W maju 1928 r. powstał w Białymstoku oddział Ligi Morskiej i Rzecznej. W 1930 r. Rzeczną zamieniono na Kolonialną. Jej siedziba znajdowała się przy Sienkiewicza 38. Dziś ten budynek już nie istnieje.
Być może brzmi to anegdotycznie, ale związki Białegostoku z morzem warte są odnotowania. Pominę tu globalną politykę handlową Jana Klemensa Branickiego, który choćby z portu rzecznego w Tykocinie via Gdańsk i następnie przez porty europejskie prowadził intensywny handel. Wywoził produkty naturalne, a do Białegostoku drogą powrotną sprowadzał towary luksusowe.
Jednak przeciętny białostoczanin miał w XVIII wieku mgliste wyobrażenie o morzach. Wszystko zmieniło się w międzywojniu. Pisałem już niegdyś o białostockich przedstawicielstwach linii oceanicznych, które obsługiwały emigrantów płynących do Ameryki. To działało na wyobraźnię - te anonse z reklamami oceanicznych statków na Lipowej czy Rynku Kościuszki oswajały białostoczan z morzem. 15 stycznia 1921 roku przy Sienkiewicza 5 otwarty został oddział Polsko-Bałtyckiego Towarzystwa Handlowego i Transportowego Polbal. W prospekcie reklamowym pisano, że „Towarzystwo załatwia wszelkie operacje, połączone z transportem ładunków morzem i lądem, specjalnie zorganizowane transporty z Gdańska oraz z Hamburga i Bremy przez Tczew, Grajewo, Herby Pruskie i Zbączyń”. Dodawano też, że „Towarzystwo posiada własne składy i bocznice kolejowe w Białymstoku”. Z kolei przy Rynku Kościuszki 9 swoją siedzibę miał oddział Polskiego Lloyda, który oferował „transportowanie ładunków lądem i wodą w obrębie Rzeczypospolitej i za granicą”.
Ale prawdziwy przełom nastąpił w 1928 roku. Najpierw 5 maja przyjechał do Białegostoku przedstawiciel Komitetu Floty Narodowej niejaki Stanisław Tomczak. Dziennik Białostocki informował, że „wizyta p. Inspektora w naszym mieście ma na celu ożywienie akcji rozwoju Floty Narodowej w Białymstoku i Województwie”. Organizacja ta, której założycielem był Mariusz Zaruski propagowała żeglarstwo, prowadziła szeroką akcję edukacyjną widząc w dostępie do Bałtyku uzyskanym po 1918 roku, polską rację stanu.
W maju 1928 roku powstał w Białymstoku oddział Ligi Morskiej i Rzecznej. W 1930 roku Rzeczną zamieniono na Kolonialną. Jej siedziba znajdowała się przy Sienkiewicza 38. Dziś ten budynek już nie istnieje. Stał na rogu z ulicą Warszawską. Ale znaczące było to, że znajdował się on w pobliżu Białki. Jej charakterystyczna woń przy lekkiej bryzie z pewnością umilała ligowe spotkania. Liga tradycyjnie w maju organizowała w Białymstoku Dni Morza. Z tej okazji w 1933 roku na Rynku Kościuszki, przed Ratuszem, została wybudowana z dykty, kilkumetrowa latarnia morska.
Z działalnością Ligi związany był karkołomny projekt. Od 1937 roku dużą karierę w Polsce robiło hasło, które z czasem przeszło do obiegowej polszczyzny - Żydzi na Madagaskar. Madagaskar będący kolonią francuską miał być przekazany Polsce, która jako członek Ligi Morskiej i Kolonialnej nie posiadała przecież żadnych zamorskich terytoriów. W związku z tym w środowisku skrajnej prawicy narodził się pomysł wysiedlenia do tej przyszłej polskiej kolonii Żydów.
W 1938 roku w Białymstoku zaśmiewano się z dowcipu stworzonego na kanwie tej irracjonalnej mrzonki. Oto i ta anegdotka. Gdzieś na Chanajkach rozmawia dwóch białostockich Żydów. - Mówię ci Jojne, wynośmy się stąd do Palestyny. Cudowny kraj. Włożysz dwa, trzy jajka w piasek, a za pięć minut słońce ci je usmaży na jajecznicę. - To przecież Madagaskar jeszcze lepszy - odkrzykuje Jojne. Tam możesz upiec sobie jajka przy księżycowym świetle.
