- Na innych prawach traktowani są przyjezdni, na innych osoby, które się urodziły w Krakowie, na jeszcze innych ci, którzy mieszkają tu od dwóch lub więcej pokoleń - mówi Beata Chomątowska. Z pisarką i dziennikarką rozmawiamy o Krakowie, jego tradycjach i snobizmach, krakowskiej prasie, silnych kobietach i pewnym pięćdziesięciolatku mieszkającym z matką, tematach, które podejmuje w swojej najnowszej książce "Andreowia".
Urodziłaś się w Krakowie, mieszkasz w Warszawie. Skąd jesteś?
Z Krakowa, bo tu się urodziłam i mieszkałam w tym mieście przez ponad dwadzieścia lat. Choć niedługo mój staż warszawski dorówna krakowskiemu, nie mogę tego samego powiedzieć o Warszawie. To miasto z wyboru - co jeszcze może się zmienić.
W swojej nowej książce o Krakowie piszesz: "Zza brudnej firanki przezierał Kraków przygaszony, zżerany pleśnią, kurczący się ze starości. Mgła, która nigdy nie opada, w której wszystko będzie wyglądać podobnie za rok, za pięć lat, zawsze”. Magiczny Kraków, do którego ciągną turyści z Wawelem, czakramem, kościołem Mariackim i Kraków, który pokazujesz to dwa różne miasta. Mieszkańcy wprawdzie znają te zakamarki, ale myślę, że poza Krakowem możesz jednak burzyć pewne wyobrażenia o mieście.
Ten fragment, który przytoczyłaś - szare miasto, które widzi bohater - wiąże się z bardzo konkretnym momentem końcówki PRL-u, kiedy wszystkie miasta były szare, a Kraków dodatkowo dławił się smogiem. Kraków bywa potraktowany czasem groteskowo, czasem czule, ale nigdy koturnowo.
Czytaj więcej.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień