Bieganie ultra 100 km w 14 i pół godziny. Oni to zrobili
Paulina z Wierzbnej zaczęła biegać ponad 3 lata temu. Łukasz z Radymna biega o połowę krócej. Startował z Krzysztofem z Łowiec. W styczniu we trójkę wzięli udział w ultramaratonie w Hongkongu. Przebiegli 100 km
- Ultramaratończyk musi mieć mocną głowę i lubić cierpieć albo znosić cierpienie – ocenia Łukasz Tracz, biegacz z Radymna.
Z zawodu jest fizjoterapeutą. Biega od 1,5 roku. Nie zaczynał jednak od zera. Nie wstał nagle od komputera, żeby zacząć biegać ultramaratony. Wcześniej była koszykówka, kickboxing, motocross. Teraz bieganie stało się jego wielką pasją. Przyznaje, że jeśli chodzi o wiedzę i formę biegową wciąż jest na dorobku. Razem ze swoim pacjentem z gabinetu fizjoterapii Krzysztofem Wałczykiem z Łowiec, mają za sobą już kilka ultramaratonów. W tym morderczych 126 km podczas Transgrancanaria na Wyspach Kanaryjskich.
Paulina Wywłoka zaczęła biegać, bo chciała zrzucić kilka kilogramów. Samotne biegi po polach i lasach - to zaczęło ją kręcić. Pochodzi z Wierzbnej. Pleneru do takich samotnych wypraw nie musiała szukać daleko, wystarczyło wyjść z domu.
- Lubiłam uciec do lasu. Biec bez celu, pobyć sama, odpocząć - opowiada.
W 2014 roku zapisała się na Półmaraton Rzeszowski. To był impuls. Poszła na bieg zamiast na zajęcia na uczelni.
- Pamiętam, że na mecie udzielałam wywiadu, którego do dzisiaj nie widziałam. Nie wiedziałam jeszcze, że zajęłam dobre miejsce. Okazało się, że byłam druga w swojej kategorii wiekowej K20. Nagle wyczytują moje nazwisko. Szok. To dało mi kopa do dalszego biegania – wspomina.
W jej ręce wpadł książka Scotta Jurka „Jedz i biegaj”. To był kolejny przełom. - Zafascynowało mnie bieganie ultra – przyznaje.
Ultramaraton to zupełnie inne bieganie
Żeby bieg nazwać ultramaratonem, musi być dłuższy niż 42,195 km, czyli powyżej dystansu klasycznego maratonu. To jednak nie wszystko.
- Bieganie ultra bardzo różni się od biegania po asfalcie. Jest las, są góry. To całkiem inna technika biegu. Organizm funkcjonuje inaczej. Jest w tym coś pięknego i tajemniczego – mówi Paulina.
- Obcowanie z przyrodą, zmienność trasy oraz widoków. Połączenie zwiedzania z bieganiem. To poznawanie nowych ludzi i miejsc – za to pokochał ultramaratony Łukasz.
Przestrzegają żeby nie rzucać się na głęboką wodę. Lepiej po kolei pokonywać kolejne stopnie biegowego wtajemniczenia. Tutaj nie da się oszukać. Poza tym nikt nie zapisze nas do ultramaratonu ot tak. Żeby mieć pewność, że mamy coś więcej poza ochotą na start, organizatorzy takich biegów sprawdzają ile punktów zdobyliśmy we wcześniejszych startach. Dopiero kiedy wylegitymujemy się odpowiednim doświadczeniem, możemy wziąć udział w losowaniu. Bo zwykle jest więcej chętnych niż miejsc.
Łukasz miał na początku trochę łatwiej, bo jeśli dbasz o kondycję, jeden ważny etap ma już za sobą. To dlatego po 8 miesiącach treningów był w stanie przebiec 130 km.
A co jeśli do tej pory nie byliśmy aktywni fizycznie? Paulina szacuje, że jeśli chcemy wstać z kanapy i przebiec maraton, będą potrzebne 2 lata solidnych przygotowań.
