Białystok kontra Krynice. Gdzie ma być nadajnik RTV?
Inicjatywa kilku zapaleńców z inż. Zdzisławem Olszewskim na czele szybko nabrała politycznego i partyjnego charakteru. Miejsce masztu telewizyjnego jednak wybrali fachowcy z Warszawy.
Już pod koniec września 1958 r. na czele Społecznego [sic!] Komitetu Budowy Rozgłośni Polskiego Radia i Ośrodka Telewizyjnego stanął pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR Arkadiusz Łaszewicz. Jego zastępcami zostali przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej Jerzy Popko i jego miejski odpowiednik Jerzy Krochmalski.
W Komitecie utworzono trzy sekcje. Zabrakło w nich miejsca dla inż. Olszewskiego. Sekcję techniczno-budowlaną objął dyrektor Białostockiego Przedsiębiorstwa Budowlanego Jan Ejsmont, sekcję propagandową Jerzy Krochmalski, a finansową Jerzy Popko. Komitet na pierwszym posiedzeniu stwierdził, że zbiórka pieniędzy idzie słabo. Zwlekali nawet inwalidzi ze spółdzielni Naprzód, którzy pierwsi zadeklarowali się z wpłatą. Apelowano więc do największych w mieście zakładów przemysłowych, które miały centralne przydziały dewiz, aby zrezygnowały z ich części na rzecz Komitetu, gdyż tylko za dewizy można było kupić odpowiedni sprzęt dla planowanego Ośrodka. Zapowiadano też, że do Białegostoku wybierają się „warszawscy specjaliści z dziedziny radiofonii i telewizji”, którzy mieli przygotować niezbędne dokumentacje techniczne. Na ponaglenia Komitetu szybko zreflektowała się spółdzielnia Naprzód i już następnego dnia po ukazaniu się komunikatu dokonała wpłaty. Czyżby wystarczył jeden telefon od towarzysza prezesa? Na pewno bez telefonu obyło się przy pierwszym indywidualnym darczyńcy. Był nim mieszkający przy ulicy Gajowej Kazimierz Szaranek, który na konto Komitetu wpłacił 100 złotych. Swoją drogą TVB mogłaby poszukać swego dobroczyńcy lub jego potomków - zwolnienie z płacenia abonamentu murowane!
Sprawą telewizji zajęła się też Miejska Rada Narodowa. Na sesji, podczas której omawiano budżet miasta na 1959 r., przewodniczący Jerzy Krochmalski przedstawił dość optymistyczną wersję finansów miejskich. Z jego obliczeń wynikało, że „wolnych” będzie 7 milionów złotych. Jednak sam szybko zaczął wyliczać na co ta sumka zostanie wydana. Autobusy, budownictwo, służba zdrowia, a nawet MPO zjadły prawie całą nadwyżkę. Mimo tego w oficjalnym komunikacie z sesji znalazł się akapit, że „w dyskusji nad referatem dotyczącym dodatkowych kredytów (…) mówiono o budowie rozgłośni Polskiego Radia i ośrodka telewizyjnego”. W jej wyniku postanowiono przekazać 100 tysięcy złotych.
Tymczasem z Warszawy nadeszła wiadomość, że tamtejsi spece niezbyt zachwyceni byli lokalizacją ośrodka i masztu na wzgórzu Św. Marii Magdaleny. Wytypowali nową lokalizację. Białostocki Komitet postanowił ją sprawdzić. Oto relacja z tej wyprawy. „W ubiegłym tygodniu [koniec września 1958 r.] członkowie Społecznego Komitetu Budowy Rozgłośni Polskiego Radia i Telewizji wyłonili spośród siebie komisję, która jeździła do wsi Krynice (15 km od Białegostoku w stronę Knyszyna), aby obejrzeć wzgórze, na którym fachowcy z Warszawy proponują ustawić maszt przekaźnikowy telewizji. Wzgórze we wsi Krynice jest o ponad 100 metrów wyższe od wzgórza Magdaleny w Białymstoku. Nie trzeba więc na nim budować zbyt wysokiego masztu, a mimo to zasięg telewizji obejmowałby całe województwo białostockie”.
