Beata Kozidrak przeżywa nową miłość jak nastolatka
Nigdy nie była typem surowej matki. Zawsze powtarzała swym córkom, że powinny iść swoją drogą i uparcie dążyć do celu. Sama tak zrobiła i dziś jest wielką gwiazdą rodzimego show-biznesu.
Na rynek księgarski trafiła właśnie jej autobiografia. „Gorąca krew” opisuje nie tylko meandry kariery popularnej wokalistki, ale również jej prywatnego życia. Opowiada więc także o tym, jak to jest być gwiazdą popu, a jednocześnie matką. Beata Kozidrak ma bowiem dwie córki: Katarzynę i Agatę. Dziś obie są już dorosłe.
- Zawsze były obok moje dwie córki i to jest najważniejsze. Teraz Kasia mieszka niedaleko mnie, Agatka w Lublinie, ale wszystkie trzy razem się trzymamy i wspieramy. One są moimi przyjaciółkami – podkreśla w magazynie „Twój Styl”.
*
Beata dorastała w kochającej rodzinie. Tata był inżynierem budownictwa, a mama zajmowała się domem. Poza Beatą było w nim dwóch jej braci. Mieszkali tuż przy lubelskiej Starówce. Beata często się tam bawiła, a jej koleżankami i kolegami były dzieci z różnych rodzin, nawet tych patologicznych. W domu Kozidraków żyło się skromnie. Tata nie zarabiał wiele, ale z każdego wyjazdu przywoził dzieciom prezenty.
- Byłam raczej grzecznym, ale bardzo zdeterminowanym dzieckiem. Kiedy coś zaplanowałam, musiałam dopiąć swego. Na przykład długo namawiałam rodziców, żeby zapisali mnie na zajęcia do ogniska baletowego. Sześć lat później dostałam propozycję kontynuowania nauki w liceum baletowym w Warszawie, ale mama się na to nie zgodziła. Zostałam w Lublinie i trenowałam szermierkę oraz gimnastykę artystyczną – opowiada w „Gali”.
Kiedy Beata była nastolatką, miała mnóstwo kompleksów na tle swojego wyglądu. Najbardziej martwiła się, że jest… piegowata. Wcześnie zauważono, że dziewczynka ma słuch absolutny. Dlatego posłano ją na naukę gry na skrzypcach. Pod koniec podstawówki jej muzyczne zainteresowania zwróciły się jednak w inną stronę. Pod wpływem starszych braci, zaczęła słuchać polskiego rocka. Jej idolem stał się Czesław Niemen. Znała większość jego piosenek i wyśpiewywała je w domu.
- W liceum występowałam w szkolnym zespole. Jako 16-latka śpiewałam z bratem w różnych domach kultury i klubach studenckich. Na jednym z takich występów pojawił się Andrzej Pietras, który przyjaźnił się z moim bratem. Andrzej miał już wtedy swój zespół, w którym śpiewał i grał na perkusji. Spodobało mu się nasze granie i zaproponował, abyśmy wspólnie stworzyli zespół – wspomina w „Gali”.
*
Grupa przyjęła nazwę Bajm – od pierwszych imion jej założycieli. Młodzi muzycy przygotowali trzy piosenki i zaczęli z nimi wygrywać różne lokalne przeglądy. To sprawiło, że zostali w 1978 roku zaproszeni do koncertu „Debiutów” na opolskim festiwalu. Choć go nie wygrali, piosenka „Piechotą do lata” stała się wielkim przebojem. Beata miała wtedy 17 lat i uczyła się jeszcze w liceum. Nic więc dziwnego, że jej rodzice nie byli specjalnie zadowoleni z tych sukcesów.
