Białostockie Eurydyki. One dają siłę innym kobietom
Trudno jest wierzyć, że się wyzdrowieje, gdy się czyta w internecie komentarze: to trudna choroba, wiele osób umiera. Trudno też wierzyć, gdy znajomi mówią tylko: będzie dobrze albo: nie martw się. Inaczej jest, gdy rozmawia się z osobą, która już przeszła to, co mnie czeka. I widzę, że jej się udało. Wtedy ja też uwierzyłam, że faktycznie może być dobrze - opowiada Barbara Idźkowska. Kilka lat temu zachorowała na nowotwór jajnika. Dziś razem z koleżankami działa w stowarzyszeniu Eurydyki. Pomagają takim, jak one kiedyś. Kobietom z rakiem, które tak bardzo chcą wyzdrowieć.
Gdy pięć lat temu kilka z nich wpadło na pomysł założenia stowarzyszenia, które będzie wspierało kobiety z nowotworami dróg rodnych, lekarze z ówczesnego pododdziału ginekologii onkologicznej, przyklasnęli im od razu. I dr Paweł Knapp, i dr Agnieszka Wojno wiedzą, że leczenie to nie tylko operacje, chemia, lekarstwa. Ważne jest, by pacjentka uwierzyła, że da radę. By czuła się silna, by jak najmniej się bała. I widziała, że powrót do zdrowia jest możliwy.
Dlatego też, gdy pododdział przekształcił się w Uniwersyteckie Centrum Onkologii, Eurydyki zostały na posterunku. I nadal kilka z nich przychodzi raz w tygodniu do szpitala. Po prostu - by porozmawiać z pacjentkami, by pokazać, że powrót do zdrowia jest możliwy, że się da... Czasem po to, by tylko posiedzieć, potrzymać za rękę. Bo nie zrozumie chorego ten, kto nigdy nie chorował. A one wiedzą doskonale, co to rak. I doskonale wiedzą, że można z nim walczyć.
Ja muszę żyć. A one pomagają mi w to uwierzyć
Nie każda z pań da radę prowadzić takie rozmowy. Nie każda jest gotowa, nie każda potrafi. Dlatego spośród około 40 członkiń stowarzyszenia tylko kilka przychodzi kilka razy w tygodniu na dyżury do UCO.
- Ja, chorując, bardzo chciałam spotkać kogoś, kto już przeszedł leczenie. Bo potrzebowałam nie nadziei, tylko wiary, tej pewności: uda się - Barbara Idźkowska tłumaczy, dlaczego te rozmowy z chorymi są takie ważne. Bo gdy się słyszy diagnozę: rak, to cały świat się wali. - Jest strach, niepewność, pustka - wspomina Barbara Idźkowska. I przypomina sobie to, co było najtrudniejsze: - Pewnego dnia moja sześcioletnia wtedy córka zapytała:– Mamo, czy ty nie umrzesz? Bo jak ty umrzesz, to ja też nie chcę żyć.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień