Do dziś nie wiem, jakim cudem doskoczyłam do tak wysokiej gałęzi i zdołałam wspiąć się na drzewo. Uszkodziłam but, ale udało mi się uratować życie - opowiada o swojej dramatycznej ucieczce przed niedźwiedziem Barbara Ilnicka.
Lipa to niewielka wieś w gminie Bircza, otoczona lasami. Mieszka tu 70 rodzin. Kilkanaście dni temu o podbirczańskiej Lipie zrobiło się głośno w całej Polsce. O dramatycznym doświadczeniu Barbary Ilnickiej, która salwowała się ucieczką na drzewo przed atakującym niedźwiedziem, rozpisywały się niemal wszystkie portale.
Bohaterkę publikacji spotykamy przed jej domem w Lipie. Wcześniej umówiliśmy się przez telefon. Gospodyni towarzyszy Burek. To sympatyczny kundel, wierny przyjaciel naszej rozmówczyni. Gdyby nie on, kto wie, czy doszłoby do naszego spotkania.
Wyszła do lasu na grzybobranie
To właśnie w towarzystwie Burka w lipcowy poranek Barbara Ilnicka wybrała się do lasu. Było akurat po deszczu, więc zaplanowała grzybobranie.
- Mam swoje ulubione miejsca, gdzie zwykle można znaleźć dorodne prawdziwki, ale akurat tego dnia grzybów nie było, a jak już jakiś się trafił, to okazał się być robaczywy - relacjonuje kobieta. I dodaje, że gdy tak chodziła po lesie, w międzyczasie pies gdzieś się oddalił. Zaczęła więc nawoływać psa, gdy zdecydowała się wracać do domu. Było około godziny 10.
Kierowała się w stronę drogi prowadzącej do wyjścia z lasu. Około kilometra od najbliższych zabudowań. W rejonie, który mieszkańcy Lipy określają mianem Czarna Olcha, usłyszała jak coś za nią idzie. Słyszała trzask łamanych patyków. Była przekonana, że to pies.
- Kiedy wyszłam na niewielką polanę, gdzie znajduje się droga oraz leżą ścięte drzewa, odwróciłam się - opisuje sytuację. - Kilka metrów za sobą ujrzałam niedźwiedzia. Nie ryczał i nie biegł, tylko kroczył za mną majestatycznie. Najpierw pomyślałam, że coś mi się przywidziało. Odwróciłam się jeszcze raz, a niedźwiedź był już bliżej mnie.
Przerażona kobieta pomyślała, że musi ratować się ucieczką w leśną gęstwinę, ale szybko uzmysłowiła sobie, że jest to niewykonalne. Po deszczu wszędzie było masę błota.
- Zauważyłam drzewo, ruszyłam biegiem w jego kierunku. Niedźwiedź też natychmiast przyspieszył.
- opowiada Barbara Ilnicka.
Niedźwiedź stanął na łapach i zaczął drapać korę
Wraz z naszą rozmówczynią docieramy do miejsca, w którym została zaatakowana przez drapieżnika. Jest leśna droga, o której wspomniała mieszkanka Lipy. Jest też polana, na której leżą ścięte drzewa. Barbara Ilnicka wskazuje nam drzewo, na które zdołała się wspiąć, uciekając przed drapieżnikiem. Gałęzie, których zdołała się uczepić rękami, wyrastają ponad dwa metry nad ziemią.
- Do dziś nie wiem, jakim cudem doskoczyłam do tak wysokiej gałęzi i zdołałam wspiąć się na to drzewo. Uszkodziłam but, ale udało mi się uratować życie - opowiada kobieta. I dodaje, że jej ucieczka na drzewo tylko rozjuszyła napastnika.
- Stanął na tylnych łapach, a przednimi zaczął drapać korę drzewa, na którym się schroniłam, próbował się na nie wspinać - relacjonuje. - Ja też po gałęziach wspinałam się coraz wyżej. Gdy już upewniłam się, że mnie nie dosięgnie swoimi pazurami, przypomniałam sobie, że mam przy sobie telefon komórkowy. Postanowiłam zadzwonić do domu po pomoc.
Niestety, domownicy nie usłyszeli dzwoniącego telefonu. Byli wtedy na grządkach. Uwięziona na drzewie mieszkanka Lipy postanowiła po pomoc zadzwonić pod numer alarmowy 112.
- Ręce mi się trzęsły ze strachu. Gdy wykręcałam numer, wypadł mi telefon i poleciał pod drzewo. Niedźwiedź, a według mnie to była niedźwiedzica, szybko się nim zainteresowała. Obwąchała go i z powrotem próbowała wspiąć się za mną na drzewo. Pomyślałam, że będę tak siedzieć na gałęzi do nocy, jak ktoś nie zacznie mnie szukać. Niedźwiedzica nie rezygnowała, co chwilę wbijała pazury w drzewo, próbując się wspiąć lub krążyła wokół drzewa.
- relacjonuje pani Barbara.
Z odsieczą znajdującej się w potrzasku kobiecie przyszedł Burek, który musiał usłyszeć jej rozpaczliwe nawoływania o pomoc. Niedźwiedź momentalnie zainteresował się psem.
- Burek wyszczerzył zęby, warczał, ale nie podchodził blisko niedźwiedzia. Ten po chwili zaczął się wycofywać i ruszył w stronę niewielkiej rzeczki. Jeszcze chwilę nie opuszczałam drzewa w obawie czy nie zawróci - opowiada mieszkanka Lipy.
Po dotarciu do domu adrenalina i emocja puściły. Pani Barbara dopiero wówczas uzmysłowiła sobie, w jakim niebezpieczeństwie się znalazła.
- Jak ją zobaczyłam, była cała umorusana i płakała. Wiedziałam, że coś się stało - mówi Stefania Kubrak, mama pani Barbary. I dodaje, że w życiu nie poszłaby więcej na grzyby. Nawet gdyby to były złote grzyby.
Prawdopodobieństwo spotkania niedźwiedzia jest duże
Nadleśnictwo Bircza umieściło na swojej stronie internetowej ostrzeżenie, w którym informuje, że prawdopodobieństwo spotkania drapieżnika jest duże. Tabliczki z ostrzeżeniem umieszczono też przy leśnych drogach.
- W naszym nadleśnictwie jest około dziesięciu niedźwiedzi. Są to zarówno dorosłe, jak i młode osobniki - mówi Zbigniew Kopczak, nadleśniczy z Birczy. - Drapieżników w ostatnim czasie przybyło. Prawdopodobnie przywędrowały z pobliskich Bieszczadów. W tamtych rejonach populacja niedźwiedzi jest mocno zagęszczona, brakuje im wolnego miejsca. Słabsze osobniki przepędzane są przez silniejsze - wyjaśnia.
Ostatnio niedźwiedzie widziane były w kilku, często bardzo oddalonych od siebie, miejscach. Prawdopodobieństwo, że to właśnie tego drapieżnika spotkamy na swojej drodze, jest spore.
- Grzybiarze, którzy teraz zdecydują się wejść do lasu, nie mogą czuć się w nim bezpiecznie. W momencie spotkania oko w oko z dzikim zwierzęciem nie da się przewidzieć, jak ono się zachowa. Może być tak, że niedźwiedź wystraszy się człowieka i ucieknie. W najgorszym przypadku zaatakuje.
- mówi nadleśniczy.
W lipcu w lasach w gm. Bircza miał też miejsce atak niedźwiedzicy na pracującego w lesie pilarza.
- Niedźwiedzica prowadziła młode i zaatakowała - opowiada Kopczak. - Mężczyzna złapał za piłę i zaczął nią wymachiwać. Powoli wycofywał się w stronę zaparkowanego nieopodal samochodu. Sytuacja z perspektywy drwala nie wyglądała ciekawie, tym bardziej że samica cały czas groźnie porykując, podążała za nim. Na szczęście w ostatniej chwili mężczyźnie udało się wsiąść do kabiny samochodu i odjechać.
Niedźwiedzie NIE atakują
„Niedźwiedzie brunatne w Polsce nie atakują celowo ludzi. Ich reakcja jest najczęściej zachowaniem obronnym w przypadku nagłego pojawienia się zagrożenia. Ostatnie doniesienia medialne nie pozostawiają złudzeń, że przypadki groźnych spotkań z niedźwiedziami są nierzadko sprowokowane niewłaściwym zachowaniem człowieka” - czytamy w oświadczeniu, które 27 lipca wydała Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze. Fundacja tłumaczy, że ostatnie zdarzenia z udziałem niedźwiedzia na terenie Nadleśnictwa Bircza nie były zamierzonym atakiem niedźwiedzia na człowieka.
Autorzy oświadczenia przypominają też, że polskie Karpaty Wschodnie są najważniejszą ostoją niedźwiedzia w Polsce. Niestety, gospodarka leśna i łowiecka nie ułatwiają niedźwiedziom przetrwania. Sprawiają, że niedźwiedź znajduje się coraz częściej w sytuacji stresowej. Całoroczne dokarmianie zwierząt na potrzeby gospodarki łowieckiej, prowadzone przez leśników i myśliwych, zaburza naturalny cykl ich życia i niebezpiecznie oswaja z obecnością człowieka. Również prace leśne mogą wypłaszać te zwierzęta, co jest szczególnie niebezpieczne w okresie gawrowania, kiedy na świat przychodzą małe niedźwiadki.
Fundacja utrzymuje, że na Pogórzu Przemyskim i w Górach Sanocko-Turczańskich nie ma żadnej „niedźwiedziej inwazji”. Niedźwiedzie wędrują i pojedyncze osobniki mogą pojawiać się w lasach Nadleśnictwa Bircza, docierając tu z Bieszczadów. Zdaniem Fundacji, liczba osobników podawana przez Lasy Państwowe może być znacząco zawyżona.
- Pamiętajmy, że pod żadnym pozorem nie powinniśmy się zbliżać do niedźwiedzia - przypomina Radosław Michalski z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. - Jeśli zwierzę nas nie zauważyło, powoli wycofajmy się z miejsca, w którym je zaobserwowaliśmy. Jeśli niedźwiedź już nas dostrzegł, zachowajmy spokój i pod żadnym pozorem nie uciekajmy. Najważniejsze jest zorientowanie się w sytuacji. Dajmy mu znać, że spotkał człowieka, odzywając się niskim głosem i delikatnie wymachując rękami nad głową, jak radzą badacze niedźwiedzi. Powoli wycofujmy się drogą, którą przyszliśmy. W przypadku bliskiego spotkania nie patrzmy niedźwiedziowi w oczy. - dodaje ekspert.
Nie zrezygnuję z grzybobrania
- Ludzie boją się chodzić do lasu, tym bardziej że nadleśnictwo ostrzega, iż prawdopodobieństwo spotkania z niedźwiedziem jest duże - mówi Czesława Cybulska, sołtyska Lipy. I dodaje, że nie przypomina sobie takich sytuacji z przeszłości. Lasy w okolicy są rozległe, ale do spotkań z niedźwiedziem nie dochodziło.
Barbara Ilnicka nikomu nie życzyłaby tego, co przeżyła podczas lipcowego grzybobrania, ale z wypraw na grzyby zrezygnować nie zamierza. Ostatnio znów była w lesie:
- Wzięłam ze sobą Burka, więc czułam się pewnie. Grzybów nie nazbierałam, ale na szczęście nie spotkałam też niedźwiedzia.