Będą walczyć o podwyżkę dla belfra [infografika]
Związkowcy żądają podwyżek. W gminach twierdzą, że na pensje pedagogów już idą miliony.
Na dziś Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiedział zwołanie konferencji dotyczącej nauczycielskich wynagrodzeń. - Żądamy podwyżek płac - mówią bez ogródek związkowcy. Chcą, aby stawki wynagrodzenia zasadniczego wzrosły od 1 stycznia 2017 r.
Najważniejszy powód to fakt, że wynagrodzenia nauczycieli nie były podnoszone od kilku lat. - Ostatnia regulacja płac, bo trudno nazwać to podwyżką, miała miejsce 1 września 2012 roku - mówi Ryszard Kowalik, prezes Kujawsko-Pomorskiego Okręgu ZNP w Bydgoszczy. - Nauczyciele zarabiają śmiesznie mało, a wymagania wobec nich wzrastają. Przybywa im obowiązków, cały czas się dokształcają. Jednocześnie wciąż się nam wymawia, że pracujemy 18 godzin tygodniowo, co oczywiście nie jest prawdą. Tyle czasu nauczyciel spędza na lekcji przy tablicy. W rzeczywistości pracuje co najmniej 40 godzin w tygodniu. Obawiamy się, że w związku z likwidacją godzin karcianych zajęć będzie jeszcze więcej.
Nowelizacja Karty nauczyciela, znosząca godziny karciane od 1 września tego roku, została już zaakceptowana przez Senat i czeka na podpis prezydenta. Godziny karciane to nic innego jak dodatkowa praca dla nauczycieli ponad 18-godzinne pensum. Są to dwie godziny tygodniowo w podstawówce i gimnazjum, natomiast jedna w szkole ponadgimnazjalnej. Nauczyciele nie otrzymują za nie dodatkowego wynagrodzenia. Ten czas poświęcają na zajęcia pozalekcyjne.
ZNP twierdzi jednak, że likwidacja godzin karcianych może obrócić się przeciwko nauczycielom. W znowelizowanej Karcie znalazł się bowiem zapis, mówiący o tym, że w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy nauczyciele mogą wykonywać „inne zajęcia i czynności wynikające z zadań statutowych szkoły, w tym zajęcia opiekuńcze i wychowawcze uwzględniające potrzeby i zainteresowania uczniów”.
Zdaniem ZNP oznacza to, że dyrektor może nakazać nauczycielowi przepracowanie dodatkowo nawet 22 godzin tygodniowo. Jest to skrajna sytuacja, ale teoretycznie możliwa. Związek domaga się też, aby pieniądze na wynagrodzenia nauczycieli gwarantowało państwo. Obecnie są one przekazywane w formie subwencji. - Chcemy, aby była to dotacja celowa, ponieważ wówczas samorządy nie mogłyby przeznaczać tych środków na inny cel - wyjaśnia Ryszard Kowalik.
Tymczasem w gminach podkreślają, że pensje nauczycieli pochłaniają większość wydatków zaplanowanych na oświatę. - Na wynagrodzenie nauczycieli Toruń przeznaczył w 2015 roku 179 180 411 zł - wylicza precyzyjnie Magdalena Dębczyńska-Wróblewska z Referatu Informacji Urzędu Miasta Torunia.
Włocławek w ubiegłym roku na nauczycielskie pensje wydał ponad 103 mln zł. Bydgoszcz przeznaczyła na ten cel ponad 260 mln zł (łącznie z dodatkowym wynagrodzeniem rocznym, tzw. 13-tką). - Dodatkowo miasto ponosi również koszty wynikające z ustawy o ubezpieczeniu społecznym obciążające pracodawcę - informuje Anna Strzelczyk-Frydrych z biura obsługi mediów bydgoskiego ratusza.
Oprócz wynagrodzenia zasadniczego nauczyciele otrzymują bowiem różnego rodzaju dodatki, np. motywacyjny. Ich wysokość jest ustalana przez samorząd. W sumie nauczyciel nie może zarobić mniej niż średnie wynagrodzenie, wynikające z tzw. kwoty bazowej ustalonej dla nauczycieli. Wysokość wynagrodzenia może być więc inna w różnych gminach. Na przykład średnie wynagrodzenie nauczyciela stażysty w Toruniu wyniosło w ubiegłym roku 2628,07 zł, a w Bydgoszczy - 2725,40 zł. Jeśli nauczyciel nie zarobi tyle, ile powinien, to samorząd musi wypłacić mu wyrównanie.
Ale i tak, jak wynika z raportu OECD przedstawionego przez firmę Sedlak&Sedlak, polscy nauczyciele należą do jednych z najgorzej opłacanych w Europie. Mniej od nich zarabiają Grecy, Czesi, Węgrzy, Słowacy i Estończycy. Z kolei najwyższe zarobki mają nauczyciele w Luksemburgu. Na ich jedną pensję polscy pedagodzy musieliby pracować 4 miesiące.