nauczycielem to jest to, co chce pani robić w życiu?
Najpiękniejsze chwile są wtedy, kiedy moi uczniowie zdają egzaminy i znajdują pracę w zawodzie. Mam taką nadzieję, że ambicja moich podopiecznych wypływa też poniekąd z patrzenia na mnie: że ja, będąc w szkole, najpierw zorganizowałam projekt unijny, w międzyczasie napisałam podręcznik, ledwo go skończyłam, a już zajęłam się następnym podręcznikiem w projekcie rządowym. Cały czas się dokształcam, jeżdżę na ważne konferencje, z których przywożę informacje. I myślę, że ja im pokazałam, że nie należy tylko siedzieć na pewnym etapie, który się osiągnie, tylko należy cały czas się rozwijać. Mam nadzieję i chciałabym, żeby oni to widzieli i wzięli z tego przykład. W związku z tym zapadła mi w pamięci taka jedna sytuacja. Mój uczeń po 4 latach od skończenia szkoły przyszedł do mnie i poinformował, że zaczyna pracę w firmie IBM, w jednym z najstarszych koncernów informatycznych. Że jest mi wdzięczny za to, że ja mu dałam serwer do ręki i nie bałam się, że on mi coś zniszczy. Pamiętam, że stanął przed moimi uczniami, a jego młodszymi kolegami, i powiedział im: "Słuchajcie, uczcie się, bo o wielu rzeczach, o których pani Halska tutaj mówi, nie nauczycie się nawet na studiach!". Drugą taką sytuacją są z pewnością rekomendacje, które piszą mi absolwenci szkoły, uczniowie, koleżanki i koledzy, profesorowie. Niesamowicie mnie one wzruszają. Ja po prostu nie zdawałam sobie sprawy, że ludzie, z którymi mam kontakt, tak na mnie patrzą. To, że jestem obok nich, jest dla nich takie ważne - nie wiedziałam o tym. To są bardzo miłe chwile. I na pewno miłe jest także to, kiedy moi absolwenci wracają do mnie do szkoły, odwiedzają i informują mnie o swoich sukcesach.
Barbara Halska ma 35 lat, jest absolwentką Politechniki Opolskiej na kierunku informatycznym i Uniwersytetu Śląskiego na kierunku fizyczno-informatycznym. W szkołach uczy od 13 lat i, jak sama mówi, zawsze spełniała się jako nauczyciel, nie podejmowała wcześniej żadnej innej pracy. Swoją karierę rozpoczęła w Zespole Szkół nr 4 w Jastrzębiu-Zdroju (była jej uczennicą), a potem już jako nauczycielka. Obecnie uczy przedmiotów zawodowych na kierunku technik-informatyk w Zespole Szkół nr 6 im. Jana III Sobieskiego. Jest propagatorką nowych technologii w edukacji, autorką podręcznika do nauki zawodu technik-informatyk w kwalifikacji: projektowanie lokalnych sieci komputerowych i administrowanie sieciami. Jej uczniowie zdobywają międzynarodowe nagrody, np. w Brukseli, Paryżu, Seulu. Tegoroczny konkurs „Nauczyciel Roku” to już 13. edycja. Organizują go Ministerstwo Edukacji Narodowej oraz tygodnik „Głos Nauczycielski”. Kandydatów zgłaszają: grona pedagogiczne, uczniowie, rodzice, samorządy i organizacje społeczne.