Bargiel zawalczy o niemożliwe. "Jędrek nie ma w sobie strachu"
Andrzej Bargiel jest w drodze na piekielnie trudny szczyt K2 w Karakorum. Chce zdobyć górę samotnie i bez tlenu, a następnie zjechać z jej szczytu na nartach. Anna Nowińska, partnerka życiowa naszego himalaisty i skialpinisty, opowiada nam o poznaniu Andrzeja, a także niełatwym oswajaniu się z pasją swojego chłopaka.
Zmrożony śnieg. Temperatura około minus 60 stopni. Wiatr wiejący z prędkością ponad 200 kilometrów na godzinę. Zimno. Do niczego nieporównywalne. Sprawiające paraliż i odmrożenie każdej części ciała, która choć na chwilę wyłoni się spod szczelnie zapiętego kombinezonu. Nie ma tlenu. Bo jedna trzecia tego, co na dole, to prawie nic. Każdy krok wymaga ogromnego wysiłku, dlatego że każdy organizm na tej wysokości umiera. Nikt nie jest w stanie przetrwać na tam dłużej niż kilka godzin.
Himalaiści walczą z czasem. O każdą sekundę i o każdą minutę, która jest w stanie uchronić ich przez śmiertelną chorobą wysokościową. Koncentrują się tylko na celu.
Z czasem pozostał już tylko jeden. Jeden szczyt, o który walczą najlepsi. Nazywany górą bez litości.
To K2.
W 2016 roku szefowie programu Polski Himalaizm Zimowy informują, że przygotowują wyjazd na K2; chcą, by Polacy zdobyli ten szczyt zimą. To ostatni niezdobyty jeszcze zimową porą ośmiotysięcznik. Nie bezprzyczyny - szczeliny, ogromne zagrożenie lawinowe i pionowe ściany K2 paraliżują wspinaczy. Warunki pogodowe, które tam panują, nie są spotykane nigdzie indziej i czasem blokują wejście nawet na kilka miesięcy.
Grupa polskich himalaistów podejmuje wyzwanie i postanawia zorganizować najpierw letnią wyprawę na K2, by jak najlepiej przygotować się do zimowego wejścia. Kilka miesięcy później wybitny skialpinista Andrzej Bargiel ogłasza, że podejmuje wyzwanie. Chce, podczas tej letniej wyprawy zjechać ze szczytu K2 na nartach.
22 czerwca
Z Andrzejem Bargielem rozmawiam na dwie godziny przed odlotem. Wita mnie rozentuzjazmowany głos. - Chciałbym być już w samolocie. Wtedy cały stres związany z przygotowaniami w końcu minie - mówi podekscytowany.
Nie masz żadnych lęków?
Gdybym je miał, to nie byłoby sensu tam jechać - podkreśla Andrzej zdecydowanym tonem, tak, że od razu mu wierzę. To wybitny sportowiec. Niedawno zakopiańczyk pobił rekord Śnieżnej Pantery (wyróżnienie alpinistyczne nadawane za zdobycie pięciu siedmiotysięczników, które w przeszłości znajdowały się w granicach Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Wyróżnienie powstało w czasach istnienia ZSRR, jednak obecnie dalej jest uznawane przez kraje Wspólnoty Niepodległych Państw przyp. red.). Tym wyczynem udowodnił, że oprócz umiejętności jego organizm jest niesamowicie wydolny. Gdyby ktoś miał dokonać tak szalenie ekstremalnej rzeczy, to właśnie on.
Są jakieś czynniki, które mogą Cię powstrzymać?
Musimy trafić na okno pogodowe. K2 to wybredna góra. Obawiam się trochę o zagrożenie lawinowe.
Teraz głos Andrzeja nieco poważnieje.
Przeprasza, kończy rozmowę i pędzi na lotnisko. Za niecały miesiąc zmierzy się z najbardziej niebezpieczną górą w Karakorum. Stanie z nią oko w oko i zupełnie sam wejdzie na szczyt, by jako pierwszy dokonać niemożliwego. Zjechać z na nartach z 8611 nad poziomem morza!