- Do ultra trenuję w okolicach Jarosławia, czasami Przemyśl i okolice, Wola Węgierska-Helusz – opowiada Łukasz. - Przed zawodami trenujemy w Tatrach i Bieszczadach. Po 3 miesiącach wybrałem się na pierwsze ultra w Bieszczadach, 53 km. Po 9 miesiącach na Gran Canarię. To jeden z najtrudniejszych biegów z serii Ultra World Tour, 126 km. Po roku i 3 miesiącach zaatakowałem Łęmkowynę Ultra Trial, 150 km.
W swojej książce pt. „Przygotowanie do treningu biegowego pod kątem fizjoterapii and more...” jeden rozdział poświęcił temu, co przeżył w czasie 126-kilometrowego biegu na Wyspach Kanaryjskich.
Ludzie często pytają ich: „Czy tam cały czas się biegnie, czy można się zatrzymać?”.
- To zależy tylko ode mnie, ile będę biegła. Na każdym biegu ultra są punkty kontrolne i odżywcze. Nikt nie każe nam się tam zatrzymywać, ale jest nam potrzebne jedzenie, picie, są potrzeby fizjologiczne. Jest możliwość przebrania się, jeśli jest błoto i biegnie się niekomfortowo – opowiada Paulina.
Żeby wziąć się na poważnie za bieganie na ekstremalnych dystansach, trzeba odpowiednio odżywić organizm. Nie jest konieczna ścisła dieta, ale rozsądne podejście do odżywiania.
- Po prostu trzeba unikać śmieciowego jedzenia – mówi Paulina.
- Wskazane są świeże warzywa i owoce. Warto pomyśleć o algach morskich np. o spirulinie. Zresztą każdy organizm jest inny. Musisz wyczuć co jest dobre dla ciebie. Ja wynalazłam sobie bataty. Lubię je zjeść przed biegiem, bo są lekkostrawne i mam po nich energię.
Na początku tego roku przyszedł czas na Azję. 100 km w górzystym terenie. Dla Łukasza i Krzysztofa to był kolejny wielki bieg za granicą. Dla Pauliny pierwszy tej rangi. Dla całej trójki wielka przygoda.
- Trenowaliśmy 6 razy w tygodniu. Długie wybiegania trzeba w miarę możliwości robić w górach. Ważne są przewyższenia i ukształtowanie terenu – zaznacza Paulina.
Solidarność wśród biegaczy
Do czasu wyjazdu do Azji konsekwentnie pokonywała kolejne szczeble długodystansowego rzemiosła. Najpierw półmaraton w Rzeszowie. Rok później w 2015 roku, także w stolicy Podkarpacia, przebiegła maraton. Potem przyszedł czas na ultramaratony. Startowała w Karkonoszach, Beskidach i Bieszczadach.
Łukasz i Krzysztof wymyślili sobie żeby po „Kanarach”, przebiec drugi bieg z cyklu Ultra Trail World Tour. To oni nakręcili Paulinę na Hongkong.
- Powiedzieli mi o tym biegu. Wtedy zaczęłam oglądać filmy, żeby zobaczyć jak to wygląda. Byłam zaczarowana. Ale z drugiej strony zaraz pojawił się problem. Koszt 5-6 tys. zł. Pierwsza myśl „nie stać mnie”. Jednak chłopcy zmotywowali mnie do działania – opowiada Paulina.
Wystarczył jeden post na Facebooku, żeby przekonać się, że istnieje solidarność biegaczy. Ale nie tylko oni pomogli. Do Pauliny zaczęli odzywać się znajomi ze szkoły i ze studiów, sąsiedzi. Nagle na konto zaczęły wpływać pieniądze.
- Byłam zaskoczona - zdradza Paulina. - Wkleiłam tylko post ze zdjęciami, że biegam i mam takie marzenie. Ludzie zaczęli mi wysyłać pieniądze. Jerzy Mickiewicz z grupy biegowej z Jarosławia zadzwonił do mnie któregoś dnia, że mają dla mnie tysiąc złotych!
