Jak nie przed komputerem, to z telefonem czy tabletem w dłoni - tak młodzi Polacy spędzają czas. - I to nawet trzylatki - alarmuje psycholog Edyta Mikuła.
Najwyższa Izba Kontroli właśnie przedstawiła badania, których wyniki powinny dać do myślenia. Aż 83,4 proc. ankietowanych nauczycieli uważa, że uczniowie nadmiernie korzystają z komórek. Najczęściej chodzi o gry online i przesiadywanie w internecie. A to przekłada się na: zaniedbywanie obowiązków szkolnych, problemy z koncentracją czy nadpobudliwość. A najgorsze jest to, że - jak wytyka NIK - o ile z dopalaczami i agresją szkoły wiedzą jak walczyć, o tyle problem uzależnienia od internetu jest nowy i szkoły są zdane same na siebie.
Tabletami bawią się już przedszkolaki. Gdy się im je odbierze, potrafią wpaść w szał
I nie jest to wymyślony problem. Z badań, jakie ma NIK, wynika, że symptomy uzależnienia od internetu zaobserwowało u siebie od 18 do 38 badanych nastolatków!
Nos w komórce
- Coś w tym jest. Problem narasta, bo smartfony upowszechniły się w ostatnich latach. Kiedyś na przerwach dzieci rozmawiały, biegały, spędzały czas razem, dziś mają nosy w komórkach - przyznaje Jerzy Koziura, dyrektor „dwudziestki”, czyli jednej z największych szkół w Gorzowie. Tu zasady są proste: na lekcjach elektroniki używać nie można. Na przerwach - jak kto woli.
- Jeśli ktoś regularnie albo spektakularnie łamie zasady, wtedy nauczyciel ma prawo zabrać telefon. Oddaje go wyłącznie rodzicowi lub opiekunowi. Proszę mi wierzyć, że dla niektórych dzieci w tej sytuacji dzień bez komórki jest katorgą - mówi Koziura.
W prestiżowym II Liceum Ogólnokształcącym w Gorzowie zasady są zbliżone. - Szanujemy to, że nasi uczniowie to dorosłe osoby. Jednak muszą respektować ograniczenia. Na lekcjach nie używa się telefonów, na sprawdzianach oddaje się je na przechowanie - mówi nauczycielka Aneta Gizińska-Hwozdyk. A co, jeśli komuś „zapika” smartfon, np. podczas omawiania lektury? - Wtedy „za karę” musi się nauczyć jej fragmentu na pamięć - zdradza A. Gizińska-Hwozdyk.
A profilaktyka? Czy szkoły w ogóle tłumaczą uczniom, że telefon czy tablet może uzależnić? Nauczycielka starszych klas podstawówki z Gorzowa: - Nie, bo nie mamy programów, badań, wytycznych. A kilka razy już mnie dzieci zapytały, czemu się czepiam, skoro rodzice nie mają nic przeciwko. Co mam im wtedy odpowiedzieć?
To musi wyjść z domu
Lubuska kurator oświaty Ewa Rawa też zwraca na to uwagę. - Świadomość, że komórka i internet to technologia przydatna, ale podlegająca ograniczeniom, musi wychodzić z domu. Tymczasem rodzicom często łatwiej dać dziecku telefon, zamiast porozmawiać, spędzić razem czas. Przykre, ale prawdziwe - mówi E. Rawa.
Zapewnia, że szkoły we własnym zakresie robią co mogą (ustalają zasady w regulaminach placówek - innych możliwości nie ma). Choć mogą raczej niewiele. Dlaczego?
- Ponieważ faktycznie nie ma wdrożonych żadnych programów w zakresie e-uzależnień. To ciągle nowy problem - przyznaje Elżbieta Nowak, dyrektor poradni Psychologiczno-Pedagogicznej z ul. Drzewnej w Zielonej Górze. Pierwsi młodzi ludzie z symptomami uzależnienia już się tam zgłaszają. - To będzie narastać - nie kryje obaw.
O tym, że internet, portale społecznościowe i bycie wiecznie online będzie plagą i nałogiem mówiła „GL” już w 2010 r. psycholog Edyta Mikuła. W środę znowu z nią rozmawialiśmy. Nie ma satysfakcji, że miała rację. - Mam za to trzylatków, które nie potrafią już funkcjonować bez tabletów, a na ich odstawienie reagują smutkiem i złością. Mam też wielką prośbę do rodziców: nie zapychajcie czasu dzieci takimi gadżetami. Ograniczajcie dostęp. Dozujcie gry, bajki i internet - radzi nasza ekspertka.
Czas to zmienić
Jest nadzieja, że walka z e-uzależnieniami nie będzie już prowadzona po omacku. Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie sugeruje resortowi zdrowia i edukacji poważne podejście do problemu uzależniania się młodzieży od internetu i komórek. NIK domaga się m.in. wspólnego działania. By placówki miały jak monitorować, zapobiegać i pomagać dzieciakom wpatrzonym w ekrany smartfonów.
- Jednak pierwszy front walki z uzależnieniem musi być w domu. Szkoła tego za rodziców nie załatwi - nie ma wątpliwości E. Mikuła.