"Bastion" Stephena Kinga. Czy pisarz przewidział pandemię koronawirusa?
"Zaczyna się niewinnie - od zwykłego przeziębienia. Ktoś kichnął, ktoś umarł i nagle Ziemia staje się masowym grobem".
Takimi słowami wydawca reklamuje jedną z najbardziej popularnych książek mistrza grozy Stephena Kinga pod tytułem "Bastion". Pisarz skrupulatnie opisuje w niej losy bohaterów, którym przyszło się zmierzyć z niezwykle groźną epidemią powstałą w wyniku ludzkiego błędu. Poznajemy ich w momencie, kiedy świat opanowuje wirus, który lada chwila uśmierci 99,4 procent populacji. Czytamy o gigantycznej panice opanowującej społeczeństwo i o ludziach, którzy w popłochu wykupują ze sklepów najpotrzebniejsze rzeczy.
Szanowni Państwo - doczekaliśmy się! W Polsce stwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa. Od kilku dni towarzyszą nam te same obrazy co w literackiej fikcji - wirus, kwarantanna, puste półki w sklepach i panika. W szkolnych i biurowych toaletach brakuje mydła i papierowych ręczników. Z półek sklepowych znikają kasze, ryże i makarony. A miłośnicy teorii spiskowych, jak zwykle w sytuacjach kryzysowych ruszają do akcji.
Bo, jak się okazuje, o tym, że wirus zaatakuje było wiadomo już od dawna! Proroctwa pojawiały się w książkach i w serialach. Tylko my, ignoranci, nie zwracaliśmy na nie uwagi.
W legendarnym już serialu "Simpsonowie" (1993 rok, sezon 4, odcinek 21) Homer zamawia z Japonii sokowirówkę, którą pakuje chory pracownik fabryki. Razem z paczką do bohatera dociera więc wirus, który niczym trujący opar przemieszcza się po mieście roznosząc chorobę. Ludzie kichają i prychają, bo skażone paczki zaczęły trafiać także do innych mieszkańców miasta.
Jako przykład, z którym stykam się jednak najczęściej, podawana jest książka amerykańskiego pisarza Deana Koontza. Po ogłoszeniu, że epidemia mająca swoje źródło w chińskim Wuhan zaczęła się rozprzestrzeniać, czytelnicy na świecie i w Polsce masowo zaczęli udostępniać w internecie fragment pochodzącej z 1981 roku powieści „Oczy ciemności”.
Książka Koontza opowiada o chińskim uczonym, który ucieka do Stanów Zjednoczonych, zabierając ze sobą dyskietkę z danymi o najważniejszej broni biologicznej Chińczyków z ostatnich dziesięciu lat. I teraz uwaga - Chińczycy nazwali ją... "Wuhan-400". Wirus ma pomóc opanować im świat. Słabość w przymierzaniu tej teorii spiskowej do rzeczywistości upatruję przede wszystkim w tym, że jak do tej pory to właśnie Chiny ucierpiały najbardziej. No zaiste, wspaniała strategia.
Do teorii spiskowych proponuję więc podejść z przymrużeniem oka. Jedyne, czego bym w tych trudnych, jakby nie było dniach, nie lekceważyła - to higiena osobista. Strach pomyśleć, co w tej materii robili wcześniej ci, którzy dopiero teraz udali się do sklepów po mydło...