Bardzo chciałem grać w Widzewie!
Rozmowa z Wiesławem Wragą, byłym piłkarzem Widzewa Łódź.
Ile lat już mieszka Pan w Łodzi?
Przyjechałem do Łodzi w czerwcu 1982 roku, czyli już trzydzieści pięć lat. Nigdy nie przypuszczałem, że tyle czasu będę mieszkał w tym mieście. Wcześniej zjeździłem całą Polską, ale nigdy nie byłem w Łodzi. Zawsze mijałem to miasto bokiem, czasem przejeżdżałem przez nie pociągiem. Dopiero w 1982 roku, gdy wracałem z Mistrzostw Europy, prosto z Gdańska przywieziono mnie do Łodzi.
I jakie wrażenie na Panu wywarła Łódź?
Pierwsze wrażenia nie były najlepsze. Kierowca wiózł mnie na stadion Widzewa. Przejeżdżaliśmy koło „Centralu”. Obok zobaczyłem drewniane domki. Kiedy Zenek, który był kierowcą powiedział, że jesteśmy w centrum Łodzi, to nie mogłem w to uwierzyć. Zastanowiłem się: Gdzie ja przyjechałem? A ja mogłem wtedy grać w każdym polskim klubie. Zamieszkać w Warszawie czy Krakowie. Wybrać sobie miasto. Jednak wybrałem Widzew.
Dlaczego?
Widzew był wtedy mistrzem Polski. Grał w pucharach. Bardzo chciałem grać właśnie w tym zespole.
Powoli oswajał się Pan z Łodzią, zaczynała się Panu podobać?
Na pewno, choć to pierwsze spotkanie z tym miastem było dla mnie szokiem. Potem bardzo często bywałem na ulicy Piotrkowskiej, która ma i miała swój urok. Cieszę się, że wiele domów na tej ulicy jest odnowionych. Te zrewitalizowane kamienice wyglądają pięknie. Szkoda tylko, że tak nie prezentują się tam wszystkie budynki. Nie tylko na ulicy Piotrkowskiej. Cieszę się, że miasto się zmienia. Trzeba pamiętać, że Łódź była chyba najbardziej poszkodowanym miastem, po zmianach, które miały miejsce w Polsce po 1989 roku. Słynęła z przemysłu lekkiego i nagle okazało się, że ten przemysł nie jest nikomu potrzebny. Fabryki włókiennicze upadły, nic w Łodzi się nie działo. Dopiero od pewnego czasu widać, że coś się w niej robi. Miasto staje się ładniejsze.
Myślał Pan, że przyjechał do Łodzi na kilka lat, a jest już w niej aż 35...
Przede wszystkim ze względu na to, że z Łodzi pochodzi moja żona. Tu urodziły się również moje córki. I tak zostałem w tym mieście. Gdybym miał żonę ze swoich stron, to pewnie wróciłbym do Stargardu Szczecińskiego. Tak naprawdę niewielu z piłkarzy, którzy przyjechali, by grać w Widzewie zostało na stałe w Łodzi. Wielu po skończeniu kontraktu wyjeżdżało z tego miasta. Jestem teraz prezesem Stowarzyszenia Byłych Piłkarzy Widzewa. Staramy się trzymać razem. Przyjechaliśmy tu, zostaliśmy, chcemy dalej być w tym mieście. Będziemy robić wszystko, by pomagać Łodzi, by była znana nie tylko w Polsce, ale również na świecie. Kiedyś grając w Widzewie rozsławialiśmy miasto Łódź w kraju i za granicą. Teraz też staramy się robić swoje. Każdy z nas dokłada jakiś mały kamyczek, by miasto było coraz ładniejsze i atrakcyjniejsze.
Stadion Widzewa to najbliższe Pana sercu miejsce w Łodzi?
Stary stadion Widzewa na pewno. Na nowym jeszcze nie byłem. Szkoda, że ten stadion jest budowany tak późno. Gdyby stadiony Widzewa i ŁKS powstały wcześniej, to pewnie te drużyny nie byłyby w tym miejscu, w którym są. Może udałoby się przyciągnąć poważnego sponsora, który nie dopuściłby do tego, aby te kluby tak się stoczyły, znalazły się na dnie. Ta infrastruktura sportowa wygląda dziś coraz lepiej. Potrzeba tylko sponsorów, dzięki którym podniósłby się poziom łódzkiego sportu. W 1982 roku Łódź była potęgą sportową. Łódzkie kluby były przecież mistrzami Polski w piłce nożnej, piłce ręcznej, siatkówce, koszykówce.
Wierzy Pan, że piłkarze Widzewa i ŁKS zagrają jeszcze w ekstraklasie?
Bardzo bym chciał, ale będzie to trudne bez pozyskania poważnego sponsora. Na razie możemy się cieszyć z tego, że Widzew nie upadł. Jakoś się podniósł, odbudował. Tylko kiedyś mówiono, że Widzew ma być odbudowywany po widzewsku. Na razie nie widzę, by korzystano z doświadczenia byłych piłkarzy Widzewa.
Czego by Pan życzył Łodzi?
By można było spokojnie w niej żyć, by stała się ładnym, przyjaznym miastem. Aby odnowiono w niej kamienice, ulice. Sportowcom łódzkim życzę zaś dobrych sponsorów.