Berlusconi mnie oczarował, ale cień korupcji wisi nad Italią
Dziś nie zasługuję na grę w kadrze. Jeśli to się zmieni, będę liczył na powołanie. Teraz się nie łudzę - mówi Bartosz Salamon, obrońca włoskiego Cagliari.
Ile jest prawdy w tym, że na przełomie 2012 i 2013 roku chciały pana u siebie Juventus Turyn, Inter Mediolan i Manchester United?
A Real Madryt też mnie chciał?
Nie wiem. Proszę mi powiedzieć.
Kiedy odchodziłem z Brescii miałem tylko dwie konkretne oferty - z AC Milan i Zenitu St. Petersburg. O niczym innym nie wiem, choć zainteresowań ze strony wielkich klubów nie brakowało. Skauci bacznie śledzą Serie B.
Wielka kasa z Rosji nie kusiła?
Nie, wtedy nie.
Teraz by skusiła?
Nie mam ciśnienia na pieniądze. Nie marzę o Ferrari czy Lamborghini. Mam swoje auto i jestem z niego zadowolony. Nie potrzebuję fur za miliony. To zbędne wydatki.
Był pan już w stajni tych najlepszych aut, w Milanie. W barwach Rossoneri nie zdążył pan jednak nawet zadebiutować. Ile jeszcze panu brakuje do tego poziomu? W ogóle to poziom dla pana osiągalny?
Tak mi się wydaje, choć wiem, że będzie o to bardzo ciężko. Moja sytuacja wyjściowa nie jest za dobra. Jestem o trzy lata starszy, niż wtedy, gdy podpisywałem kontrakt z mediolańczykami. Zamiast w czołowym zespole Serie A jestem w drugiej lidze. Przy ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia mogę jeszcze tam wrócić i się utrzymać. Ale dziś twardo stąpam po ziemi.
Dlaczego więc zamiast w Milanie, gra pan w Serie B?
Nie szukam odpowiedzi na to pytanie. Tak widocznie miało być. Taką drogę wyznaczył mi los. Uważam, że byłem wtedy gotowy, aby grać. Na treningach nie czułem się jak junior. Dawałem radę. Nigdy nie otrzymałem jednak prawdziwej szansy.
Zawsze może pan zrzucić na trenera.
Po co? Najwidoczniej trener Massimiliano Allegri uważał, że inni byli lepsi. Podobnie zresztą Siniša Mihajlović w Sampdorii Genua. Chociaż tam przynajmniej zadebiutowałem w Serie A…
Był czas, kiedy zaszumiało panu w głowie? Włoskie media nazywały pana nowym Guardiolą, a Luigi Corioni, prezydent Brescii, zapewniał, że będzie pan dla Milanu drugim Baresim!
Mi to w ogóle nie przeszkadzało. To były zabawy dziennikarzy. Oni szukali porównań z wielkimi zawodnikami. Mnie to nie ruszało, bo niby czemu miało? Wie pan dlaczego jestem spokojny, chociaż coś poszło nie tak, jak chciałem? Bo ja dałem z siebie wszystko. Po transferze do Milanu nie odpuszczałem, nie łaziłem po dyskotekach, nie miałem sodówki. Wręcz przeciwnie - stałem się jeszcze większym profesjonalistą. Widocznie to było za mało.
A może dlatego za mało, bo ten transfer to w głównej mierze była zasługa potężnego menedżera Mino Raioli, jednego z najlepszych agentów na świecie?
Wiem, że Mino nie załatwił tego transferu. Nie wierzę, żeby działacze wydali prawie 4 miliony euro, tylko dlatego, że znają się z moim menedżerem. Raiola po prostu dobrze wykonał swoją robotę. Milan mnie chciał, ja chciałem do Milanu, a mój agent przeprowadził tę bardzo trudną transakcję. Dalej współpracujemy i ja z tego układu jestem zadowolony. Nie potrzebuję, aby był moim promotorem albo niańką. Wystarczy, że jest menedżerem.
Zostańmy jeszcze na chwilę przy Milanie. Poznał pan osobiście Silvio Berlusconiego?
Oczywiście, że tak. To było miesiąc po moim transferze - dzień przed derbami Mediolanu i dzień przed wyborami parlamentarnymi. Prezydent przyleciał do Milanello swoim helikopterem. Opowiadał nam o polityce. To prawdziwy Włoch z klasą. Dużo gestykuluje, śmieje się. Miły facet, kolorowa osobowość. Dodatkowo to świetny mówca. Nie dziwię się, że tylu ludzi mu w przeszłości zaufało.
Zagłosowałby pan na niego?
Na gorąco pewnie tak. Po godzinnym przemówieniu byłem pod wrażeniem.
A na imprezach bunga-bunga pan bywał?
Oficjalnie o tych rzeczach rozmawiać nie mogę (śmiech).
Dzielił pan szatnię z Mario Balotellim. To naprawdę świr?
Absolutnie nie! Kto zna Mario z szatni ten wie, że to normalny chłopak. Czasem pożartuje, ma swoje „ataki”, ale nie było z nim żadnych większych problemów. Trochę mnie dziwiło, gdy gazety co dzień wyciągały jakieś afery. Bo patrzyłem na faceta i widziałem spokojnego gościa. Wydaje mi się, że jego wyskoki były wyolbrzymiane. Inni robili gorsze rzeczy, a obrywał zawsze Mario. Zresztą, sam pytał: „Why Always Me?”.
