Bareja by tego nie wymyślił? A może jednak
Szanowny Panie Boże, to wcale nie jest śmieszne. Odnosimy ostatnio nieodparte wrażenie, że jesteśmy reżyserowani z zaświatów przez Stanisława Bareję i trudno nam sobie wyobrazić, że nic Pan o tym nie wie.
Stężenie oparów absurdu między Odrą a Bugiem po stokroć przekracza dopuszczalne normy, co powodować może groźne choroby układu społecznego oraz ogólnonarodowe powikłania.
Aż chce się powiedzieć: widzisz i nie grzmisz, ale tak bezpośrednio to chyba nie wypada.
Pokrótce naświetlimy problem.
Mamy groteskową władzę, która deformuje demokrację oraz żałosną opozycję, która poza śpiewami w Sejmie i kuriozalnym strajkiem rotacyjnym nie ma nic więcej do zaproponowania.
Mamy festiwal pogardy i ignorancji (proszę odsłuchać choćby dyskusję o in vitro w krakowskiej Radzie Miasta, plik z ostatniej środy), triumf wudu nad wiedzą, zamach bez zamachu, chemtrails i ministra Szyszkę.
Mamy prezydenta, który bohatersko, prawie jak Sowiński na Woli, aż przez 21 dni wstrzymywał się podpisaniem ustawy o reformie oświaty; ostatecznie lęk przed żoną nauczycielką okazał się mniejszy niż przed gniewem prezesa partii rządzącej.
Mamy przywódcę obrońców demokracji, który po cichu wyprowadzał pieniądze do swojej firmy i to w taki sposób, żeby komornik nie zajął mu ich za zaległe alimenty.
Mamy konstytucję, której nikt nie przestrzega, łącznie z przewodniczącą Trybunału Konstytucyjnego. Mamy Ryszarda Petru dzielnie protestującego na Maderze i Witolda Waszczykowskiego myślami przebywającego cały czas na San Escobar.
Aż chce się powiedzieć: widzisz i nie grzmisz, ale tak bezpośrednio to chyba nie wypada
Mamy Pawła Kukiza, którego nie wiadomo dlaczego niektórzy uważają za głos rozsądku. Akcję „Polska bez kebaba”, Misiewicza i niewidzialne Black Hawki. Telewizję Narodową.
Mamy policjantów przebierających się na rozkaz komendanta w anioły i tnących konfetti na przyjazd wiceministra.
Mamy dyskusję o zakazie aborcji - co miesiąc nową. Mamy zalew oportunizmu, konformizmu i włazidupstwa.
Niniejszym zwracamy się z uprzejmą prośbą, by jak najszybciej dokonać zmiany na reżyserskim krześle i przydzielić Polsce fachowca o mniej figlarnej niż u p. Barei naturze i spokojniejszej wizji, krótko mówiąc - innego gatunkowo.
Byle nie Ingmara Bergmana, poza tym jesteśmy otwarci na propozycje. Proszę również rozważyć, aby w miarę możliwości nie był to Polak - niektórzy mogą mieć za ciężką ręką.
Chyba że byłby to Michał Waszyński (tak naprawdę Mosze Waks, ale spokojnie, prawica nie powinna się zorientować), bo chyba każdy lubi ten klimat przedwojennych filmów. Albo ktoś z włoskiego neorealizmu.
Liczymy na pozytywne rozpatrzenie naszej prośby, w końcu wciąż jesteśmy przedmurzem, zamurzem i głębokim jądrem chrześcijaństwa. Amen.
Zatroskani Polacy.