Janusz Mokrzycki z amatorskiej grupy biegowej Wichura Jarosław, do której należy Paulina, zorganizował składkę w drużynie. Przekazali jej ponad 1 tys. zł z dyplomem, życząc powodzenia. Po powrocie z Hongkongu zorganizowali dla niej spotkanie z grupą i innymi biegaczami.
Metę przebiegli razem, choć tego nie planowali
Wystartowali na poziomie morza. Najwyższy szczyt na trasie to ok. 1000 m. Kolejna trudność to klimat. Przylecieli z mroźnej, styczniowej Polski. W Hongkongu powietrze ciężkie, parne. Ani słońca, ani deszczu. Na miejscu byli 6 stycznia. 8 dni przed biegiem. Zrobili trzy treningi. I w końcu start. Dla Pauliny było to pierwszy bieg na 100 km, pierwszy po zmroku i pierwszy start za granicą.
Wspomnienia z trasy? To był bieg schodów, niesamowitych widoków i setek fotografów. Tylu jeszcze na trasie nie widzieli. Biegli w górach, widząc w dole wielką metropolię. Jakby ktoś wybudował wielkie miasto w środku parku narodowego. Zawodnicy z 48 krajów. Paulina i Łukasz na metę wbiegli we dwójkę, ok. godz. 22.30, po 14 godzinach i 38 minutach. Ona była pierwsza wśród Polek i 16 wśród kobiet. Krzysztof przybiegł na metę 37 minut po nich.
Wśród kibiców byli również Polacy. Biegacze mówią, że kiedy słychać doping w ojczystym języku wstępują w nich jakieś nowe siły. Na 70 kilometrze Łukaszowi zepsuła się latarka. Biegli we dwójkę, korzystając z latarki Pauliny.
- To było bardzo uciążliwe – wspomina biegaczka. - Pierwszy raz popłakałam się podczas biegu.
Najwyższy szczyt trasy był na jej samym końcu, 4 km przed metą.
- Jak zaczęliśmy zbiegać z góry, Łukasz musiał mnie zatrzymywać, a ja już tak bardzo chciałam być na mecie, że biegłam ile tylko sił. Uczucie na mecie? Cudowne!
Kolorowy Hongkong i groźny Pekin
Była brytyjska kolonia okazała się przyjazna i kolorowa. Mają z niej dobre wspomnienia. Poza jednym. Samolot z Hongkongu do Pekinu się spóźnił. W stolicy Chin, z której mieli odlecieć do Warszawy zostali na nieplanowane na 2 dni. O 4 nad ranem stanęli w kolejce po wizy. Dostali je na 48 godzin. Po 10 godzinach dotarli do hotelu. Karty płatnicze działały w bankomatach. Następnego dnia dowiedzieli się, że PIN ma tam 6 cyfr. Trzeba wpisać dwa zera na początku. Internet jest, ale nie działa Google, Facebook czy YouTube. Na szczęście działał chociaż WhatsApp.
- Chińczyków zapamiętałam jako chłodnych i podejrzliwych. Kiedy o coś pytałam, to jakby się bali. Pekin to potężne i dziwnie puste miasto. Z kolei Hongkong to ciasne, kolorowe uliczki. Mnóstwo uśmiechniętych i otwartych ludzi. Tylko jest tam bardzo drogo. To była przygoda życia – opowiada Paulina.
Odkąd zaczęli biegać ultra, krótsze dystanse są dla nich przetarciem przez prawdziwym wyzwaniem.
Paulina: - To naprawdę wspaniały sport. Żeby zacząć biegać dla samego siebie, wystarczą ci tylko buty i chęci. Ja nie wyobrażam sobie życia bez tego. Bieganie odmieniło moje życie. Mogę przyznać, że poszerza horyzonty. Poznałam wielu wspaniałych ludzi i zobaczyłam już kawałek świata.