„Biała Gwiazda”. Anatomia upadku Wisły Kraków
Działacze Wisły Kraków kilka lat temu zaczęli robić interesy i rządzić z ludźmi z przestępczego półświatka. Wyciągnięcie do nich ręki miało być - jak mówiono - resocjalizacją. Doprowadziła ona jednak do finansowej i wizerunkowej ruiny zasłużonego klubu. Nie tak dawno kibice emocjonowali się meczami „Białej Gwiazdy” z Realem Madryt czy Barceloną. Teraz na oczach wszystkich klub tonie w bagnie patologii , z której ostatkiem sił próbuje się z wyrwać.
- Ja wszystko bym zrobił, nawet diabła bym wpuścił, by nie dopuścić do upadku klubu. Każdy, kto by przyszedł i wspomógł, byłby przyjęty z otwartymi ramionami. Bo w przeciwnym wypadku doprowadzilibyśmy do upadku – tak cztery lata temu mówił Ludwik Miętta-Mikołajewicz, honorowy prezes Wisły Kraków. Z „Białą Gwiazdą” jest związany od 70 lat, najpierw jako koszykarz, później trener i wieloletni prezes.
Po latach doczekał sytuacji, w której jego klub jest bliski bankructwa. We wtorek, 8 stycznia, do siedzib Towarzystwa Sportowego Wisła i jego piłkarskiej spółki wkroczyła policja na zlecenie prokuratury. Funkcjonariusze poszli też do mieszkań działaczy.
Wszystko przez to, że drzwi do klubu zostały szeroko otwarte dla stadionowych gangsterów na czele z Pawłem M., pseudonim Misiek, przywódcą bojówki Sharks, którego w tym roku szukała policja w całej Europie.
– Do klubu wpuszczono przestępców. Do tego utworzono sekcję Trenuj Sporty Walki. Okazało się, że przychodzą tam grupy ćwiczące walki, ale uliczne – komentuje Paweł Gieras, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Krakowie, który we wrześniu 2018 r. zrezygnował z zasiadania w Radzie TS Wisła (gremium doradcze) ze względu, jak mówił publicznie, na „nieakceptowalne działania zarządu”.
Z więzienia do klubu
Na początku 2014 roku wyszło na jaw, że siłownię w hali Wisły poprowadzi „Misiek”, ten sam, który w 1998 roku, podczas meczu Wisły z Parmą rzucił nożem w głowę włoskiego piłkarza Dino Baggio.
Drużyna z Krakowa została wykluczona na rok z rozgrywek europejskich, co przyniosło nie tylko ogromne straty finansowe, ale także sportowe.
Wisła była wtedy w bardzo dobrej formie i mogła powalczyć w Lidze Mistrzów. Za swój czyn „Misiek” spędził za kratami sześć i pół roku roku.Wydawało się, że będzie on w klubie dożywotnio persona non grata.
Podpisując z Pawłem M. umowę, w Wiśle tłumaczono, że odsiedział swoje, zmienił się, prowadzi biznes, jest w stanie stworzyć siłownię na wysokim poziomie i płacić za wynajem pomieszczeń, dzięki czemu zwiększą się wpływy do klubu.
– Uważam, że odbył za swój czyn nałożoną na niego karę i nie może do końca życia być za to piętnowany. Postanowiliśmy dać mu szansę pozytywnego działania na rzecz Wisły – tłumaczył nam w lutym 2014 roku Ludwik Miętta-Mikołajewicz.
Obok niego przy stole siedział Piotr Wawro, ówczesny wiceprezes Wisły, który już wtedy miał ogromny wpływ na to, co dzieje się w klubie.
– Mówię otwarcie, Paweł to mój kolega. Wiem, że przez niego Wisła poniosła dawno temu straty. On też wie, że zrobił źle. W wyniku impulsu dokonał czegoś, co wykluczyło drużynę z europejskich pucharów – mówił Wawro. – Podejrzewam, że teraz m.in. dlatego pomaga Wiśle, ponieważ jest jej kibicem i tak jak może chce jej oddać to, co jej zabrał – dodał.
Wawro wyjawił też, że sam pomógł Pawłowi M. w rozkręceniu biznesu. – Część pieniędzy, jakie przeznaczył na remont siłowni, pochodzi z pożyczki, jaką otrzymał ode mnie. Pieniądze wysłałem oficjalnie – z konta na konto – opowiadał Wawro.
Czytaj więcej:
- Wisłą rządzą kibice
- Na skraju bankructwa
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień