Białostocka poczta znajdowała się od połowy XIX wieku przy ulicy Warszawskiej (pod obecnym nr 13). Od 1891 roku białostoczanie nazywali tę kamienicę „stara poczta”, bo nowa mieściła się przy Kościelnej.
Przez 30 lat walentynki wpisały się już w nasz obyczaj. Przyznaję, że nie byłem ich zwolennikiem. Drażniły mnie swoją sztucznością i - co tu dużo mówić - obcością. Jednak gdy zjawisko trwa już tyle lat, to trudno mówić, że jest obce. W końcu każda tradycja kiedyś się zaczyna.
Myślę sobie też, że w naszych czasach, które częściej sprzyjają konfrontacji i okazywaniu niechęci, dobrze mieć choć jeden dzień dla eksponowania innych zachowań i uczuć. Nie wiem co na to sam święty Walenty, bo o nim krąży więcej legend niż potwierdzonej prawdy historycznej.
Bezsporne jest, że żył w III wieku naszej ery i został ścięty podczas prześladowania chrześcijan za panowania cesarza Klaudiusza II Gota. W następnych stuleciach czczony był jako patron chorych umysłowo. Amerykanie dorobili mu zakochanych. Stąd na świętego Walentego pozostający w tym niezwykłym stanie ducha i umysłu wysyłali sobie nawzajem listy z zapewnieniami gorących uczuć. Warto więc może przy okazji walentynek (powinno być raczej walentynków) popatrzeć z pewną dozą czułości na pocztę.
Białostocka poczta znajdowała się od połowy XIX wieku przy ulicy Warszawskiej (pod obecnym nr 13). Od 1891 roku białostoczanie nazywali tę kamienicę „stara poczta”, bo nowa mieściła się przy Kościelnej. Na Warszawskiej zainstalowano centralę telefoniczną. W 1897 roku w Pocztowo-Telegraficznym Kantorze i stacji telefonicznej zatrudnionych było 22 pracowników. W 1913 roku, w wyniku rozwoju telekomunikacji, w Białymstoku funkcjonowały: Pocztowo-Telegraficzny Kantor I klasy przy ulicy Gimnazjalnej (Kościelna), miejski oddział Pocztowo-Telegraficzny, założony w 1909 roku, który mieścił się przy ulicy Lipowej i białostocka sieć telefoniczna znajdująca się właśnie w budynku „starej poczty”.
Jej kadrę stanowili: kierownik, młodszy mechanik, trzech nadzorców, ośmiu pracowników obsługi, majster i kancelista. W 1913 roku obsługiwali oni 360 abonentów. Roczny abonament za telefon wynosił 75 rubli. Długość linii telefonicznych w mieście to 84 km, a długość ułożonych przewodów - 663 km. W okresie międzywojennym mieścił się przy ul. Warszawskiej Pocztowy Urząd Teletechniczny i siedziba Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej. Na tamte czasy była to niemalże dolina krzemowa.
Ale wpisała się też „stara poczta” w kronikę białostockich dramatów. Otóż w mroźny styczniowy wieczór 1934 r. kończąca swój dyżur telefonistka spotkała w pocztowej sieni nieznanego żołnierza. Wyraźnie na kogoś czekał. Niespeszona kobieta poprosiła go o wyjście z budynku. Nieznajomy posłusznie wyszedł i czekał nadal. Po kilku godzinach doszło do tragedii. Nieznajomy zastrzelił idącego na służbę policjanta (po sąsiedzku poczty, pod nr 11, znajdował się Wydział Śledczy Policji). Tej samej nocy zbrodniarz postrzelił w Lewickich kolejnego policjanta. Schwytany, przyznał się, że „polował” na sierżanta z własnej jednostki - 42 pułku piechoty. Sąd wojskowy za te nocne wyczyny skazał zbrodniczego piechura na karę śmierci.
Potem wybuchła wojna, która zniweczyła efekty pracy pocztowców. W 1944 roku straty w infrastrukturze były ogromne. W styczniu 1945 r. pisano, że „telefony i telegrafy również zniszczone. Straty sięgają 5.500.016 zł według kosztów z r. 1939. Centrala jest zniszczona w 100 proc., stacja miejska na 50 proc., zamiejska w 100 proc., itd.”.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień