Będą surowe wyroki za katastrofę kolejową?
Czy dróżnicy odpowiedzialni za zderzenie pociągów pod Szczekocinami mogli być w ogóle dróżnikami? Prokuratura żąda surowych wyroków.
Za nieumyślne dopuszczenie do zderzenia pociągów osobowych pod Szczekocinami w 2012 r. prokuratura żąda odpowiednio kar 8 i 7 lat więzienia dla dróżników Andrzeja N. i Jolanty S.
3 marca 2012 r. pod Szczekocinami zderzyły się czołowo pociągi TLK „Brzechwa” z Przemyśla do Warszawy i Interregio „Jan Matejko” relacji Warszawa - Kraków. W katastrofie zginęło 16 osób, kilkadziesiąt zostało rannych, w tym siedem bardzo ciężko. Według oskarżenia Andrzej N. zezwolił na wjazd pociągu na niewłaściwy tor. Jolanta S. skierowała pociąg na właściwy tor, ale nie upewniła się, dlaczego system kontroli ruchu sygnalizował, że tor jest zajęty.
Prokurator podkreślił, że do tragedii mogłoby nie dojść, gdyby maszyniści obu pociągów zachowali większą ostrożność, gdy mieli wątpliwości co do sygnalizacji. Zaczęło się od awarii elektronicznego systemu sterowania rozjazdem w Starzynach. Andrzej N. powinien wtedy przejść na sterowanie ręczne. Jak zeznał zaraz po katastrofie, po stwierdzeniu awarii poszedł przestawić rozjazd. A jednak pociągi jechały po jednym torze. Obojgu oskarżonym prokuratura zarzuca sfałszowanie wpisów w dzienniku ruchu.
W trakcie procesu pojawiły się pytania, czy oboje oskarżeni mieli prawo pracować jako dróżnicy. Zdaniem obrońcy Jolanta S. nie miała tzw. autoryzacji, czyli nie powinna być dopuszczona do pracy na tym stanowisku, ponadto dróżnik ze Starzyn wprowadził w błąd Jolantę S. Wnioskował o uniewinnienie kobiety.
Obrońca Andrzeja N., mecenas Witold Pospiech, stwierdził, że na ławie oskarżonych powinno być o wiele więcej osób. Skutki zderzenia pociągów, zdaniem obrońcy, byłyby mniej tragiczne, gdyby wagony były nowsze.
Do usterki rozjazdu, która była pierwszą w sekwencji fatalnych wydarzeń, doszło już w 2011 r. oraz na dwa tygodnie przed katastrofą. Ale nie było reakcji kolei. Obrońca podkreślił ponadto, że Andrzej N. nie powinien pracować na tym stanowisku przynajmniej owego feralnego dnia. Dzień wcześniej wpuścił pociąg na niewłaściwy tor. Wtedy na szczęście nic się nie stało. Kilkanaście lat wcześniej, pracując na stacji w Łazach, skierował lokomotywę w bramę.
Wyrok w sprawie zostanie ogłoszony 15 lipca.
Autor: Janusz Strzelczyk