Początkowo muzyka Bajmu miała akustyczne brzmienie i lokowała się w formule piosenki turystycznej. Kiedy w 1980 roku wybuchła w Polsce moda na rock, grupa postanowiła pójść w tym kierunku. W efekcie już niebawem zaczęła sypać przebojami jak z rękawa: „Co mi Panie dasz”, „Józek, nie daruję ci tej nocy” czy „Nie ma wody na pustyni”. Testy pisała Beata, starając się opisywać w nich peerelowską rzeczywistość za pomocą różnych metafor.
- „Józek” powstał tuż po stanie wojennym, to była taka moja reakcja. Wszyscy, głównie studenci, wtedy krzyczeli „Wojtek, nie daruję ci tej nocy”. Takie były czasy, że trzeba było kamuflować przekaz, stosować pewną sugestywną symbolikę. Gdy śpiewałam „Nie ma wody na pustyni”, to też przecież nie chodziło o to, że na pustyni nie ma wody. Mowa była o naszej wolności, ta woda była tylko przenośnią – tłumaczy w „Gazecie Lubuskiej”.
Kiedy Beata stała się gwiazdą, zaczęła mocno eksperymentować z wyglądem. Jak sama później przyznała, inspiracji dostarczały jej... prostytutki, które widywała w hotelach. Nic więc dziwnego, że na tle peerelowskiej szarzyzny, była „kolorowym ptakiem”. Dlatego dorobiła się szybko wiernej grupy fanów, którzy czekali na każdy jej nowy przebój. A tych nie brakowało: Bajm świetnie odnalazł się również już w nowej Polsce. Mało tego – z czasem Beata rozpoczęła także udaną karierę solową.
*
Kiedy Jarosław Kozidrak przyprowadził w 1978 roku na próbę przyszłego zespołu Bajm swoją siostrę Beatę, ładna nastolatka od razu wpadła w oko grającemu na perkusji Andrzejowi Pietrasowi, choć był od niej starszy o sześć lat. Kiedy „Piechotą do lata” stało się w Opolu przebojem, muzyk zaproponował dziewczynie wspólny wypad nad morze. Beata się zgodziła i zakochała się po uszy w Pietrasie. Rok później byli już małżeństwem.
W 1981 roku na świat przyszła córka pary – Katarzyna. Akurat w tym samym czasie Bajm zaczął odnosić pierwsze sukcesy, Beata musiała więc poświęcić się karierze. Ponieważ często była poza domem, córka tęskniła za mamą. Rodzice wynagrodzili jej to zabierając ją potem do USA, gdzie zostali zaproszeni na koncerty. Drugiej córce piosenkarka mogła już poświęcić więcej czasu, bo Agata przyszła na świat w 1993 roku, kiedy popularność grupy była ugruntowana.
Przez wiele lat wydawało się, że małżeństwo Beaty i Andrzeja jest idealne. Kiedy on, zamiast graniem na perkusji zajął się menedżerowaniem Bajmu, okazało się, że ma do tego wyjątkową smykałkę. To w dużej mierze dzięki niemu zespół wypłynął na szerokie wody. Gdy grupa święciła swe największe sukcesy, dbał o to, by Beatę traktowano jak prawdziwą gwiazdę. Niestety: pięć lat temu coś zazgrzytało i małżonkowie wzięli rozwód. Szybko okazało się jednak, że Beata znalazła nową miłość.
- W wieku średnim spotkałam kogoś tak cudownego, z kim mogę wspaniale spędzać czas. W miłości wracam do źródeł, bo przeżywam ją jak nastolatka. Jestem bardzo szczęśliwa. Nie wiedziałam, że mam w sobie miejsce na taką mądrą i czasami zwariowaną miłość – podkreśla w „Na Żywo”.
Mimo licznych prób, mediom nie udało się wyśledzić kim jest nowy partner Beaty. Pisano już, że to jeden z muzyków jej grupy albo biznesmen zza oceanu. Ani jedno, ani drugie nie okazało się prawdą. Beata sama z kolei nie kwapi się z odkryciem kart, bo uważa, że jej nowej relacji tylko służy to, że utrzymuje ją z dala od widoku publicznego.