Koniec czerwca, Bielsko-Biała
Nie chciałaś się zapakować i jechać z Jędrkiem na K2? - pytam Anię Nowińską, która od kilku lat związana jest uczuciowo z Andrzejem Bargielem. To absolwentka studiów z zakresu technologii kosmetyków w Krakowie. Ukończyła wiele kursów dietetycznych. Właścicielka firmy zajmującej się cateringiem dietetycznym „Hi good food”. Przy prowadzeniu swojego biznesu łączy pasję do gotowania z talentem artystycznym. Tworzy artystyczne zdjęcia i grafiki.
Jędrek mi nawet proponował.
Byłabyś blisko niego.
To jego miejsce, jego przestrzeń, nie chcę w to ingerować. Pewnie przerzucałabym na niego swoje lęki i nerwy. To zbędne.
Ale relację na żywo pewnie masz tak czy inaczej?
Zgadza się. Jędrek dzwoni, pisze SMS-y, e-maile. A jego sztab prasowy na bieżąco informuje mnie o postępach wyprawy.
Kiedy powiedział Ci o pomyśle zjechania z K2?
Wiedziałam od dawna, że pojedzie na pewno. Nie wiedziałam do końca kiedy. Nie lubi planować.
Mówi, że pociągnie tę pasję jeszcze kilka lat. Wielu himalaistów nie potrafi wycofać się z wypraw.
Andrzej jest inny. Woli spać w łóżku niż w namiocie (uśmiech). Mówi też, że gdyby zdecydował się na dzieci, to nie chciałby już tego robić. Pewnie nie wycofa się całkiem, ale zmieni góry na mniejsze.
Jak się poznaliście?
Poznałam się z Jędrkiem na Hali Kondratowej na urodzinach naszej koleżanki. Wymieniliśmy kilka spojrzeń. Nagle znajomi mówią do mnie: „Ej, ej to jest ten Jędrek, ten, co zjechał z Sziszapangmy!”. Ale co? Z czego w ogóle zjechał? - zapytałam wtedy, zupełnie nie ogarniając tematu. Nigdy nie żyłam w tym środowisku. Jeśli już coś słyszałam, to o tragediach w górach. Nie wiedziałam, czym jest skialpinizm ani kim jest Andrzej Bargiel. „Dobra, okej...” - podsumowałam entuzjazm znajomych zupełnie niewzruszona ich emocjami. Dopiero w miarę jak poznawałam Jędrka, zaczął mi powoli tłumaczyć, czym dokładnie się zajmuje. Zrozumiałam, że bardzo kocha góry. Ma do nich olbrzymi szacunek. Musiał poświęcić wiele, by być tu, gdzie jest teraz. I włożył w to ogrom pracy.
Co Cię w nim fascynuje?
Ma niesamowicie wyczulone zmysły. Potrafi na przykład przebiec wiele kilometrów w Tatrach w zupełnych ciemnościach i to bez czołówki. Nie ma w sobie strachu. Ma jednak świadomość i olbrzymią wiedzę. Dlatego jestem pewna, że gdy znajdzie się w trudnej sytuacji, będzie potrafił zawrócić.
Dopóki nie przeżyjesz takiej wyprawy - nie wiesz, na czym polega. Ja tak naprawdę zrozumiałam, co robi Jędrek, dopiero gdy wyjechał na Manaslu. To była pierwsza „nasza wspólna” wyprawa. Po raz pierwszy pojawiły mi się czarne myśli. Zaczęłam zastanawiać się, czy on wróci i kiedy wróci.
I jak?