Jest pan piłkarzem Cagliari, murowanego faworyta do awansu do Serie A. Jeśli nie teraz, to nigdy?
To idealny moment. Jestem ciągle młodym piłkarzem. W wieku 25 lat mogę zacząć grać regularnie w Serie A. Moja kariera mogłaby nabrać rozpędu. Nie uważam jednak, że jeśli teraz nie wykorzystam szansy, to upadnę bardzo nisko. Zawsze można się podnieść z kolan. Patrzę na klubowych kolegów i oni mają po 30 lat. Kilka lat temu grali w Serie C, a za rok mogą zadebiutować w pierwszej lidze. Mam więc mówić, że teraz jest moja ostatnia szansa?
Włochy i Serie A to przyjazne miejsca dla Polaków? Nie poradzili tam sobie: Tomasz Kupisz, Wojciech Pawłowski, Paweł Wszołek, Rafał Wolski, na ławce siedzi Kamil Wilczek. Wyjątkami potwierdzającymi regułę są Kamil Glik i Piotr Zieliński.
Stereotypów należy unikać. Każdy zawodnik jest przecież inny, każda sytuacja pełna jest detali. We Włoszech trzeba być dobrym piłkarzem, ale i to nie zawsze wystarcza. Musi być jeszcze trener, który doceni twoje umiejętności. Widziałem to na przykładzie Pawła Wszołka - w Sam-podorii siedział na ławce, a nie był od nikogo słabszy! Na treningach zasuwał nawet dwukrotnie lepiej, niż inni. I co? I nic. Jeżeli ktoś mnie kiedyś zapyta, czy warto iść do Serie A, to zawsze powiem: jasne, że tak. Nie mogę jednak zagwarantować nikomu, że będzie grał. Wilczek, który wyjechał do Italii całkiem niedawno, jest napastnikiem i ma tu znacznie trudniej, niż w Polsce. Tu defensywy są świetnie zorganizowane. Nie bez kozery Italia znana jest z taktyki. No i Kamil nie gra, choć potencjał ma spory.
We Włoszech czuć jeszcze smród korupcji? Całkiem niedawno, bo w sierpniu, za kupowanie meczów z Serie B została wyrzucona Catania.
No tak, Catania, w której grał Michał Chrapek, kupiła pięć meczów, aby się utrzymać. Klub zleciał do trzeciej ligi. Cień korupcji wisi więc nad wszystkimi. Bo przecież skoro Catania kupiła te mecze, to ktoś je sprzedał. To logiczne. A nikt inny ukarany nie został.
Pan i pana Pescara coś sprzedaliście?
Ani nie sprzedaliśmy, ani nie kupiliśmy. Do finału baraży o Serie A doszliśmy sportową walką. Szkoda, że potknęliśmy się na ostatniej prostej.
W Italii mieszka pan od ośmiu lat. Spotkał się pan kiedyś z futbolową korupcją?
Bezpośrednio - nigdy. Wszystko znam tylko z opowieści.
Nie kusiło pana, aby wrócić do Polski, albo zmienić ligę?
Gdyby dwa lata temu pojawiła się oferta z Ekstraklasy, to pewnie bym się nią zainteresował. Kiedyś ktoś dzwonił, sondował czy takim ruchem w ogóle byłbym zainteresowany, ale konkretna propozycja nigdy nie przyszła. W tym roku miałem za to możliwość wyjazdu do Hiszpanii, do Segunda Division. Chciał mnie spadkowicz z Primera Division. Skoro to i tak była druga liga, to wolałem zostać we Włoszech.
Ma pan zamiar kiedykolwiek zadebiutować w Ekstraklasie?
Nie wiem czy będę miał motyw, aby wracać do Polski. Zdania o tym, że chciałoby się skończyć karierę w jakimś klubie są bardzo ładne i szlachetne, ale gdybym mógł finiszować na przykład w Milanie, to na pewno nie miałbym z tym problemu.
Czuje się pan słabszy, niż Thiago Cionek?
Gramy co prawda na tej samej pozycji, ale jesteśmy innymi typami obrońców.
Nie o to pytałem.
On jest w reprezentacji, ja nie. Tyle w tym temacie.
I dlaczego jest?
Może jest w świetnej formie?
A jest?
Nie oglądam meczów Modeny. Mogę powiedzieć tylko tyle, że ja w tym momencie nie zasługuję na grę w kadrze narodowej. Tak wygląda moja sytuacja. Jeśli to się zmieni, będę liczył na powołanie. Teraz się nie łudzę.
Czyli obejrzy pan w Polsacie Sport?
Gdzieś na pewno obejrzę.
Poddał się pan?
Jestem w klubie, który powinien wygrać Serie B w cuglach. Mówią na nas „Juventus Serie B”. Będę więc robił wszystko, co się da: chcę grać od dechy do dechy, zbierać wysokie noty. Gram w piłkę nożną, więc o powołanie będę walczył do samego końca. Skoro Cionek, który gra w tej samej lidze co ja, jest powoływany, to kiedy będę w wysokiej formie też mogę liczyć na to, że trener Nawałka mnie zauważy. Bo chyba każdy Polak marzy o tym, aby reprezentować swój kraj, prawda?