Beata Pawlikowska: Żyję zgodnie ze swoimi marzeniami i wierzę w ich moc
Najbardziej lubię hasło „Żyj zgodnie ze swoimi marzeniami”. Jestem przekonana o tym, że jest prawdziwe i świetnie mnie prowadzi od wielu lat. Marzenia są bardzo ważne, bo uzupełniają rzeczywistość i wierzę w to, że mają także moc, żeby ją odmienić - mówi Beata Pawlikowska, podróżniczka, laureatka licznych nagród, między innymi Osobowość Radiowa „Zdobywcy Eteru 2003” oraz „Perełki radiowe”.
„Niech morze pomoże ci odzyskać wolność”, „Wszystko, czego potrzebujesz to miłość i duże fale”, „Żyj zgodnie ze swoimi marzeniami”. Do której z tych hawajskich inspiracji, znalezionych na ścianie jednego z barów/sklepów w Lahainie i przywołanych w książce „Blondynka na Hawajach” jest pani zdecydowanie najbliżej?
Najbardziej lubię hasło „Żyj zgodnie ze swoimi marzeniami”. Jestem przekonana o tym, że jest prawdziwe i świetnie mnie prowadzi od wielu lat. Marzenia są bardzo ważne, bo uzupełniają rzeczywistość i wierzę w to, że mają także moc, żeby ją odmienić.
Na początku tej książki napisała pani: „Kiedyś nie było podróży. Istniały tylko wyprawy podejmowane z życiowej konieczności. Mam na myśli czas przed mapami”. Tymczasem świat spłatał nam psikusa i pandemia koronawirusa uziemiła na pewien czas podróże. Trochę przewrotny los...
Myślę, że tak jest dla nas dobrze. Życie zatrzymuje nas po to, żeby pokazać nam coś ważnego tu i teraz. Tak jakby mówiło: „Przestańcie gonić na koniec świata za czymś, co ciągle wam ucieka. Rozejrzyjcie się dookoła. Doceńcie to, co już udało wam się w życiu zgromadzić.” Jestem przekonana o tym, że po tej przymusowej przerwie podróże będą smakowały lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Tylko w jaki sposób człowiek, który kocha dalekie, a najlepiej do tego egzotyczne podróże, czyni z nich sposób na swoje życie, ma sobie poradzić w obecnych czasach? Czy to jest w ogóle dobry moment na jakiekolwiek planowanie?
Można planować, ale warto nie przywiązywać się nadmiernie do swoich planów. Ja cieszę się każdym dniem. Wstaję wcześnie rano, słucham jak śpiewają ptaki, otwieram serce na to, co przynosi życie i jestem wdzięczna.
W połowie marca zamknęliśmy się w domach. Zastanawiam się, jak ta narodowa kwarantanna i izolacja wpłynęła na pani życie? Co pani w tym czasie robiła?
Od wielu lat pracuję w domu, więc właściwie prawie nic się w moim życiu nie zmieniło. Rano szłam pobiegać, potem siadałam do pracy, gotowałam zdrowy obiad, czytałam fascynujące książki, głaskałam moje dwa kochane koty. Spotkania i wywiady przeniosły się do strefy komunikatorów internetowych, odbyły się nawet wirtualne targi książki w internecie.
Ile planów dotyczących podróży trzeba było odłożyć na bok? Jakie miejsca chciała pani odwiedzić w najbliższym czasie i już wiadomo, że może to być trudne do zrealizowania?
Przełożyłam kilka podróży na późniejszy czas. Mam nadzieję, że w listopadzie odbędzie się planowana otwarta wyprawa do dżungli amazońskiej, do której mogą się zapisać wszyscy chętni. Organizuję tę wyprawę co roku od kilkunastu lat, byłoby wspaniale, gdyby udało się ją zrealizować także w tym roku. Ale jeśli się nie uda, to trudno. Przełożymy ją na grudzień albo na styczeń przyszłego roku, albo jeszcze inny termin. Prędzej lub później z pewnością się odbędzie.
Branża turystyczna, lotnicza jest jedną z tych, które najmocniej odczuły skutki pandemii. Wciąż słyszy się o stratach finansowych. Wiadomo też, że wszyscy wyjdą z tego kryzysu obronną ręką. Pani zdaniem dużo czasu minie, zanim podróżowanie wróci na, nazwijmy to, „właściwe tory”?
Nie wiem, co dokładnie ma pani na myśli używając sformułowania „właściwe tory”? Mam wrażenie, że podróżowanie stało się tak powszechnie dostępne, że zatraciło tę wyjątkową cechę niezwykłej przygody. Widziałam w różnych zakątkach świata turystów, którzy nie potrafili uszanować miejsca, w którym się znajdowali, nie potrafili się zachować zgodnie z obowiązującymi obyczajami, a czasem po prostu zwyczajnie nie chcieli przestrzegać reguł.
Na przykład?
W Afryce widziałam zwierzęta oblężone przez samochody pełne turystów, których jedynym celem było zrobienie lwom jak największej liczby zdjęć. Czy to jest sens podróżowania? Moim zdaniem - nie. Byłoby dobrze, gdyby podróżowali tylko ci, dla których to jest naprawdę bardzo ważne. Tacy, którzy potrafią docenić zarówno piękno krajobrazu, jak i zachować się z szacunkiem dla wszystkich istot, jakie spotkają na drodze.
Śledzi pani aktualną sytuację na świecie, co się zmienia? Zwłaszcza te kierunki, które sama wybiera na cele kolejnych podróży?
Raczej nie. Wiele razy zdarzyło mi się jechać do krajów uważanych za „najbardziej niebezpieczne na świecie” i odkrywałam tam serdecznych ludzi i fascynujące miejsca. Zachowuję oczywiście zdroworozsądkowe środki ostrożności, na przykład nigdy nie podróżuję nocą.
„Lubię się poddać życiu. Pójść za tym, co mnie poprowadzi. Bez zastanawiania się co tam znajdę ani po co tam idę. Czasem po prostu tylko słucham i czuję i idę przed siebie” - to pani słowa. Takie podejście nigdy pani nie zawiodło?
Nigdy. Sądzę, że ludzie w naszej cywilizacji często myślą za dużo. Umysłem starają się rozebrać wszystko na mniejsze fragmenty, przeanalizować, sprawdzić w internecie co inni mają na ten temat do powiedzenia. Gubi się w ten sposób pewną tajemnicę, dlatego że wtedy człowiek podchodzi do tego, co ma się zdarzyć z pewnym podświadomym nastawieniem. Ja lubię czasem puścić wszystkie myśli i po prostu posłuchać serca. Pójść za tym, gdzie coś mnie wzywa. Zawsze znajduję wtedy coś ważnego i pięknego.
Podobno o Hawajach marzyła pani od czasów szkoły średniej. Dlaczego?
Usłyszałam wtedy po raz pierwszy dwa magiczne słowa: Mauna Kea, Biała Góra. Brzmiały dla mnie jak fascynująca przygoda. Tak egzotyczna, odległa i wspaniała, że prawie niemożliwa do spełnienia. Wtedy właśnie postanowiłam sobie, że pewnego dnia pojadę na Hawaje i wejdę na szczyt tego świętego wulkanu, który jednocześnie jest też najwyższą górą na świecie i ma całkowitą wysokość ponad 10 000 metrów.
Wyprawa w ten rejon świata była mocnym zderzeniem z pani wyobrażeniami, marzeniami? Hawaje to bardziej raj czy nadmuchany balonik złożony z wielu oczekiwań?
Wszystko po trochu. W archipelagu jest osiem głównych wysp, które bardzo różnią się od siebie. Na wyspę Oahu rocznie przybywa prawie pięć milionów turystów, więc są tam ogromne hotele, mnóstwo restauracji, sklepów z pamiątkami, zatłoczone plaże, występy tancerek i inne atrakcje. Zupełnie inaczej jest na wyspie Molokai, gdzie nie ma ani jednego wieżowca i prawie żadnych udogodnień dla turystów, dlatego że tam mieszkają ludzie, którzy chcą spokoju i zachowania tradycji. Bardzo mi się tam podobało.
W najnowszej książce pani napisała: „Honolulu brzmiało jak symbol tego, co jest i zawsze będzie niedostępne dla kogoś takiego jak ja. To było w czasach, kiedy czułam się brzydka, mniej ważna, odtrącana i nie umiałam znaleźć swojego miejsca. Wiedziałam, że lepszy świat jest dla lepszych ludzi”. Skąd takie myśli?
Brakowało mi wiary w siebie, we własne siły, ale jednak gdzieś głęboko w duszy wierzyłam, że wszystko jest możliwe i że uda mi się zrealizować wszystko, co sobie wymarzę. Dzisiaj wiem, że to jest prawda. Trzeba tylko naprawdę mocno czegoś pragnąć, skoncentrować się na tym, cieszyć się tym w myślach, otaczać to marzenie czystą, jasną energią swojego serca. I czekać cierpliwie, nie popędzać życia. Prędzej lub później to się spełni.
Podróże, takie jak ta na Hawaje, mają dla pani głębszy sens? To także wyprawa w głąb siebie?
Oczywiście. Zawsze. Podczas każdej wyprawy odkrywam nie tylko cudowne zakątki na świecie, ale też zawsze udaje mi się zrozumieć coś nowego o samej sobie. To jest jedna z najbardziej niezwykłych stron podróżowania.
Przy okazji tej książki napisała pani, że przestała grać w kasynie, gdy zauważyła, że łatwo uzależnia się od hazardu. A od podróży czuje się pani uzależniona?
Nie. Gdybym była uzależniona od podróżowania, to teraz nie mogłabym usiedzieć w miejscu i niecierpliwie czekałabym na moment, kiedy znów będę mogła wyjechać. Tymczasem ja cieszę się życiem w Polsce, pisaniem nowej książki, rysowaniem, prowadzeniem nowej audycji w radiowej „Trójce”, czereśniami i innymi cudami polskiego lata.
A jak długo potrafi pani usiedzieć w miejscu? Bez planowania, kreowania kolejnej trasy, szykowania się do samej wyprawy?
Mam w życiu wiele innych pasji, więc kiedy mogę nie podróżować, koncentruję się na innych fascynujących zajęciach, takich jak choćby pisanie książek, czytanie książek, uprawianie sportu, malowanie, wyszukiwanie najpiękniejszych piosenek, które poruszają serce, wymyślanie nowych potraw i przepisów kulinarnych, prowadzenie videobloga na YouTube i pisanego bloga na mojej stronie internetowej. A jednocześnie rozmyślam sobie o tym, dokąd chciałabym wyruszyć jak tylko to będzie znów możliwe.
Wyobraża sobie pani książkę „Blondynka na emeryturze”?
Oczywiście. To byłaby książka pełna propozycji i inspiracji do tego, jak wykorzystać najlepiej swój czas. W każdym wieku i w każdym miejscu na Ziemi zawsze można nauczyć się czegoś nowego, zrealizować swoje marzenie i znaleźć nową pasję.