Rozmowa z Arturem Janasem, dyrektorem Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Toruniu o coraz większym zapotrzebowaniu na ukraińskich pracowników.
Według najnowszych danych ukraińskiego ośrodka badawczego dwie trzecie Ukraińców w wieku od 14 do 35 lat chce opuścić kraj w celach zarobkowych. Wielu z nich planuje przyjechać do Polski. Jesteśmy na to gotowi?
Codziennie ćwiczymy tę gotowość, bo coraz więcej Ukraińców podejmuje zatrudnienie w Polsce. Tak naprawdę jednak nie wiadomo, ilu Ukraińców chce do nas przyjechać i w jakim przedziale czasowym, a od tego zależy też, jak zostaną przyjęci.
Na razie już wydano w Polsce 800 tysięcy zezwoleń na pracę dla obywateli Ukrainy.
I wszystko wskazuje na to, że ta liczba będzie rosnąć.
Eksperci twierdzą, że jeżeli w Polsce nie zacznie rodzić się więcej dzieci, to aby utrzymać poziom usług publicznych (emerytury, służba zdrowia, jakość straży pożarnej, policji), trzeba sprowadzić 5 milionów imigrantów. Trzeba?
To są przypuszczenia. Wszystko zależy od tego, jak będzie się rozwijała gospodarka. Bo jeśli nie będzie tendencji wzrostowych, nie będzie też potrzeby przyjmowania pracowników z Ukrainy. Wchłonięcie 5 mln ludzi oznacza danie im szans na zarobienie na życie. Nie jesteśmy taką potęgą gospodarczą jak Niemcy czy Wielka Brytania. To, że te dwie gospodarki wchłonęły tylu polskich imigrantów wynika z tego, że mają bardzo duże potrzeby rozwojowe, o których u nas na razie nie ma mowy. Niedobrze, że społeczeństwo polskie się kurczy, bo za dziesięć, dwadzieścia lat nasze potrzeby pracownicze mogą okazać się tak duże, że będziemy zmuszeni sięgać po pracowników z zagranicy. Nikt odpowiedzialny nie określi w tej chwili skali tych potrzeb.
A czy w Kujawsko-Pomorskiem potrzebujemy już imigrantów?
Pracodawcy składają coraz więcej oświadczeń o gotowości zatrudnienia „sezonowego” cudzoziemców. Przez cztery miesiące tego roku naliczyliśmy aż 15 tys. takich oświadczeń. I większość dotyczy szukających pracy mieszkańców Ukrainy, którzy tę pracę znajdują. Wszystko więc na to wskazuje, że jest potrzeba ich zatrudniania.
W jakich dziedzinach?
Najwięcej osób potrzeba do pracy w rolnictwie i przemyśle, ale też okazuje się, że poszukiwani są ludzie w usługach.
Jakie mają kwalifikacje do pracy?
Najczęściej najniższe. Mamy deficyt wśród pracowników nisko wykwalifikowanych. Pracodawcy twierdzą, że to wielki problem dla polskich przedsiębiorstw. Aż 70-80 proc. pozwoleń na pracę dla Ukraińców jest wydawana właśnie dla pracowników nisko wykwalifikowanych, głównie dla „robotnika rolnego”. Problem polega na tym, że nasi obywatele niejednokrotnie nie chcą pracować za takie stawki, za jakie zatrudni się w Polsce obywatel z Ukrainy. My zachowywaliśmy się tak samo w Niemczech i w Wielkiej Brytanii - podejmowaliśmy się prac, których nie chcieli wykonywać Niemcy i Anglicy.
Pod tym względem właśnie upodabniamy się do zamożniejszych krajów Europy, z tym że przyciągamy do siebie siłę roboczą ze Wschodu.
Tylko że u nas stawki dla Ukraińców nie są relatywnie tak wysokie, jak te, na które mogą liczyć Polacy w Anglii. Słyszałam, że Ukraińcy zatrudniają się na wsi, ale zarabiają tak mało i w dodatku na czarno, że po kilku miesiącach odchodzą.
Też o tym słyszałem i myślę, że tę sytuację trzeba jak najszybciej rozwiązać. Powinno być tak, że pracownicy bez względu na narodowość są wynagradzani wedle tych samych zasad. Chodzi o to, aby nie psuć standardów rynku pracy. W tym kierunku zmierza nasze prawodawstwo. Są przygotowywane zmiany do ustawy, ale ile to potrawa? Nie wiadomo.
Drugą grupą poszukiwaną na rynku pracy są specjaliści - tutaj także mamy problem z pracownikami. W jakich sektorach w regionie mogliby pracować?
Najbardziej potrzeba informatyków. To nie jest tylko problem naszego regionu. Badania europejskiego rynku pracy wskazują, że będziemy potrzebować coraz więcej ludzi wyspecjalizowanych w nowoczesnych technologiach. W Kujawsko-Pomorskiem na razie poszukiwani są pracownicy z branży IT.
Ale jeśli ukraińscy informatycy zaczną konkurować z polskimi, to może skończyć się protestami. Nie obawia się Pan tego?
Jeszcze daleka droga do takiego myślenia. Trzeba pogodzić się z tym, że procesy imigracyjne, które są na świecie obecne od zawsze, a w Europie zintensyfikowały się od lat 50. ubiegłego wieku, nieuchronnie dosięgnęły i nas. Najważniejsze, aby te procesy nie były zbyt gwałtowne i żeby nimi zarządzać z głową.
Co ma Pan na myśli?
Chodzi o to, aby panować nad tym, ilu przyjmujemy imigrantów i czy jest na nich rzeczywiste zapotrzebowanie. Ukraińcy to naród nam bliski kulturowo, a ich obecność nie rodzi odczuwalnych konfliktów w społeczeństwie, dlatego uważam, że jeśli nastąpi jeszcze większe zapotrzebowanie na pracowników z zewnątrz, powinniśmy po nich sięgać w pierwszej kolejności. Na razie, jako region, nie jesteśmy dla Ukrainy wymarzonym celem ani pracy, ani zamieszkania.
Badania wskazują na to, że największym zainteresowaniem cieszy się województwo mazowieckie. U nas jedynie Toruń i Bydgoszcz mogą przyciągnąć imigrantów.
Skąd ta pewność?
Z badań. Demografowie ostrzegają, że z roku na rok będziemy mieli coraz większy ubytek podaży osób w wieku produkcyjnym. Do 2020 r. w naszym województwie ubędzie ok. 30 tys. osób. Warunkiem, abyśmy z korzyścią przyjęli imigrantów jest rozwój gospodarki, a co do tego, że tak będzie, nikt nie ma pewności w coraz bardziej niepewnym świecie.