Biega, chociaż jej świat powoli traci ostrość...
- Kasia pomaga innym, jak może. Ale sama sobie pomóc nie jest w stanie - mówi znajomy pani Kasi, Krzysztof Kluczyński z Kalska.
Jak sama mówi, jedyne, co trzyma ją przy życiu, to rodzina i... bieganie. Katarzyna Tomczak-Laskowska to, na pierwszy rzut oka, zdrowa, młoda i radosna kobieta. Mama kilkuletniego Kuby i szczęśliwa żona. Od małego zafascynowana sportem, w szczególności bieganiem. Skąd w tak, na pozór, sielankowym życiu deklaracje o tym, że rodzina i bieganie to jedyne, co trzyma panią Kasię przy życiu? Fakt, że pani Kasia żyje ze świadomością, iż któregoś dnia może przestać widzieć twarz swojego synka i męża. Może stracić wzrok.
- Jak byłam na studiach, bodajże w wieku 25 lat, zaczęłam gorzej widzieć. Najbardziej dokuczliwe było to wieczorami - mówi Katarzyna Tomczak. Poszła więc na kontrolę do okulisty. Najpierw do jednego, potem kolejnego... każdy z nich mówił o kurzej ślepocie. - Zalecali mi witaminkę A i nic więcej - dodaje. Jednak przy którejś z kolejnych wizyt usłyszała coś, co wywróciło jej świat do góry nogami. - Lekarz powiedział mi, że za miesiąc mogę już nie widzieć. Zdiagnozował u mnie zwyrodnienie barwnikowe siatkówki, czyli chorobę, która przebiega w bardzo różny sposób. Ostatecznie jednak może prowadzić do utraty wzroku. Nie wiadomo tylko kiedy. Czy za tydzień, miesiąc, czy za 10 lat. Człowiek żyje, jak na tykającej bombie. Może jutro stanie się tak, że obudzę się rano i nie będę widziała nic.
Dla 25-letniej kobiety wiadomość o chorobie była wielkim ciosem. Zaczęła o niej czytać w internecie i dowiedziała się, że bardzo dużo ludzi zmaga się z chorobą. Najgorsze jest jednak to, że do tej pory nie wymyślono na nią żadnego lekarstwa. - Wszystkie terapie to czysta loteria. Nie ma gwarancji, że w ogóle pomogą. A kosztują niemało. Ja zaczęłam zbierać na terapię komórkami macierzystymi, koszt jednego takiego zabiegu to 20 tys. zł. A potrzebnych jest co najmniej pięć. Poza tym lekarze mogą zalecić jedynie zdrowy tryb życia i witaminy, żeby spowolnić postępy choroby.
Dlatego właśnie pani Kasia postanowiła bez reszty oddać się bieganiu. W lutym zaplanowała nawet start w zielonogórskim Ultramaratonie Nowe Granice. - Pomyślałam sobie, że ile można siedzieć w domu i myśleć, co będzie. Dlatego biegam, bo to pozwala zapomnieć. Ale co startuję w jakichś większych biegowych zawodach, ten tłum ludzi mnie przerasta. To przez to, że mam zwężone pole widzenia i jak ktoś nagle wybiega przede mną, mogę go nie zauważyć i się z nim zderzyć. Czasem zastanawiam się, czy nie zrobić sobie specjalnej koszulki „uwaga na mnie, nie widzę”- żartuje kobieta.
Wielkie wsparcie ma w swojej rodzinie - mężu i synu, którzy są przy niej w każdej chwili. - Lekarze mówili mi, żebym nie miała dzieci, bo urodzą się niewidome... Nie posłuchałam i proszę, mój Kubuś urodził się zdrowy. Chciałabym móc widzieć go takiego, jak najdłużej się tylko da.
By móc podjąć jakiekolwiek leczenie, pani Kasia postanowiła poprosić o pomoc innych. Można to zrobić, przekazując na nią 1 proc. swojego podatku: KRS: 0000270809 cel szczegółowy: Tomczak, 5138.