Bez choinki nie ma świąt

Czytaj dalej
Fot. 123RF
Anna Grudzka

Bez choinki nie ma świąt

Anna Grudzka

Skąd przyszło do nas świąteczne drzewko i dlaczego na choince powinien wisieć jeden łańcuch – opowiada prof. Teresa Smolińska z Katedry Kulturoznawstwa i Folklorystyki UO.

Gdyby zapytać, z czym nam się kojarzą święta Bożego Narodzenia, większość odpowiedziałaby, że z choinką. Skąd się ona wzięła w naszym kraju?
Najogólniej mogę powiedzieć, że choinka przyszła dla nas z Zachodu, a tak bliżej – że z Alzacji. Ale spróbujmy uporządkować podstawowe dane w tej kwestii. W czasach „przed choinką” każdy region wyróżniał się innym rekwizytem, który charakteryzował święta Bożego Narodzenia. Zaczynając od Śląska Cieszyńskiego, aż po wschód przez całe południe takim rekwizytem charakterystycznym była „podłaźniczka” bądź „połaźniczka”. Celowo używam tutaj dwóch form, bo obie wiązały się również z formami kolędowania. Z „podłaźniczką” chodzili młodzi chłopcy, którzy nie wchodzili do domów, a tylko „podłazili” pod dom i przez okno podawali gospodarzowi ustrojoną jabłuszkami i innymi naturalnymi surowcami, np. ozdobami ze słomy, zieloną gałązkę. Towarzyszyły temu oracje życzeniowe, dotyczące zdrowia, szczęścia, pomyślności. W tym czasie również śpiewali kolędy. Takie kolędowanie miało też funkcję matrymonialną. Jeśli mówimy o połaźniczce, to wówczas kawalerowie „łazili” i wchodzili do domów z tą zieloną gałązką jako symbolem zdrowia i pomyślności. W centralnej Polsce, także na Kurpiach dominował z kolei inny rekwizyt, który nazywano „rajem” albo „światem”. To była konstrukcja zrobiona z opłatków o bardzo oryginalnym kształcie. Takie opłatki łączono potem w całość i zawieszano u sufitu. Również w centralnej Polsce oraz na południu odpowiednikiem „świata” był tzw. pająk, czyli konstrukcja w kształcie trapezu, ale łączona za pomocą słomek, fasolki, grochu i ozdobiona kwiatkami z bibuły. Była też jemioła, której obecność odwołuje się do tradycji pogańskiej. Dziś ma ona funkcje dekoracyjne, a my dalej wierzymy, że dobrze jest się pod nią pocałować, a wówczas para będzie szczęśliwa.

A na Górnym Śląsku? Co było przed choinką?
Rekwizytem typowym dla Górnego Śląska była betlejka, czyli po prostu szopka albo żłobek. Zrobiona była głównie z drewna i papieru, a figurki znajdujące się w środku rzeźbił ktoś najbardziej utalentowany w rodzinie, najczęściej ojciec lub dziadek. Wokół betlejki skupiała się zazwyczaj rodzina, świętując Boże Narodzenie.

Do czasu…
Do czasu, kiedy pojawiła się choinka. Drzewko przyszło do nas z Alzacji, czyli - jak wspomniałam na początku - z Zachodu. Zgodnie z tamtejszym zwyczajem stawiało się w domu na okres Bożego Narodzenia drzewko iglaste, czyli zawsze zielone. Choinka, jak tylko się u nas pojawiła, najpierw w miastach u bogatych Niemców, została spontanicznie zaakceptowana i opanowała cały grunt słowiański. Na Opolszczyźnie pierwsze jej ślady prowadzą do XVII-wiecznego Brzegu.

Kościół, z tego co wiem, nie od razu zaakceptował choinkę…
To prawda. Mamy takie przekazy z ówczesnych czasopism katolickich, np. „Katolika” czy „Nowin Codziennych”, w których pisano wprost, że choinka to symbol niemieckości i że pochodzi od ewangelików. Czytelnicy broń Boże nie powinni jej akceptować: przecież mamy swoją betlejkę. Trzeba jednak dopowiedzieć, że choć księża choince się przeciwstawiali, to widzieli w niej też walory estetyczne. Dlatego sugerowano, by takie drzewko dekoracyjne pozostało li tylko w sierocińcach i szpitalach, ale nigdy w domu „kochanego czytelnika” - katolika.

Ostatecznie choinki wygrały. Teraz są nawet w kościołach. Jak to się stało?
Głosy sprzeciwu to jedna sprawa, a społeczna akceptacja to druga. Choinka została więc nacechowana religijnie i bezpośrednio związana z narodzeniem Chrystusa.

