Boimy się wszystkiego, co nowe, tak samo jak nasi przodkowie żyjący w jaskiniach. Strach i protesty wzbudzały parowe maszyny, parowozy i automobile. Ich przeciwnicy przekonywali, że wystraszone kury przestaną nieść jajka, krowy się cielić i dawać mleko, a kobiety nie będą rodzić itd.
Taka atawistyczna cecha pozostała nam do dziś, co chętnie wykorzystują politycy. Ostatnio straszyli nas umową CETA o wolnym handlu z Kanadą. Zmutowaną genetycznie żywnością, upadkiem małych gospodarstw rolnych, kłopotami polskich firm, które nie wytrzymają konkurencji. Czy jest się czego bać?
Wystarczy spojrzeć na mapę, by wiedzieć, kto w tym rozdaniu jest silniejszy. Kanada to co prawda drugi największy kraj na świecie - blisko 10 mln km kw., ale w którym mieszka zaledwie 35 mln osób, czyli mniej niż w Polsce. Dla porównania: UE ma 505 mln ludności żyjącej na ponad 4 mln km kw. Sama Polska produkuje więcej żywności niż Kanada.
Ci, którzy mają jakie takie pojęcie o geografii, wiedzieli, że jedynym celem polityków krytykujących umowę CETA było zaistnienie w mediach i danie znać swoim zwolennikom, że jeszcze nie przeszli na emeryturę.
Kanada jest jednym z najbardziej rozwiniętych państw na świecie i jednym z najbogatszych. A to dla firm z Europy szansa na kontrakty, czyli więcej nowych miejsc pracy. A dla konsumenta narodowość produktu nie ma większego znaczenia, liczy się jakość i cena, o czym nagminnie zapominają politycy.
Co możemy na tej umowie zyskać? Chociażby to, że w sklepach przestanie dominować norweski łosoś faszerowany antybiotykami i za tę samą cenę lub taniej będzie można kupić dzikiego.
Słuchając polityków wieszczących nam klęskę, jaką zgotują nam Kanadyjczycy, przypomniało mi się, czym straszyli nas m.in. obecnie rządzący przed referendum decydującym o przystąpieniu do Unii Europejskiej. Polskie firmy miały przestać istnieć, tak samo jak drobne gospodarstwa rolne, bo one na integracji miały stracić najwięcej. Okazało się, że jedni i drudzy mają się całkiem nieźle. Na tyle, że niektóre kraje UE szukają sposobów na zwalczenie dominacji polskich firm i towarów na ich rynku.
Tym, którzy wierzą w brednie opowiadane przez polityków w sprawie CETA, przypomnę, że Unia Europejska ma podpisane umowy o wolnym handlu z 21 krajami i żadna nie wywołała gospodarczego tsunami.
Bezkrytyczne zaufanie do tego, co mówią politycy, bywa niebezpieczne. Wystarczy wyobrazić sobie, jakie byłoby nasze życie, gdybyśmy posłuchali polityków wieszczących nam klęskę z chwilą przystąpienia do Unii Europejskiej. Dlatego słuchając tego, co mówią, warto pamiętać, że wykorzystają każdą okazję, by nas postraszyć, by móc powiedzieć, że tylko oni nas uratują. Mogą pleść największe bzdury, mając nadzieję, że ktoś im uwierzy.