Nie o takie rozwiązanie chyba jednak włodarzom Białegostoku chodziło. Maszt, a może wieża w centrum miasta to widoczny efekt. Kto pojedzie do jakiś tam Krynic i będzie oglądał plon pracy Komitetu? Telewizję też mało kto będzie oglądał, bo telewizor w 1958 r. to był nadzwyczajny luksus, a w odróżnieniu od inżyniera Olszewskiego nie każdy potrafił go samemu sobie sklecić. Przechodziła też władzy przed nosem jedyna okazja zmiany oblicza miasta. Już sobie pewnie wyobrażali betonowe monstrum ustawione na wzgórzu Św. Marii Magdaleny, które kto wie, może i byłoby wyższe od kościoła Św. Rocha. To byłoby zwycięstwo na tysiąclecie państwa w starciu z chrztem Polski. Szukano więc pospiesznie kontrargumentów na propozycję warszawskich fachowców wyliczając, że „urządzenie ośrodka telewizyjnego we wsi Krynice wymagałoby dużych nakładów pieniężnych, bo trzeba zbudować drogę, przeprowadzić kable elektryczne oraz wybudować studnię artezyjską”. Szczególnie owa studnia wskazuje na burzę mózgów w Komitecie. Wymyślajcie towarzysze co robić, bo jest niedobrze. Z nadzieją powtarzano sobie, że „nie zostało jeszcze zadecydowane, czy maszt telewizyjny zbudowany będzie w Białymstoku czy we wsi Krynice”.
Wszystko miało się rozstrzygnąć w połowie października 1958 r. wraz z przyjazdem „specjalistów od telewizji” z Warszawy. Brak ostatecznej decyzji spowodował, że ewentualni darczyńcy też się wstrzymywali z wpłatami na konto Komitetu. Ten alarmował, że „od wpływu pieniędzy zależy termin uruchomienia przekaźnikowej stacji telewizyjnej”.
Zdrowy rozsądek, a tego wyraźnie nie brakowało białostoczanom, wskazywał że lepiej jednak poczekać. Przecież już niejedną fantazję usłyszeli w ciągu ostatnich lat. Zastanawiano się dlaczego telewizja, której przecież 99 proc. mieszkańców miasta nigdy nie widziało, nagle miałaby okazać się tym czymś na co czekali. W sytuacji, która zaczęła wyglądać na klasyczny pat, zabrał nareszcie głos Zdzisław Olszewski. Jego duży artykuł Gazeta Białostocka umieściła na pierwszej stronie. Inżynier wypowiadał się w tonie kompromisowym, choć stanowczo stwierdzał, że „nie możemy zapominać, że inicjatywa budowy rozgłośni i telewizji w Białymstoku wyszła od nas samych”. Takie stwierdzenie można było rozumieć w dwójnasób. Nas, czyli grupkę amatorów i nas jako społeczeństwo. Każdy czytał jak chciał. Inżynier apelował też o dokonywanie wpłat, zdając sobie sprawę, że zwraca się do biednego społeczeństwa. Główną jednak część artykułu poświęcił kwestii lokalizacji - gdzie budować: w Białymstoku czy w Krynicach. Przypominał, że „aby móc urzeczywistnić retransmisję programu odległego o 170 km Ośrodka Telewizyjnego w Warszawie, trzeba również wybudować maszty antenowe pośredniczących stacji przekaźnikowych na trasie Warszawa - Białystok”. Jednoznacznie opowiadał się za lokalizacją stacji w Białymstoku.„Czy może być lepszy wybór miejsca pod budowę pomnika Tysiąclecia?” Stwierdzał, że Krynice nad Białymstokiem mają przewagę 42 metrów, ale jednocześnie pytał, czy „to czasem nie przysłowiowa skórka za wyprawkę?” Dowodził, że „w przypadku zbyt wysokich masztów sporo kłopotów nastręcza zagadnienie jak najkrótszych linii łączących właściwy system antenowy z nadajnikiem. Stąd wysiłki konstruktorów, zmierzające do tego, by pomieszczenia urządzeń nadawczych lokować na wzniesieniach, co pozwala na obniżenie samych masztów antenowych. Jeśli jednak nie jest to możliwe, buduje się specjalne wieże, w których na pewnej wysokości umieszcza się również nadajniki, a wyżej dopiero anteny”. Swój wywód wskazujący na budowę betonowej wieży w Białymstoku kończył stwierdzeniem: „wydaje się, że takie rozwiązanie jest jedyne i słuszne dla naszych warunków”.
Po takim wsparciu zwolennicy opcji białostockiej byli pewni sukcesu. Sprawę jednak w swoich rękach trzymali „fachowcy z Warszawy”. To oni zadecydowali, że w Białymstoku nie powstanie ośrodek radiowo-telewizyjny i że nadajnik budowany będzie w Krynicach.