Po II wojnie światowej nie było już Ligi Kolonialnej, ale za to był statek Białystok. Gdy w styczniu 1956 roku reporter Gazety Białostockiej zobaczył go w gdyńskim porcie to z nieukrywanym wzruszeniem pisał: „A więc tak wygląda statek, który nosi imię mego miasta. Stałem zaledwie o kilka kroków od statku i patrzyłem na długi stalowy kadłub, na wysokie maszty, na pochylające się bomy, na duże litery s/s Białystok wypisane białą farbą na rufie”.
Po tym pierwszym zachwycie nastąpiła wizyta w kajucie kapitana Mrozińskiego, który „właśnie siedział w fotelu i czytał książkę. Przed nim na stole stała szklanka z herbatą, obok leżały długie francuskie papierosy Cavalier”. Kapitan, jak na morskiego wygę przystało, zaczął snuć barwne opowieści. Zaczął od tego, że nigdy nie był w Białymstoku, choć na Białymstoku pływał już od 1943 roku. Opowiadał dalej o niezliczonych rejsach, w tym o niezwykłej historii ponoć „znanej całemu światu”, która wydarzyła się w trakcie rejsu z Colombo do Karaczi. W jego trakcie Białystok uratował błąkających się po morzu, bliskich śmierci z wycieńczenia hinduskich żeglarzy.
O parowcu Białystok pisał już wcześniej w Albumie w 2010 roku Waldemar Bałda przytaczając wszelkie dane techniczne i ciekawą historię tej jednostki. Wspominał, że Białystok zbudowany został w 1942 r. w stoczni Todd Bath Iron Shipbuilding Co. w Portland. „Długi na 134,6 m, szeroki na 17,4, o zanurzeniu sięgającym 8,2 m statek zabierał do pięciu ładowni 10.200 ton towarów”. Był statkiem niezbyt szybkim. Maksymalnie rozwijał prędkość do 10,5 węzła, czyli niespełna 20 km/godz. „Od zwodowania pod nazwą Ocean Hope parowiec pływał w konwojach do Europy. W 1943 roku wszedł pod banderę poprzednika Polskich Linii Oceanicznych, GAL-u (Gdynia-Ameryka Linie Żeglugowe SA, przedwojenny właściciel transatlantyków, m.in. Piłsudskiego i Batorego), na mocy planu odpłatnego przekazywania aliantom jednostek pływających w zamian za utracony tonaż”.
Historia Białegostoku zakończyła się w 1971 roku. Ostatnim portem, do którego zawinął było Bilbao, gdzie został zezłomowany, czyli jak się określa pocięty na żyletki. Ale wraz z tym nie skończyła się morska historia Białegostoku. W 1972 roku w stoczni im. Georgi Dymitrowa w Warnie zbudowano masowiec Ziemia Białostocka. Miał on 185,1 m długości, 22,9 szerokości i 9,8 zanurzenia. Mógł przewieźć 23.736 ton ładunku. Ziemia Białostocka też zapisała się w historii żeglugi. Może nie tak wspaniale jak Białystok ratując Hindusów, bo w maju 1988 roku staranował niepodniesiony na czas most zwodzony w delcie Mississipi. W 1998 roku Ziemia Białostocka podzieliła los Białegostoku.
Ale to nie koniec historii naszych pływających ambasadorów. Otóż odrębny jej rozdział zapisali jak zwykle niezawodni towarzysze radzieccy. Oto w pływającej po Wołdze i Morzu Kaspijskim flocie, jeden ze statków spalinowych (po rosyjsku brzmi to pieszczotliwie „tiepłochod”) nazwali Białystok. W muzealnych zbiorach mamy kronikę „tiepłochoda”, która nie wiadomo jak z Bielostoka znalazła się w Białymstoku. Są w niej zdjęcia kapitana, zażywnych kucharek i dzielnych matrosów, którzy a to grają w szachy albo podnoszą ciężary, albo płyną hen po Wołdze. Ale najbardziej wzrusza widok statkowej gazetki ściennej czy może bardzie poprawnie burtowej, na której umieszczono pocztówki z widokami naszego miasta.
Co stało się z tiepłochodem Białystok? Może gdzieś tam rdzewieje w wysychającym Morzu Kaspijskim.