Barbarzyńcy w kościele
Rozpoczął się sezon wakacyjny. Jak co roku będę się wstydził za rodaków (i nie tylko), którzy wydają pieniądze na zagraniczne wyjazdy, lecz niestety zamiast korzystać z miejscowych atrakcji i zwiedzać, podziwiać, rozkoszować się lokalną kuchnią, robią tylko to, czemu mogliby się oddawać i u siebie, tzn. piją, jedzą fast foody i leżą. Rozumiem potrzebę leżenia bykiem. Ale czy nie taniej byłoby bliżej?
Bywa jednak i tak, że rodacy na wywczasach, gdy już nasycą się plażą (lub tylko basenem), postanawiają jednak rzucić okiem na architekturę i starożytne ruiny. Na co najczęściej wtedy wpadają? Na kościoły. Panuje w nich ożywczy chłód. Są otwarte. Zwykle wejście jest bezpłatne. Tylko wchodzić i zwiedzać. A tu niespodzianka. Zakaz. Mogą nie wpuścić kogoś, kto prosto ze skwaru rozpalonego miasteczka chciałby wejść w zbyt skromnym (lub lepiej: nieskromnym) wdzianku.
Wielu wtedy rezygnuje i wcale nie wraca do swego lokum, by przebrać się stosownie. Po prostu idą tam, gdzie ich strój nie przeszkadza.
Doceniam dbanie o to, by kościół, muzeum czy restauracja nie stały się plażą. Warto kreować pewien klimat właściwy dla genius loci. Obcowanie z danym miejscem, by było przejmujące, może domagać się stroju, malowania, uczesania. Szkoda byłoby to niszczyć (sobie i innym). Ale nie wylewajmy dziecka z kąpielą!
Trzeba być ślepym, by nie dostrzegać różnicy między atmosferą podczas sprawowania liturgii a czasem rodzinnego zwiedzania
Trzeba być ślepym, by nie dostrzegać różnicy między atmosferą podczas sprawowania liturgii a czasem rodzinnego zwiedzania. Przepisy też mogą oślepiać. Długa czerwona suknia z boa i „złotkowatymi” ozdobami może być szatą liturgiczną, ale i wyzywającą kreacją. Wtedy nawet spełniając przepisy o długości i zakrywalności, jest po prostu niestosowna. Potrzebne jest wyczucie smaku. Nie wszyscy je mają. Nawet ci, którzy wpuszczają do świątyni.
Tak jak kapłan (lub zakrystianka) powinni być świadomi, czy dany ornat (czyli coś, co jest ornamentem) pasuje do architektury konkretnego kościoła, tak też potrzeba pewnego wyrobienia, by wyczuć, kiedy i gdzie ktoś jednak przesadził i warto mu zwrócić uwagę na to, że burzy atmosferę miejsca. Podkreślam: 1) to zależy nie tylko od miejsca, ale i od czasu (zwłaszcza w świątyni wykorzystywanej do kultu); 2) zwracamy uwagę, ale i proponujemy rozwiązanie (nie tylko pelerynkę), tak by nie zniechęcać.
Budynki kościelne tradycyjnie pełniły rolę azylu dla podróżujących. A krużganki służyły do spania w nich. Kiedyś Karol Wojtyła, wędrując ze studentami po Beskidzie Niskim, schronił się z nimi przed burzą w „sobocie” pod drewnianym kościółkiem. Miejscowy proboszcz ich przegnał. Po latach papież wypomniał mu to. Może ciągle bolało zgorszenie studentów?