Zachował się super. Dzwonił codziennie, pisał SMS-y, czasem kilka razy dziennie. Wiedział, że stresuję się okrutnie. Nie byłam jednak całkiem przerażona. Bardziej nieświadoma tego, jak to wygląda. I to tylko mnie nakręcało. Podczas ataku szczytowego spotkałam się z siostrą mojego taty. Kupiłyśmy butelkę wina i sprawdzałyśmy informacje z biura prasowego. To była relacja na żywo z pierwszej ręki.
Uspokajało?
Uspokajało. Ale dopiero jak wrócił, zrozumiałam: „Aha, to robi mój chłopak” i zaakceptowałam jego pasję. Dużo nerwów kosztowała mnie też wyprawa na Broad Peak, którą organizowaliśmy z Jędrkiem sami. To było ogromne wyzwanie. Mieszkałam wtedy u Jędrka w Zakopanem i byłam tam zupełnie sama.
Nie miałam nikogo. Uświadomiłam sobie, że nawet gdy Jędrek wraca to i tak nie wychodzę z domu i tylko na niego czekam. To wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, że pora pomyśleć też o swojej pasji, spełnieniu marzeń.
Co zrobiłaś?
Przy ogromnym wsparciu Jędrka spakowałam manatki i wróciłam do Bielska-Białej, skąd pochodzę. Z perspektywy czasu widzę, że to nie był jeszcze nasz czas. Rozkręciłam tu swój biznes. Zajmuję się swoją pasją, czyli gotowaniem. Kosztowało mnie to mnóstwo nerwów. Pół roku pracowałam niemal całe dnie. Latałam z wiertarką, nosiłam przeogromne pudła, a Andrzej nawet nie odbierał telefonu, bo był w trakcie przygotowań do wyjazdu na Śnieżną Panterę. Przyznaję, czasami byłam wściekła.
Życiowa nauka?
Takich sytuacji było wiele. Każda kolejna pokazywała mi, że pora dorosnąć. Teraz to Jędrek, gdy jest w domu, robi wiele rzeczy za mnie. A ja zrozumiałam, że dzięki niemu zdobyłam odwagę i pewność siebie. I myślę, że dopiero on obudził we mnie tę silną kobietę, którą dzisiaj jestem.
Jak sobie dziś radzisz, gdy on jedzie na wyprawę?
Mam taką zasadę, że jak Jędrek wyjeżdża na wyprawę, to każdego dnia robię dla siebie coś małego. Jakąś drobną przyjemność. To pomaga mi wypracować jeszcze większy spokój. Chociaż wciąż zdarza się, że wiele ludzi dziwi się, że jestem z nim mimo jego tak szalonej pasji. Wciąż nie mija ten sposób myślenia, że to, co on robi, jest równoznaczne z pójściem na pewną śmierć.
Co na to Twoja rodzina?
Kiedy powiedziałam babci, że Jędrek za kilka dni wylatuje na K2, to ona zrobiła grobową minę i dodała „pomodlę się”. Mój dziadek kocha góry, ale też nie rozumie, jak można uprawiać tak ekstremalny sport przez całe życie.
Ludzie czasem pukają się w głowę, gdy dowiadują się, że jesteś dziewczyną Andrzeja?
Spotykam się czasem z ludźmi, którzy zastanawiają się, po co z nim jestem. Ale to często ludzie nieświadomi tego, co on robi naprawdę. Jakiś czas temu nawet sam Jędrek zapytał mnie, czy gdybym wcześniej wiedziała, z czym wiąże się jego pasja, to czy wciąż chciałabym z nim być.
I co odpowiedziałaś?
Że tak.
4 lipca. Polska flaga pod K2
W bazie pod K2 na wysokości 5100 metrów zameldował się Andrzej Bargiel.
Nie obyło się bez przygód. W trakcie przekraczania lodowatego potoku, jakich po drodze wiele, porwany został przez nurt jeden z członków wyprawy. Skończyło się jednak na strachu. Teraz przed himalaistami żmudny proces aklimatyzacji, który pozwali na wyruszenie na wysokość przeszło 8600 metrów.