Będzie strajk w Biedronce
Pracownicy oskarżają sieć o łamanie ich praw. Domagają się podwyżki niskich pensji.
Łamanie praw pracowniczych, za mało ludzi na jednej zmianie, brak przerwy na posiłek, a w końcu niskie pensje - takie zarzuty swojemu pracodawcy stawiają sądeccy pracownicy sieci Biedronka. Dlatego 2 maja włączą się w ogólnopolski strajk.
Biuro prasowe Jeronimo Martins, właściciela sieci Biedronka, stanowczo zaprzecza tym oskarżeniom. W odpowiedzi na strajk zapowiada rozmowy ze związkowcami.
Opaska na ramieniu
Pracownicy prawie wszystkich z blisko 20 sklepów Biedronka w Nowym Sączu i powiecie nowosądeckim zapowiedzieli, że włączą się do ogólnopolskiego strajku. Ma nie być uciążliwy dla klientów.
Kasjerzy i pozostali pracownicy 2 maja założą na prawe ramię opaskę, która ma symbolizować brak zgody na dalszą pracę w warunkach niezgodnych z obowiązującym prawem.
Ludzie będą skrupulatnie wykonywać swoje obowiązki.
- Prawa pracownika są ustawicznie łamane przez grupę Jeronimo Martins, dlatego zmuszeni jesteśmy nasze niezadowolenie wyrazić w takiej formie - wyjaśnia Piotr Adamczak, przewodniczący Solidarności w sieci sklepów Biedronka.
Pracownicy nie mogą dłużej akceptować braków w zatrudnieniu kadr.
Jak podkreśla Adamczak, w sądeckich sklepach pracy jest ponad miarę i z tego powodu by ją wykonać powinien na zmianie być co najmniej jeden pracownik więcej.
- Kobiety, bo głównie one pracują w sklepach, są zmuszane do noszenia większego obciążenia, niż przewidują normy - wylicza szef Solidarności. Niejednokrotnie pracownik biegnie do kasy z magazynu, gdy słyszy dzwonek. Pracowników jest po prostu za mało.
Podwyżka to iluzja
Pracownicy sieci domagają się realnego wzrostu wynagrodzenia, ale nie na papierze.
- Firma w ub. roku spełniła nasze postulaty, ale nie do końca - zaznacza Adamczak.
Płace wzrosły do 2450 zł brutto. Jednak aż 350 zł z tej sumy, to premia. Tę pracownik otrzymuje za stuprocentową frekwencję w danym miesiącu.
- A przecież każdy może zachorować czy poczuć się po prostu źle i poprosić o urlop na żądanie. I automatycznie premia przepada - wskazuje szef Solidarności. Wskazuje też na konieczność opieki nad chorym dzieckiem. Wtedy podwyżka jest iluzją.
I choć słowa Adamczaka potwierdzają pracownice Biedronki z Nowego Sącza, to żadna nie wypowie się pod nazwiskiem. Wszystkie boją się utraty pracy, ale zapowiadają, że w strajku będą uczestniczyć.
Jest dużo pracy, a za mało ludzi. Często nie mamy kiedy zjeść obiadu - mówią pracownicy
- Chyba najgorszym aspektem tej roboty jest to, że jest nas po prostu za mało - żali się pani Maria. Wylicza, że do jej obowiązków należy przyjęcie towaru i jego rozładowanie w magazynie, wprowadzenie go na sklep oraz uzupełnianie artykułów. Gdy tylko jest potrzeba, siada także do kasy.
- Szefostwa nie interesuje jakim kosztem radzimy sobie z tyloma zadaniami - podkreśla kobieta. Jej koleżanka dodaje, że często nie ma czasu zjeść w pracy gorącego posiłku, choć każdemu pracownikowi przysługuje 15-minutowa przerwa.
Gdy przy kasach powstanie większa kolejka słyszy dzwonek, który oznacza konieczność powrotu na kasę. Potem je zimny obiad.
Pracownice sądeckiej Biedronki podkreślają, że miesięczna premia jest też zależna od norm sprzedaży. Gdy zamówiony asortyment nie dotrze na czas nie zdążą sprzedać go wystarczająco dużo. I to wystarczy, by nie otrzymać premii.
Nie łamiemy praw
Biuro Prasowe Jeronimo Martins nie chce komentować wypowiedzi związkowców i pracowników.
Zapowiada, że z organizacjami związkowymi będzie prowadzić dialog, w wypracowanej we wcześniejszych latach metodzie kompromisu i analizy.
Zarzut niskich wynagrodzeń właściciel Biedronki odpiera, podkreślając, że w 2016 r. płace podnosił trzy razy. Przypomina też o atrakcyjnych pakietach pozapłacowych, z jakich korzysta personel.
Kategorycznie zaprzecza nieprawidłowościom związanym z wykorzystaniem czasu przerwy. Zgzdza się, że każdy z pracowników ma prawo do pełnej, 15-minutowej przerwy.