W jaki sposób ją nacechowano?
Przede wszystkim zyskała miano drzewka rajskiego, drzewka wiadomości dobrego i złego, a skoro tak, to i ozdoby, którymi ją strojono, odwoływały się m.in. do historii Adama i Ewy. Na choince zawieszano więc małe rajskie jabłuszka, co jednoznacznie świadczyło o tym, że Kościół zaaprobował ją jako to rajskie drzewko życia, czyli mówiąc bezpośrednio - jabłonkę z raju, która symbolizować jednocześnie miała narodzenie Chrystusa, czyli tego, kto ten grzech pierworodny powstały w raju zmyje. Do choinki przyczepiano specjalnymi szczypcami świeczki, symbolizujące Chrystusa. Zwieńczeniem choinki była gwiazda, która prowadziła wszystkich do Betlejem, albo aniołek, który wskazywał pastuszkom drogę do narodzonego Jezuska. Lametę, która zdobi choinkę, na­zwano włosami anielskimi. Wieszano też łańcuch z papieru lub ze słomy. On z kolei symbolizował węża, czyli szatana, który pojawił się na drzewku w raju w wiadomym celu. Czyli jeśli widzimy choinkę obwieszoną tylko łańcuchami, to - odwołując się do tradycji - można się właściwie zastanawiać, czy to jest drzewko świąteczne, bowiem profanum je zdominowało, a zabrakło sacrum. Na choince pojawiały się też różnego rodzaju wypieki, pierniki w kształcie gwiazdek, serc, także zwierząt (byczków, ptaszków), które miały symbolizować płodność i pojednanie człowieka z przyrodą.

Na dzisiejszych choinkach mało tradycyjnych ozdób...
Czasem stawiamy pod choinką betlejkę. Jabłuszka zostały zastąpione bombkami. Nie tylko okrągłymi, ale o różnych kształtach. Na świątecznym drzewku pojawiają się też rozmaite ozdoby z kultury popularnej, w żaden sposób nie związane z tradycją, jak na przykład bohaterowie współczesnych filmów, bajek dla dzieci. Właściwie można by tu rozmawiać o kiczu... Z drzewka znikają ozdoby ze słomy, także z pieczywa. To dlatego, że dzisiaj najważniejsza jest dla nas estetyka, a dawna symbolika stała się nieczytelna, a więc i nieważna. Przykład? Kiedyś jednym z celów wizyty duszpasterskiej proboszcza, czyli tzw. kolędy, było poświęcenie choinki. Teraz ksiądz, owszem, poświęci, ale całe mieszkanie, a nie specjalnie choinkę... Uważam, że dziś zapominamy, że choinka to drzewko magiczne. Co zresztą widać, kiedy się kończą święta, szczególnie na dużych osiedlach. Wiele uschniętych choinek leży koło bloku bądź stoją pod śmietnikami. Kiedyś nie można było sobie wyrzucić choinki ot tak. Wkładano ją do stodoły. Później z tego drzewka gospodarz wystrugiwał bat, którym – wyjeżdżając wiosną na pierwszy zasiew – śmigał po zwierzętach, by były dorodne i zdrowe.

Choinka staje się też symbolem ekologicznym...
I to zmiennym „symbolem”! W latach 60. minionego wieku za sprawą ekologów i poczucia dbałości o nasze lasy stały się modne choinki sztuczne. Kupowano je, by uchronić lasy przed wycinką. I jak tu mówić o choince w kategoriach drzewka życia? W ostatnich latach znów okazuje się, że o naszej świadomości ekologicznej świadczą żywe drzewka. Dodam jeszcze, że choinka, podobnie jak mikołaj - celowo nie używam tu wyrazu „święty” - stała się po prostu dekoracyjnym gadżetem, wykorzystywanym w reklamie, w sklepach, na wystawach. Zgodnie z nurtem kultury popularnej w różnych miejscach publicznych naszych miast i wsi obserwujemy w okresie świąt Bożego Narodzenia ogromne choinki, które - oczywiście - muszą być największe...

Ciekawostka
W Polsce znalazłam o choince tylko dwie opowieści ajtiologiczne (wyjaśniające w formie legendy). Jedna została opublikowana na łamach „Kuriera Literacko-Naukowego” w latach 20. XX wieku. Opowiadała, jak niedźwiedzia obudziła idąca do narodzonego Jezusa grupa pasterzy. Zdenerwowany i zakłopotany niedźwiedź wyrwał choinkę i pobiegł za pastuszkami.
Drugi tekst został zarejestrowany na Lubelszczyźnie w 2000 r. Informator opowiada o tym, jak drzewa chciały pomóc Matce Boskiej w rozweseleniu płaczącego Jezuska.

Anna Grudzka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.